(mtg):
Problem alkoholowy zajmuje poważny węzeł gordyjski w społeczeństwie do rozwiązania.
Zmagają się różnorodne ośrodki AA, psychologowie, terapeuci mając w tym zagadnieniu dogłębne doświadczenie, rezultat jest nikły.
Cóż dopiero taki starszak(Ww)może pomóc opilcowi, oczywiście czyni pewne prelekcje wobec niego kierując się zasadami czy pouczeniami z PS, w wielu przypadkach to trafianie kulą w płot, żadnych rezultatów przeważnie kończy się wykluczeniem z społeczności sJ.
(...)
W najbliższym otoczeniu znam takiego królewicza, który stara się wzbudzać litość i chęć poprawy lecz to puste słowa.
Dlatego uważam każdy powinien być stanowczy, konsekwentny w działaniu wobec gazownika, nie jedna kobieta w małżeństwie zderza się z tym utrapieniem.
Nie chciałbym w temacie się wymądrzać, bo tak ''wiem i nic nie wiem'' osobiste odczucie, żal tylko takich osób a przede wszystkim tych którzy przeżywają takie katusze w rodzinach.
Zgadzam się Nadaszyniak z każdym kawałkiem Twojej wypowiedzi, że "królewicza", szczególnie takiego co podnosi łapy na kobietę lub dzieci NIE powinno się TOLEROWAĆ.
Zycie nie jest jednak takie czarno-białe niestety. Ten przykład, który opisałem też taki nie był. Znałem faceta dość blisko, praktycznie się przyjaźniliśmy jakiś czas. Także gdy dostał tej psychozy, to nadal ze mną potrafił nawet rozsądnie rozmawiać. Nawet zaczął nową pracę(fizyczną i nielekką w piekarni). Ale po tzw "gadce" od razu było widać, że ma urojenia i coś nie ten- tego z umysłem. Przeczytał coś też na stronach "odstępczych" i zaczął starszym z argumentami wyjeżdzać (w czasach, gdy ja sam bałem się Was jak ognia!).
A ponieważ mam bliską osobę, która od 20-stu lat choruje na psychozę maniakalno-depresyjną, tzw "dwubiegunówkę", to doskonale wiem jak zachowuje się taka osoba na etapie "manii". Moja bliska osoba najpierw nie śpi kilka tygodni po nocach np. robiąc jakieś remonty w domu, w ciągu dnia stawiając się do pionu hektolitrami kawy i papierosów, po to by robić nieprzemyślane zakupy na tysiące złotych(również na kredyt)- aż mózg jest już tak zmęczony, że zaczyna mieć omamy i widzieć "prześladowców" nawet w bliskich. Wtedy nadmiernie pobudzony i zmęczony mózg zaczyna poszukiwać remedium, chce się po prostu wyłączyć- chory sięga podczas dnia po alkohol na tym etapie. Następnie zaczyna się jazda bez trzymanki!....- rozkręcanie rur gazowych/piecyka, jazda samochodem "na bani" i publiczne wymyślanie członkom rodziny itp. Podczas dwóch pierwszych ataków NIKT nam nie chciał pomóc- nawet Policja. Osobiście byłem z małżonkiem tej osoby na Policji, składać zawiadomienie, że osoba ta jest chora psychicznie, i jeździ po alkoholu swoim samochodem właśnie w tej chwili gdy przebywamy tu, na komisariacie, i że kogoś może zabić, jeśli spowoduje wypadek. Błagaliśmy, żeby zatrzymali do kontroli na zawartość alkoholu, oraz żeby przymusem doprowadzili na badanie do psychiatry (ten stan trwał wtedy już dwa-trzy tygodnie). Policja się na nas wypięła! To nic, że parę dni później specjalna jednostka i strażacy szturmowali mieszkanie, bo jak wspomniałem- zaczął rozkręcać rury gazowe.... :-( dopiero wtedy zawieźli do psychiatryka i wprowadzili w stan śpiączki farmakologicznej, żeby mózg na siłę wyciszyć.
Alkohol w tym wypadku był zawsze konsekwencją/wtórną rzeczą, a nie główną przyczyną.
Oczywiście, wszyscy wszechmądrzy wokół doradzali rozwód (już po fakcie- bo gdy wcześniej prosiliśmy ich o prostą pomoc, przez "złożenie zawiadomienia na Policji o tzw "groźbach karalnych", to się na nas wypięli, a przecież dzięki temu zawiadomieniu trafiłby do szpitala duuuużo wcześniej)
Dodam, że osoba ta jest teraz regularnie "na lekach", i jest człowiekiem "przyłóż do rany". Teraz objawy manii nie występują, a tylko raz-dwa razy do roku faza małej "depresji" się przytrafia.
Gdyby doszło do rozwodu- jestem pewien, że tego dobrego człowieka już by nie było, a moje dzieci nie miałyby dziadka, którego uwielbiają.
Nie każdy jest więc tym "królewiczem-alkoholikiem", i tylko specjalista może to właściwie rozpoznać i leczyć.
Jestem stuprocentowo przekonany, że
wiele osób mających zupełnie niezwiązane z alkoholizmem problemy natury psychicznej, lub innej- przez wykluczenie (którego czasem PRETEKSTEM jest alkohol, ponieważ współistniał)-zostały "doprowadzone" przez starszych do samobójstwa.
Przykład? (niezwiązany stricte z alkoholem)- ostrzegam, dość drastyczny: możecie przesłuchać całość, bo historia ciekawa, ale dla ułatwienia podaję znaczniki czasowe najważniejszych fragmentów:
https://www.youtube.com/watch?v=49VwDAGyzkM24:30- zaczyna opowiadać o tym, jak znalazł się poza domem....
27:38- 28:54 - opowiada, jak blisko był samobójstwa, i tylko telefon od matki, która postanowiła go zabrać z powrotem do domu, WBREW "zaleceniom"
zasranych starszaków (wyboldowanie moje, tj.Rubena)
w telegraficznym skrócie: NIEOCHRZCZONY chłopak został wywalony z domu, ponieważ starsi przekonali rodziców, że nie mogą tolerować syna-geja (nastolatka) w domu. Chłopaka "przytulił" pedofil i zaoferował mu
"darmowe" mieszkanie. Pozostawiony samemu sobie nastolatek postanowił strzelić sobie w łeb, na szczęście zadzwoniła matka- dosłownie w ostatniej chwili.
Jeszcze inny przykład o którym słyszałem kiedyś: przykładny brat starszy poślubił skromną siostrę. Po ślubie okazało się, że żona wzbrania się przed współżyciem- okazało się, że była w dzieciństwie molestowana seksualnie, i ma głęboki, psychiczny uraz. Brat nie miał o tym najmniejszego pojęcia przed ślubem. Oczywiście, jako kochający mąż, nie zniżył się do poziomu "małżeńskiego zgwałcenia". Na przestrzeni kilkudziesięciu lat współżył ze swoją małżonką dosłownie kilka razy. Popada w depresję (może czuje się nieatrakcyjny i w pułapce?), oczywiście nie może rozwiązać problemu przez znalezienie sobie "kochanki" lub pójście na dziwki- jest głęboko wierzącym świadkiem.... Po kryjomu zaczyna każdego wieczoru od jednego drinka... Okazuje się, że alkohol pozwala mu zapomnieć i wygasić frustrację seksualną.... po jakimś czasie okazuje się że przerodziło sie to w codzienny nawyk... pije niestety coraz więcej....
Co w takiej sytuacji byście doradzili? Wykluczyć i wywalić z chałupy alkoholika?
Ja bym doradził wizytę u psychologa/psychiatry, a nie starszyźniane "nacieranie oliwą słowa bożego"
Dużo by mówić. Sam miałem w domu alkoholika, i wiem, że nic nie bywa tak doskonale "czarno- białe" jak to nam się wydaje. Ale z całym przekonaniem powiem, że pozbywanie się problemu przez wykluczenie i odrzucenie (poza oczywistym przypadkiem przemocy fizycznej lub psychicznej) - to pójście na tzw. "łatwiznę" i przerzucenie problemu na innych/szatański świat.