W ogóle nie lubiłam głoszenia, nieważne czy to chodzenie po domach, czy wymądrzanie się w towarzystwie.
Jednak najgorsze były dla mnie poranne, niedzielne naloty. Czułam się jak intruz zakłócając innym spokój.
Kiedyś z jednym starszym panem weszliśmy do domu, rodzina akurat siedziała przy śniadaniu.
Do dziś pamiętam ten widok, dzieci w piżamach, pięknie pachnące kakao i rodzice.
Wtedy gospodarz powiedział do nas..jak wam nie wstyd, cały tydzień zap...w niedzielę chcę z rodziną zjeść śniadanie,a wy przychodzicie bezwstydu.
Prawie wyrzucił nas za drzwi. Tak bardzo było mi wstyd, myślałam że zapadnę się pod ziemię.
Przecież miał rację, a mój towarzysz zwał na niego ( do mnie) od ciemnoty, niewdzięczników i różnych takich.
Od tamtej pory broniłam się przed służbą jak mogłam, a nawet bywało, że szłam bo matka kazała, a nie docierałam. Tzn docierałam, ale w inne miejsca. I stąd pozdrawiam Waldka i Tomka moich braci w niedoli.