Jeśli podobny wątek już jest, to proszę o interwencję.
Ja to nie mam łatwego życia. Nikt prawie z moich bliskich i dalszych znajomych nie może zrozumieć mojego zainteresowania świadkami i ich organizacją. A w sumie mam ciekawe przemyślenia, ale wątpię, czy nawet wy byście się niektórymi z nich zainteresowali. :d
Dzisiaj na tapetę pozwolę sobie wziąć ... pytania do akapitów w czasopismach i książkach. Post trochę chaotyczny, więc proszę o zrozumienie i cierpliwość, albo wywalenie wątku.
Zastanawiam się, dlaczego nikogo jakoś zbytnio nie dziwi ich obecność. Tak bardzo się do nich przyzwyczailiśmy w kontekście świadków, a przecież wystarczy sobie wyobrazić obecność takich pytań w artykule w innego rodzaju czasopiśmie czy jakimś nieświadkowym komentarzu biblijnym.
To prawda. Podobne pytania znajdziemy w podręcznikach szkolnych z młodszych klas.
Pytania takie były najczęściej zadawane, by przetestować umiejętność czytania ze zrozumieniem, lub znajomość tekstu, który był wcześniej zadany do przeczytania.
Pierwszą możliwość możemy wykluczyć, ponieważ ludzie umiejący czytać ze zrozumieniem nie są w orgu zwalniani z odpowiedzi na owe pytania [łatwo by było to sprawdzić]. A więc organizacja ogromnie potrzebuje wiedzieć, czy członek na pewno zapoznał się z akapitem i zrozumiał jego treść.
Do czego też mogą służyć pytania?
A no do tego, by członek odpowiadając na nie, niejako publicznie i przed sobą na zebraniu, przyznał akapitowi rację. Pytania najczęściej konstruowane są tak, by odpowiedź była zależna od strażnicy, nie od odbiorcy. Odbiorca odpowiadając własnymi słowami sprawia wrażenie na innych, że sam z siebie akceptuje zawartość tekstu, pewnie też i sam przed sobą się utwierdza.
Świadkowie jednak tłumaczą takie zjawisko skutkiem ubocznym unifikacji. Już mówię o co mi chodzi:
Pytasz świadka po co te pytania. On ci odpowiada, że chcieli dostosować tekst do ludzi o najniższym poziomie inteligencji. [Mhm, w sumie słyszałem, że coś takiego robi się w amerykańskich szkołach.] To jest to domniemanie braku mózgu u innych, baa, u swoich też. :d
Przychodzi świadek do jakiegoś człowieka. Daje mu książeczkę z pytaniami. No co se ten pomyśli? Na pewno, że traktują go jak debila zadając mu pytania do tekstu. Nikt wam tego nie powiedział przy głoszeniu?
Dlaczego domniemanie to nie może być szczere? Ponieważ świadkom powinno wtedy zależeć na tym, by członek zaprzestał potrzeby korzystania z pytań i nabył umiejętność czytania ze zrozumieniem. W tym celu nie czyni się żadnych kroków. Rozumiecie? Jest sygnalizowana potrzeba, której się nie zaspokaja, a wręcz wydaje się, że jest ona na rękę wszystkim.
Paweł powiedział w jednym liście, że dostosowywał swoją wypowiedź do odbiorcy mówiąc: "dla Żydów byłem jak Żyd, dla Greków jak Grek". Strażnica jedynie może powiedzieć: "dla wszystkich byłam jak przedszkolanka"
Jakub w swoim liście mówi, że jeżeli komuś brakuje mądrości, to niech prosi o nią Boga a będzie mu dana. Strażnica zmienia to w: "jeżeli komuś brakuje mądrości... to w ogóle nie ma różnicy, nawet lepiej, bo dla mądrych niczego innego nie przewidzieliśmy".
Na koniec trzy etapy indoktrynacji:
Wyliczyłem trzy etapy indoktrynacji u świadków. Na każdym teoretycznie można by poprzestać,. W sumie to może być ich więcej, zależy gdzie się rozdzieli:
Poziomem zerowym, a przeze mnie niewliczanym w indoktrynację jest biblia.
Poziom pierwszy to "bazujące na niej" czasopisma i traktaty. Sam jw.org dzisiaj mógłby się utrzymywać już bez kolporterów, wydając jedynie elektroniczne wersje czasopism i broszur bez pytań do akapitów. Ludzie sami wtedy mogliby się spontanicznie spotykać jako fani. Zakładaliby też oddolne fanowskie społeczności. Też by płacili np na jakimś patronite czy coś.
Poziom drugi to zebrania. Tutaj też można by wprowadzić jakąś dowolność, albo chociaż możliwość grania piosenek na instrumentach...
Poziom trzeci to pytania do tekstów i unifikacja. Tutaj już jest kompletny totalitaryzm.
Pytanie do akapitów: Czy strażnicy zależy raczej na tym, by ludzie zdobywali mądrość i wiedzę, czy żeby akceptowali wszystko co im podaje?
Nie wiem. Jak się ze mną nie zgodzicie, to fajnie, bo moje przemyślenia nie są wolne od błędów.