Pamiętam i zapewne nie tylko ja, takie doświadczenia chętnie zamieszczane w strażnicach, które osobiście czytałam.
Jak to jakiś fizyk atomowy poznał prawdę i został świadkiem Jehowy.
A to jakiś słynny sportowiec rosyjski, porzucił sport dla tej religii.
A to jakaś śpiewaczka zrezygnowała z kariery, żeby zostać świadkiem.
Jakiś lekarz, jakiś naukowiec, jakaś tancerka, jakiś aktor, jakiś ... jakiś ... jakiś ... itd., itd.
Nie wspomnę celebrytów na skalę światową, jakieś siostry Williams, tenisistki, czy modelka Naomi Campbell.
https://pl.thpanorama.com/articles/cultura-general/los-30-testigos-de-jehov-ms-famosos.html Głosząc, niektórzy się często dowartościowywali, że na świecie są słynne osoby, które są też w tej religii.
Na doświadczenia te powoływano się m.in., żeby wzmocnić argumentację za tym, żeby przynajmniej się na chwilę zatrzymać i zastanowić.
Czy nie warto coś rozważyć, skoro takie osobistości nimi zostały, czy i dla mnie to nie jest jakiś zaszczyt, by nim zostać.
Dobrze by było, żeby ci co wypowiadają się na temat swojego życia pisali prawdę, nie wprowadzając w błąd czytających to forum.
Oczywiście, możemy walczyć u siebie z jakimiś kompleksami.
Ale jaki cel ktoś może mieć, bardzo mocno koloryzując pewne fakty?
To może być bardzo mocno zastanawiające.
Nadaszyniaku.
Nie odpowiedziałeś jasno na pytanie Sebastiana w sprawie nadania tytułu profesorskiego Twojej żonie wg prawa polskiego.
Nadaszyniaku, czy słowo "profesor" oznacza w Twojej wypowiedzi osobę z (wręczanym uroczyście przez Prezydenta RP)
tytułem naukowym, (poprzedzonym wcześniejszą obroną habilitacji a następnie wydaniem "książki profesorskiej"),
czy jest to grzecznościowe określenie nauczycielki legitymującej sie tytułem mgr pedagogiki i uczącej w podstawówce lub w liceum?
Witaj Sebastianie: sam zwrot ( P. profesor) jaki napisałem daje jednoznaczną odpowiedź lecz nie jest nauczycielką,
pracuje mimo to na Uczelni, nie pomyśl jako osoba fizyczna - pozdrawiam
Bo cóż w tym momencie ta Twoja odpowiedź tu wyjaśnia, nic.
Osobiście pamiętam z czasów swojej szkoły średniej, że zwykłego nauczyciela z magistrem, nazywaliśmy na lekcjach "Panie Profesorze".
Choć żaden z uczących nas tam nauczycieli nie miał tytułu Profesora, a trochę ich było.
Nawet nasz dyrektor takiego tytułu nie miał.
I ogólnie to bardzo Ci współczuję, że takimi wpisami zaciemniasz prawdę.
Aczkolwiek absolutnie nie neguję osiągnięć Twojej żony.
I rozwiniętego jej talentu muzycznego.
Znam osobiście osoby, które nie znają ani jednej nuty, ale mając słuch absolutny, potrafią zagrać wszystko.
I to na kilku instrumentach.
Tylko jeśli nominowanym "Profesorem" Twoja żona nie jest, no to nie jest
A jak jest, to jest
Nie można prosto?