odnośnie szukania sensu w życiu - nasuwa mi się taka refleksja, że dobrze jest mieć dystans do siebie i do świata, patrzeć na świat i na siebie z przymróżeniem oka a wtedy łatwiej i o takie zwyczajne zadowolenie z życia i o taki głębszy sens
często ludzie myślą że rozważania o sensie życia muszą być jakieś super poważne, a cele życiowe muszą być jakieś górnolotne i super wzniosłe.
a sens mają także działania naprawdę drobne: pomóc komuś w czymś, pocieszyć kogoś, naprawić coś komuś, itd. itp. z takich drobiazgów składa się nasze życie.
przypomina mi się zdarzenie, gdy krótko po odejściu ze zboru zimą idąc boczną uliczką swego miasta zobaczyłem pijaka który spał sobie beztrosko na śniegu na środku ulicy. Ulica owszem boczna i mało uczęszczana, ale jednak ze dwa auta na godzinę przejeżdżają tamtędy, więc o nieszczęście nietrudno. A pijaczek ważył jak dobry prosiak - ze 120 kg lekko i nie reagował na to gdy próbowałem go budzić tylko coś sobie mamrotał. W zasięgu wzroku nikogo do pomocy, karetka czy policja zanim przyjadą to minie ze 40 minut jak nie godzina, a przez ten czas mogą być ze dwa wypadki. Tak więc wszystko wskazuje że musze się uporać z problemem po pierwsze natychmiast a po drugie samodzielnie bez niczyjej pomocy. Jedyne co dało się w tamtych warunkach zrobić to... przeturlałem go do przydrożnego rowu w którym było co nieco wody ale to nie problem bo głowę położyłem mu na suchej ziemi. Pijaczek cały mokry spał sobie w tym rowie dalej niczego nie zauważając.
Po godzinie spotykam kolesia który zagaduje do mnie że słyszał że ja już nie jestem świadkiem Jehowy. Ja mu na to że owszem, prawda. Kiedyś wyobrażałem sobie że ratuję niewiernych przed nadciągającym końcem świata a teraz już tego nie robię. Koleś pyta a co teraz robię. Ja mu na to odpowiadam pół żartem pół serio że w wolnych chwilach ratuję pijaczków przed rozjechaniem przez samochód. Koleś się śmieje i mówi: bardzo pożyteczna działalność, bo ten skurczybyk jest alimenciarzem i musi jeszcze co najmniej pół roku pożyć zanim spłaci długi alimentacyjne które jest winny swojej córce a mojej (znaczy tego kolegi) narzeczonej. Ja sobie żartuję że jakbym wiedział że to alimenciarz to bym go nie ratował. A koleś na to: w przyszłą zimę możesz go minąć i pójść dalej ale dzisiaj dobrze zrobiłeś, bo skurczybyk już zaczął spłacać dług ale jeszcze nie wypłacił się do końca.
pożegnaliśmy się z kolesiem i poszedłem do siebie do domu. A po drodze myślałem o tym że taka drobna przysługa (uratowanie komuś życia albo zdrowia) ma znacznie większe skutki praktyczne niż jakieś latanie od domu do domu którym zajmowałem się w minionych latach.
A więc obecne życie ma większy sens niż wypełnione fikcją i iluzją życie dotychczasowe.
Tak mi się teraz to wszystko przypomniało, gdy rozmawiamy o sensie życia.