Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Moja smutna historia  (Przeczytany 11483 razy)

Offline Reskator

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #15 dnia: 15 Październik, 2017, 18:11 »
Dużo masz w tym racji, zwłaszcza z tym źródłem konfliktu. Jednak ŚJ nie są bez winy, biernie przyglądali się temu co się dzieje, szczególnie fizycznej i psychicznej przemocy. Ale na zebraniach mogli się pochwalić, że mają takiego fajnego i wytrwałego.

A czytając tę historię miałem dreszcze.
Co byś doradził SJ,jak powinni się zachować,widząc fizyczną i psychiczną przemoc?


Offline Geldar

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #16 dnia: 15 Październik, 2017, 18:39 »
   Geldar
   Rzeczywiście, historia Twoja emocjonalnie, jest przejmująca aż do kości.
   Mam również dzieci i przykro się czyta, że rodzice mogą tak traktować swoje rodzone dziecko
   Ale jednak jest jakiś promyk nadziei, że życie Ci się jakoś będzie układało, skoro trafiłeś na to forum.
   A jak trafiłeś, to znaczy, że Ci się otworzyły Twoje duchowe oczy na tę sektę.
   A więc, powodzenia i już tylko do przodu, z nadzieją.
   :)

Dziękuję  :)

Jeszcze w trakcie ostatnie klasy technikum postanowiłem że się ochrzczę. Mimo że z nikim nie rozmawiałem o swojej nowej wierze, dowiedziałem się wtedy że jeden z moich kolegów z klasy jest Świadkiem Jehowy. Było to dla mnie zaskoczenie, bo tyle lat chodziliśmy do tej samej klasy i nic o tym nie  wiedziałem. Pamięta jak brat mi ciągle powtarzał że tylko w zborze zaznam prawdziwej miłości, wsparcia i pomocy i na początku tak było. Moje przygotowania do chrztu przebiegały szybko i sprawnie. A po ukończeniu szkoły zacząłem regularnie uczestniczyć w zebraniach. A chodziłem do zboru Łódź-Widzew Augustów mieszczącego się przy ulicy Przybyszewskiego Wtedy ktoś musiał chyba upomnieć mojego brata, bo dopiero wtedy zaczął mi trochę pomagać. Od czasu do czasu zapraszał mnie na obiady i raczył mi kupować zupki chińskie z biedronki. Odwiedzałem też innych braci i siostry gdzie byłem goszczony obiadem. Zostałem ochrzczony w tym samym roku a był 2006 rok, w lato na zgromadzeniu na stadionie Widzewa. Tam ponownie spotkałem kolegę z klasy. W domu nadal sytuacja była tragiczna, nie mogłem już korzystać z łazienki. Musiałem myć się w misce w pokoju. Byłem traktowany jak śmieć i ciągle obawiałem się o własne życie i zdrowie. Marzyłem tylko aby się wyprowadzić i znaleźć pracę. Niestety było to zadanie bardzo trudne, ze względu na to że czekało na mnie wojsko i nikt nie chciał mnie przyjąć do pracy. Od braci i sióstr ze zboru, dostałem nawet skromną pomoc finansową, zebraną podobno od kilkunastu osób. Było to 180zł które brat do dzisiaj mi je wypomina. Czuję się jakbym był ich niewolnikiem kupionym za 180zł. Unikałem domu jak tylko mogłem dlatego przez ponad pół roku byłem na każdym zebraniu i zbiórce do służby. Przez jeden miesiąc byłem nawet pionierem pomocniczym. Wierzyłem we wszystko co mi mówili. Podświadomie szukałem ciepła i prawdziwego domu którego nigdy nie miałem. Dlatego tak bardzo dałem się zmanipulować. Pod koniec roku wojsko się o mnie upomniało, oczywiście odmówiłem i groził mi sąd. Nie miałem żadnego zaświadczenia że jestem Świadkiem Jehowy. Starszy zboru wprowadził mnie w błąd mówiąc, że już się takich zaświadczeń nie wydaję. Potem się sytuacja wyjaśniła ale byłem bardzo nie fajnie potraktowany. Rok 2007 przyniósł zmiany, w końcu miałem pracę, dzięki jednej siostrze ze zboru. Była to praca tylko na pół etatu i na umowę zlecenie, ale zawszę coś. Nie pozwalało mi to niestety na wyprowadzkę z domu. W międzyczasie miałem komisje w sprawie służby zastępczej którą miałem odbywać w urzędzie pracy. W zborze miałem coraz więcej zadań, nosiłem mikrofony, obsługiwałem sprzęt nagłaśniający, sprzątałem sale. Powoli rodziły się we mnie wątpliwości że coś jest nie tak. Niestety mój stan psychiczny pogarszał się z miesiąca na miesiąc. odrabiałem wtedy służbę zastępczą w urzędzie pracy. W zborze szukałem silnego oparcia, ale spotkałem się z brakiem zrozumienia i twierdzeniem typu że musisz cierpieć aby udowodnić swoją wiarę, bo czy też pierwsi chrześcijanie nie byli prześladowani. gdyby nie mój brat Ś


Offline zagubiona owca

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #17 dnia: 15 Październik, 2017, 18:54 »
Co byś doradził SJ,jak powinni się zachować,widząc fizyczną i psychiczną przemoc?

Powinni okazać miłość i troskę o której tyle się mówi. Na zebraniach czytamy przykłady ze strażnicy jak to wszyscy sobie pomagają. Bracia się zgłaszają i opowiadają jak pomagają zainteresowanym.
U mnie w zborze jest siostra, która przeżywa silną depresje, żyje w złych warunkach- czy ktoś się nad nią zlitował? Nie. Powiem więcej- widać nawet, ze koło niej to nie za bardzo chcą siadać!! Bo po co koło takiej biedaczki i jeszcze z depresją, a jeśli to zaraźliwe?


Offline Reskator

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #18 dnia: 15 Październik, 2017, 19:29 »
Powinni okazać miłość i troskę o której tyle się mówi. Na zebraniach czytamy przykłady ze strażnicy jak to wszyscy sobie pomagają. Bracia się zgłaszają i opowiadają jak pomagają zainteresowanym.
U mnie w zborze jest siostra, która przeżywa silną depresje, żyje w złych warunkach- czy ktoś się nad nią zlitował? Nie. Powiem więcej- widać nawet, ze koło niej to nie za bardzo chcą siadać!! Bo po co koło takiej biedaczki i jeszcze z depresją, a jeśli to zaraźliwe?
Jak taka miłość i troska miałaby się przejawiać -opisz?
Na czym miałoby polegać to zlitowanie się nad siostrą przez śj.
Tej biedaczce potrzebna jest fachowa porada i terapia a nie użalanie się nad jej losem.
« Ostatnia zmiana: 15 Październik, 2017, 19:32 wysłana przez Reskator »


Offline Geldar

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #19 dnia: 15 Październik, 2017, 19:34 »
   Geldar
   Rzeczywiście, historia Twoja emocjonalnie, jest przejmująca aż do kości.
   Mam również dzieci i przykro się czyta, że rodzice mogą tak traktować swoje rodzone dziecko
   Ale jednak jest jakiś promyk nadziei, że życie Ci się jakoś będzie układało, skoro trafiłeś na to forum.
   A jak trafiłeś, to znaczy, że Ci się otworzyły Twoje duchowe oczy na tę sektę.
   A więc, powodzenia i już tylko do przodu, z nadzieją.
   :)

Dziękuję  :)

Jeszcze w trakcie ostatnie klasy technikum postanowiłem że się ochrzczę. Mimo że z nikim nie rozmawiałem o swojej nowej wierze, dowiedziałem się wtedy że jeden z moich kolegów z klasy jest Świadkiem Jehowy. Było to dla mnie zaskoczenie, bo tyle lat chodziliśmy do tej samej klasy i nic o tym nie  wiedziałem. Pamięta jak brat mi ciągle powtarzał że tylko w zborze zaznam prawdziwej miłości, wsparcia i pomocy i na początku tak było. Moje przygotowania do chrztu przebiegały szybko i sprawnie. A po ukończeniu szkoły zacząłem regularnie uczestniczyć w zebraniach. A chodziłem do zboru Łódź-Widzew Augustów mieszczącego się przy ulicy Przybyszewskiego Wtedy ktoś musiał chyba upomnieć mojego brata, bo dopiero wtedy zaczął mi trochę pomagać. Od czasu do czasu zapraszał mnie na obiady i raczył mi kupować zupki chińskie z biedronki. Odwiedzałem też innych braci i siostry gdzie byłem goszczony obiadem. Zostałem ochrzczony w tym samym roku a był 2006 rok, w lato na zgromadzeniu na stadionie Widzewa. Tam ponownie spotkałem kolegę z klasy. W domu nadal sytuacja była tragiczna, nie mogłem już korzystać z łazienki. Musiałem myć się w misce w pokoju. Byłem traktowany jak śmieć i ciągle obawiałem się o własne życie i zdrowie. Marzyłem tylko aby się wyprowadzić i znaleźć pracę. Niestety było to zadanie bardzo trudne, ze względu na to że czekało na mnie wojsko i nikt nie chciał mnie przyjąć do pracy. Od braci i sióstr ze zboru, dostałem nawet skromną pomoc finansową, zebraną podobno od kilkunastu osób. Było to 180zł które brat do dzisiaj mi je wypomina. Czuję się jakbym był ich niewolnikiem kupionym za 180zł. Unikałem domu jak tylko mogłem dlatego przez ponad pół roku byłem na każdym zebraniu i zbiórce do służby. Przez jeden miesiąc byłem nawet pionierem pomocniczym. Wierzyłem we wszystko co mi mówili. Podświadomie szukałem ciepła i prawdziwego domu którego nigdy nie miałem. Dlatego tak bardzo dałem się zmanipulować. Pod koniec roku wojsko się o mnie upomniało, oczywiście odmówiłem i groził mi sąd. Nie miałem żadnego zaświadczenia że jestem Świadkiem Jehowy. Starszy zboru wprowadził mnie w błąd mówiąc, że już się takich zaświadczeń nie wydaję. Potem się sytuacja wyjaśniła ale byłem bardzo nie fajnie potraktowany. Rok 2007 przyniósł zmiany, w końcu miałem pracę, dzięki jednej siostrze ze zboru. Była to praca tylko na pół etatu i na umowę zlecenie, ale zawszę coś. Nie pozwalało mi to niestety na wyprowadzkę z domu. W międzyczasie miałem komisje w sprawie służby zastępczej którą miałem odbywać w urzędzie pracy. W zborze miałem coraz więcej zadań, nosiłem mikrofony, obsługiwałem sprzęt nagłaśniający, sprzątałem sale. Powoli rodziły się we mnie wątpliwości że coś jest nie tak. Niestety mój stan psychiczny pogarszał się z miesiąca na miesiąc. odrabiałem wtedy służbę zastępczą w urzędzie pracy. W zborze szukałem silnego oparcia, ale spotkałem się z brakiem zrozumienia i twierdzeniem typu że musisz cierpieć aby udowodnić swoją wiarę, bo czy też pierwsi chrześcijanie nie byli prześladowani. Gdyby nie mój brat Świadek Jehowy nie spotkało by mnie to wszystko, po latach wyszło że prowokował ojca do przemocy wobec mnie. W 2008 roku nastał kres mojej siły, planowałem popełnić samobójstwo. Poinformowałem o tym starszych i brata niestety nikt nie zareagował odpowiednio. Byłem w tak złym stanie że nie miałem nic do stracenia i następnego dnia postanowiłem to zrobić. Wybrałem śmierć na torach codziennie mijałem to miejsce do pracy więc wybór był nie przypadkowy. Tego dnia szedł tamtędy kolega i mnie zobaczył. Chyba wiedział że coś jest nie tak, wiedział gdzie pracuję i był zaskoczony dlaczego nie jestem w pracy. Po krótkiej rozmowie z kolegą postanowiłem udać się do pracy po raz ostatni. Tam na mnie koleżanka i kierowniczka czekała, ponieważ nigdy się nie spóźniałem wiedziały że coś jest nie tak. Powiedziałem im co chciałem zrobić i co planuje. Ich reakcja była natychmiastowa, koleżanka zawiozła mnie do psychologa policyjnego. Potem trafiłem do psychiatry i natychmiast na oddział. Mimo że nie chciałem tam zostać zgodziłem się dla koleżanki. Byłem tam 17 dni i nie byłem leczony farmakologicznie, byłem ofiarą przemocy, pilnowali tylko abym sobie krzywdy nie zrobił. Później lekarz który mnie przyjmował powiedział że widział w moich oczach śmierć i wiedział że spróbuję się zabić. Pobyt w szpitalu otworzył mi oczy na tą sektę. Gdyby nie moja koleżanka z pracy katoliczka, która natychmiast zareagowała dzisiaj nie było by mnie. Zawdzięczam jej życie. A gdzie byli bracia i siostry? Odwiedziły mnie tylko 3 osoby ze zboru nie licząc brata i jego żony i to z pretensjami że próbowałem sprowadzić na imię Bożę hańbę. A mój brat powiedział że przeze mnie ma same kłopoty. Koledzy z pracy odwiedzali mnie prawie codziennie co mnie bardzo zaskoczyło. Sytuacja w domu zmieniła się po powrocie ze szpitala do domu o 180 stopni. Potem jeszcze byłem na jednym zebraniu, ale tak słabo mi się tam zrobiło że już więcej nie chodziłem na zebrania. Potem odwiedzili mnie starsi gdzie powiedziałem im co o tym wszystkim myśle. nawet ręki na do widzenia po tym wszystkim mi nie podali.
Taka w skrócie była moja historia. Dzisiaj jestem inną osobą, pełną pasji i wolności  :)
« Ostatnia zmiana: 15 Październik, 2017, 19:38 wysłana przez Geldar »


Offline zagubiona owca

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #20 dnia: 15 Październik, 2017, 20:03 »
Jak taka miłość i troska miałaby się przejawiać -opisz?
Na czym miałoby polegać to zlitowanie się nad siostrą przez śj.
Tej biedaczce potrzebna jest fachowa porada i terapia a nie użalanie się nad jej losem.

Jak miała by się przejawiać?- choć by w tym żeby koło takiej osoby usiąść, porozmawiać, nie omijać i przede wszystkim nie plotkować o niej i wymyślać jakieś głupstwa. Plotka wraca i robi jeszcze większe spustoszenie. Śmianie się za plecami też da się odczuć. Jest przykre i na pewno nie jest oznaką miłości.  Nie chodzi o litowanie się ale okazywanie serca bliźnim.  Mimo, że potrzebuje fachowej pomocy to potrzebuje też braci (pisze, że braci bo tylko tacy znajomi zostają po odrzuceniu świeckiej rodziny i przyjaciół). Interesowanie się kimś kiedy jest pionierem i odpychanie gdy już nim nie jest, to jest według mnie nie fair.  Takie jest moje zdanie ale każdy może myśleć przecież inaczej.


Offline lukasz84gl

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #21 dnia: 15 Październik, 2017, 20:05 »
Jak taka miłość i troska miałaby się przejawiać -opisz?
Na czym miałoby polegać to zlitowanie się nad siostrą przez śj.
Tej biedaczce potrzebna jest fachowa porada i terapia a nie użalanie się nad jej losem.

Jak taka miłość i troska miałaby się przejawiać -opisz?
Na czym miałoby polegać to zlitowanie się nad siostrą przez śj.
Tej biedaczce potrzebna jest fachowa porada i terapia a nie użalanie się nad jej losem.

Wątek jest o czymś innym i raczej nie jest to miejsce na tego typu dyskusje. Ale jeszcze Ci odpowiem.
Domyślam się, że chodzi Ci o to, że ŚJ nie są od załatwiania pewnego typu spraw, a może i o to, że każdy jest kowalem swojego losu.
A co można zrobić? Choćby zwykłe zainteresowanie, po prostu podejść i pogadać. Profesjonalna pomoc nie wyklucza zwykłych ludzkich odczuć. Ale tutaj pojawia się temat zwykłej ludzkiej empatii, wczucie się w czyjeś położenie.
A co do bycia kowalem swojego losu. Zwróć uwagę, że autor obecnego wątku nie miał od kogo i kiedy nauczyć się zaradności życiowej. A jeśli już jesteś takim expertem to sam coś zaproponuj.
„Nikt nie jest bardziej beznadziejnie zniewolony, niż ci którzy fałszywie wierzą że są wolni." Georg Wilhelm Hegel


Offline Geldar

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #22 dnia: 15 Październik, 2017, 20:22 »
Wątek jest o czymś innym i raczej nie jest to miejsce na tego typu dyskusje. Ale jeszcze Ci odpowiem.
Domyślam się, że chodzi Ci o to, że ŚJ nie są od załatwiania pewnego typu spraw, a może i o to, że każdy jest kowalem swojego losu.
A co można zrobić? Choćby zwykłe zainteresowanie, po prostu podejść i pogadać. Profesjonalna pomoc nie wyklucza zwykłych ludzkich odczuć. Ale tutaj pojawia się temat zwykłej ludzkiej empatii, wczucie się w czyjeś położenie.
A co do bycia kowalem swojego losu. Zwróć uwagę, że autor obecnego wątku nie miał od kogo i kiedy nauczyć się zaradności życiowej. A jeśli już jesteś takim expertem to sam coś zaproponuj.

Panowie tylko się tutaj nie kłóćcie. Co masz na myśli mówiąc o zaradności życiowej?


Offline parasin

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #23 dnia: 16 Październik, 2017, 00:42 »
Witaj Gelda.
Smutna historia, ale zarazem pozytywna bo udało Ci się uwolnić. Wszystkiego dobrego życzę!!!
 
W moim wypadku Organizacja ostatecznie  doprowadziła do próby samobójczej i w końcu zrozumiałem, że jedynym ratunkiem dla mnie, jest opuszczenie jej.

Co byś doradził SJ,jak powinni się zachować,widząc fizyczną i psychiczną przemoc?
Na początek radziłbym im przestać pieprzyć głupoty, że są jedyną prawdziwą organizacją, a przemoc owa to skutki działań Szatana i że w związku z tym  trzeba stawić im czoła za wszelką cenę,  a nadrzędnym celem ważniejszym od zdrowia i życia jest przynależność do tej organizacji.


Offline Startek

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #24 dnia: 16 Październik, 2017, 02:07 »
W całej tej tej historii moje największe przerażenie wzbudza  tatuś  . Jak tylko syn odszedł od świadków wszystko było cacy . Cos w tej historii jest nie tak .


Offline Geldar

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #25 dnia: 16 Październik, 2017, 02:55 »
Witaj Parasin, dziękuję i również życzę wszystkiego dobrego.

W całej tej tej historii moje największe przerażenie wzbudza  tatuś  . Jak tylko syn odszedł od świadków wszystko było cacy . Cos w tej historii jest nie tak .
Widzisz nie jest tak, wszystko się zmieniło jak wróciłem ze szpitala a nie że odszedłem od świadków jehowy, bo wtedy ojciec się dowiedział że mój brat go okłamywał. Jak pisałem po szpitalu byłem jeszcze na zebraniu i to chyba po 3 miesiącach. Dosyć długo zajeło mi dojście do siebie. Oficjalnie nadal widnieje jako świadek jehowy po mimo dwóch spotkań ze starszymi nie zostałem wykluczony. No chyba że o czymś nie wiem  :) Od wielu lat nie mam nic wspólnego z ta sektą. Udało mi się w miarę ułożyć swoje życie i staram się zapomnieć o bolesnej przeszłości.
« Ostatnia zmiana: 16 Październik, 2017, 03:00 wysłana przez Geldar »


Offline xXx

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #26 dnia: 16 Październik, 2017, 08:24 »
Historia straszna ale najważniejsze że przez to przeszłeś. I to praktycznie sam! Pomoc którą dostałeś to tak właściwie nie pomoc. Żebrak na dworcu więcej uzbiera od ludzi dobrej woli. Niż organizacja licząca w swoich szeregach wzorcowych ludzi.

Ponoć sj są tacy pożądni że swoim współwyznawcom domy remontują po kataklizmach itp. A zebrali marne 180 zł dla ciebie  w takiej sytuacji? To ja znam Księdza który miesięcznie wydawał parę setek na upominki dla dzieciaków w takiej biednej  paafi. A  Brat tak naprawdę odrazu powinien cb zabrać od ojca. On tak naprawdę skazał cię na ten ten koszmar. ,,Zło zatryumfuje wtedy gdy dobrzy ludzie nic nie będą robić". Ciekawe czy wiedział jak zareaguje twój ojciec gdy się dowie że jesteś sj >:( .


Życzę powodzenia w życi i wielu sukcesów. Skoro przez to przeszedłeś to juże chyba nic cię nie złamie.



Ps. Chyba nie chcą cb wyżucić gdyż planują z cb zdrobić gwiazde  ;D. Do strażnic cię wrzuca jako przykład. ,,zaufał jdchowie nic nie wzioł od organizacji i mimo trudnych początków teroryzowany przez złych katolików odnalazł szczęscie i miłość w jechowie " :D ;D
« Ostatnia zmiana: 16 Październik, 2017, 08:27 wysłana przez xXx »


Offline Geldar

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #27 dnia: 16 Październik, 2017, 11:02 »
Dziękuję  :)


Offline PoProstuJa

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #28 dnia: 16 Październik, 2017, 21:46 »
Witaj Geldar,

masz za sobą trudne przeżycia.
Gdy czytam Twoją historię, to nurtuje mnie pytanie czy szukałeś gdzieś dla siebie pomocy? - mam na myśli szkołę.
Skoro koledzy z klasy dzielili się z Tobą kanapkami, to znaczy, że wiedzieli, że coś u ciebie jest nie tak. Moim zdaniem powinieneś otrzymać od szkoły większą pomoc, która ma możliwość, aby zawiadomić różne instytucje o Twojej sytuacji.
Czy w ogóle mówiłeś komuś co dzieje się u Ciebie w domu?


Offline dziewiatka

Odp: Moja smutna historia
« Odpowiedź #29 dnia: 16 Październik, 2017, 22:21 »
Świadkowie nie mogą spontanicznie zorganizować jakiejkolwiek pomocy.Wszystko musi przebiegać zgodnie z teokratycznymi wskazówkami,przede wszystkim to grono starszych ma zdecydować czy ktoś w potrzebie zasługuje na takie wsparcie,potem można ogłosić zbiórkę wszystko musi być pod kontrolą.Taka oddolna inicjatywa mogłaby narazić organizatora na gniew Boży i rozmowę dyscyplinującą.To zabija wszelką inicjatywę.W zborze spontaniczne reakcje są dozwolone po komunikacie zza mównicy.                                                                                                              Witaj Geldar gdy czytałem Twoją historię to wszystko się we mnie burzyło ,sam mam dorosłych synów i nigdy nie wyobraziłem sobie ,że mogą głodować.Mam nadzieję że trudne chwile już za Tobą.