Poza tym prawdą jest ze osoby o pozytywnym nastawieniu mają zawsze lepsze doswiadczenia - poniewaz reagują lub angażują się w sytuacjach kiedy Ty nawet.nie kiwniesz palcem. Nieraz zdarzylo sie ze to dzięki pierwszemu krokowi stojacemu na wozku rozpoczela sie prawdziwa rozmowa.
Według mnie, z tego wynika że samo stanie jest nieefektywne, tylko inicjatywa.
Kiedy porównać czas spędzony na staniu w stosunku do ilości
takich "pozytywnych" doświadczeń, to okazuje się że jest niewspółmiernie
w stosunku do wymiany informacji w rozmowach proponowanych bezpośrednio.
Wielu głosicieli zagaduje kogokolwiek po wyjściu z domu, aby móc liczyć
sobie czas spędzony w służbie, następnie podróżują do miejsca docelowego,
na przykład studium u kogoś w domu, co zajmuje nawet godzinę.
W tym czasie nic nie robią.
A są tacy, którzy tej naciąganej praktyki nie stosują.
Porównanie "efektywności" mówi samo za siebie.
Okazuje się jakże często, że tak szumnie podkreślana w propagandowych
czasopismach wielka ilość godzin, to w wielu wypadkach martwy czas dojazdowy,
przechodzony, albo po prostu spędzony na odwiedzinach - plotach.
Kiedy byłem nadzorcą służby, doskonale widziałem, jak sztuczne są to liczby.
Uczciwe porównanie bezpośredniej "służby" od drzwi do drzwi,
z martwym sterczeniem przy stelażu dla mnie jasno pokazuje,
że skuteczność vs czas jest na niekorzyść stojaków.
Skoro wyniki nie świadczą o działalności prawdy - to czy mozemy zrezygnować ze sprawozdań ze służby? One nie pokazują moich starań a nawet gorzej. NO pierwsze co sprawdza w naszym zborze to słupki/sprawozdania z głoszenia
Zgadzam się!
Jeśli mieliby być konsekwentni,
to na koniec zebrania statutowego powinni orzec,
że nie trzeba wobec tego składać osobistych sprawozdań