Moja babcia była właścicielką dużego domu że sporym gruntem wokół. Chciała zostawić go najstarsze u synowi z którym mieszkała i który pomagał jej finansowo w utrzymaniu nieruchomości. Tuż przed emerytur ą syn stracił pracę i utrzymywał się tylko z zasiłku. Początkowo szukał nowej, lecz duże bezrobocie w regionie i jego wiek, powodowały, że nie był konkurencyjny na rynku pracy. Nie umiał sobie z tym poradzić, wpadł w alkoholizm. Na alkohol wydawał większość otrzymanych pieniędzy, nie dokładał już do utrzymania. Wtedy bracia zaczęli nagonkę pt. "I ty takiemu komuś chcesz DOM ODDAĆ???!!!" Pomagali ogrodzie, sprzątali, podwórko, przycinanie krzewy. Otrzymywali od babci za to owoce i warzywa sezonowe, jajka, czasem wiejskiego kurczaka. Ale to było mało. Sugestie przepisania domu za dożywotnią pomoc i opiekę były czasem tak na hale, że aż żenujące : "Już masz swoje lata, jesteś coraz słabsza... Dzieci daleko, mają swoje życie, a Z. zamiast ci pomagać siedzi z tanim winem pod sklepem. A bracia daliby ci oparcie do ostatnich dni... Po co ci to, kto się tym zajmie jak braknie ci sił" itp. Dopóki istniało prawdopodobieństwo uzyskania legatu byli troskliwie, nawet nie naciskam na zerwanie kontaktu z wykluczoną córką... Potem do babci wprowadził się mój kuzyn, zająć się domem, babcią i wujek alkoholikiem. Wuj w końcu zapłacić się na śmierć, babcia przepisał dom kuzyn owi, a dobroć braci skończyła się jak ręką odjął. Taka historia...