Witaj sawaszi pośród naszej kompanij....
Współczuję tak trudnych i ciężkich przeżyć. Życie Cię nie rozpieszczało. Jak będziesz chciał i mógł to pisz więcej. Zachęcam.
Odnośnie Twojego pytania: W taki rozwój sytuacji nie wierzę, to ŚJ chcieliby aby każdego kto odchodzi z organizacji "ogień piekielny pochłonął". Wręcz tego się spodziewają, "przepełnieni miłością".
Jednak ku ich irytacji wcale się tak nie dzieje. Każdy ma lepszy i gorszy okres w życiu.
Mój najciemniejszy i najtrudniejszy okres w życiu przypadł właśnie na czas mojego największego zaangażowania w WTS.
Pozdrawiam serdecznie - Lechita
Szczerze przyznam, że po przeżyciu śmierci żony i dziecka trudno byłoby mi
NIE zacząć wierzyć w bzdury, że to demony zamieniają moje życie w piekło na ziemi, po prostu nie ogarniam takiej tragedii umysłem :'-/
Jednak nie wierzę, że to demony. Tacy po prostu jesteśmy i basta- życie jest kruche, nieprzewidywalne i "niesprawiedliwe".
W co osobiście wierzę, to to, że mamy osobisty wpływ na to , jak przeżyjemy nasze dni- czy chcemy się podnieść i iść dalej. Jak powiedziałem- nie byłoby mi łatwo :-( ale czy można zrobić cokolwiek innego, co miałoby sens? To jedyne sensowne co możemy zrobić dla żyjących po takiej tragedii i siebie samego.
Pozdrawiam Sawaszi tak od serca. Nie daj się "zborowi"- nie jesteś ich własnoscią, również Twoje życie od ich oceny nie zależy.
Czekaj cierpliwie, rodzina do Ciebie wkrótce powróci, jak tylko wyjdą na wierzch wszystkie kłamstwa Strażnicy (a na to chyba nie będziemy musieli długo czekać, wnioskując po rewelacjach że obawiają się utraty statusu org. charytatywnej i ryzyka opodatkowania). Ja po wykluczeniu dreptałem na każde zebranko, nawet gdy rodzina była na wakacjach. Wróciłem tylko po to, żeby ich nie utracić. Udało mi się również pokazać im dyplomatycznie to, czego sam się dowiedziałem . Półżartem, półserio. Zaczęliśmy dyskutować otwarcie o tych informacjach- powolutku opadają kilkudziesięcioletnie kajdany. Nie mam wpływu na przeszłość, też pewnych spraw żałuję. Ale niczego na lepsze ten mój żal nie zmieni :-( Próbuję żyć lepiej niż w przeszłości i na tym się skupiam.
A czy z Twoją niezdolnością do pracy nie mógłbyś zostać skierowany przez PUP na jakiekolwiek szkolenie przekwalifikujące?
Ja na stare lata poszedłem na podyplomowe. Chyba nie wiesz jaka to frajda znów pokręcić się pomiędzy młodymi ludźmi i zarazić ich energią i chęcią do życia :-) A mając swoje życiowe doświadczenie i wiedzę jest o wiele łatwiej przebrnąć przez te kursy. Spróbuj- polecam.
Pozdrawiam serdecznie i gorąco jeszcze raz.