A propos zniewolenia umysłu. Od wyznawców kontrowersyjnych ruchów religijnych oczekuje się, by wyrzekli się samych siebie. To samo ma miejsce u Świadków Jehowy - następuje swoista homogenizacja i dochodzi do ujednolicenia upodobań, zwyczajów, wzorców, wartości, zachowań. Gdy tylko to się uda, gdy adept podporządkuje się całkowicie woli CK i przyjmie chrzest, staje się jedynie elementem systemu.
Zaczyna się myślenie w kategoriach mentalności stada.
Kongresy i większe zgromadzenia są świetnym narzędziem manipulacji w pojęciu psychologii tłumu. Gdzie SJ spotka więcej homogenicznych jednostek naraz ? Zaangażowanych, zasłuchanych, notujących skrzętnie z Biblią na kolanach, nagradzających brawami określone słowa i zachowania w filmach i wywiadach? Do tego wszyscy odświętnie ubrani, uczesani i uśmiechnięci. Sama byłam częścią tego stada. Upewniałam się na każdym kongresie, że jestem w prawdzie, we wspaniałej organizacji. Ileż wyznawców, ileż ludzi żyje tak jak JA. Miejsc brak. Całe rodziny, dzieci, seniorzy. Przechodzą prześladowania, ponoszą ofiary...
Kiedy człowiek wchodzi do sekty, wpada w precyzyjnie utkaną nić pajęczą. Jeśli się z niej w porę nie wyrwie, to w sensie przenośnym pożre go PAJĄK. Jeśli adeptowi uda się wyzwolić się z sieci, to i tak niechcący przy wyjściu wyrwie sobie jakieś odnóże - straci członków rodziny, przyjaciół, znajomych. Do końca życia pozostanie już naznaczony w pewien sposób lepką substancją pochodzącą z pajęczej sieci. Sekciarski sposób myślenia zostanie w głowie na długo, jeśli nie na zawsze. Dlatego tak wiele osób, które odeszły z organizacji lata temu nadal czuje potrzebę rozmowy i potrzebuje wsparcia.