W moich okolicach było małżeństwo, które zaczęło uczęszczać do zboru będąc już w związku,czyli pobrali się wcześniej i mieli ślub tzw. kościelny. Oboje byli strasznie zafascynowani religią śj i pouczali wszystkich naokoło, jak mają żyć.
Po kilku latach uczęszczania, aktywności i dużej gorliwości w służbie żona zaczęła dostrzegać, że mąż się zmienia i nie potrafiła określić , na czym te zmiany dokładnie polegają, ale czuła, że chłop się od niej oddala, jednocześnie wielbiąc boga i bijąc żołnierskim pasem 2 synów w trakcie studium rodzinnego ( mieli wtedy 3 i 4 lata). Między małżonkami też było inaczej, ale ona też nie umiała dokładnie określić, co to za inność. Mąż stał się tak fanatyczny, że w styczniu czatował na schodach bloku ,gdzie mieszkali, by złapać księdza na kolędzie i wydać mu świadectwo. Wziął wolne z pracy, czatował 2 dni, po czym złapał księdza, siłą wciągnął do mieszkania, a ksiądz narobił tyle wrzasku, że cały blok przyleciał na ratunek.Ona uznała,że niewątpliwie szatan go omotał , no ale jakim sposobem miał dostęp, to trzeba było wyjaśnić. W tajemnicy przed mężem , gdy on był w pracy, zaprosiła moją matkę mówiąc: Przyjdź, przeszukamy dom, musi być jakieś dojście , którym szatan ma dostęp do mojej rodziny. I wiem, co to jest !!!!! Na naszym ślubie goście rzucali na nas grosiki, to jest tradycja świecka, ja nieświadoma te grosiki zapakowałam w woreczki i trzymam w szafie. Pomodlimy się i grosiki wywalimy.
Co wymyśliła, tak zrobiły.
Po kilku miesiącach mąż zaczął tak świrować, że synowie sikali ze strachu przed ojcem, ale ona nadal uważała, że synów trzeba trzymać krótko, lać i patrzeć,czy równo puchnie, na chwałę panu.
A potem się mąż powiesił. Żona uznała, że to jej wina, bo szatan musiał mieć jeszcze jakieś dojście do ich domu, a ona widać nie była zbyt gorliwa w szukaniu tej "bramy piekieł". Wszystkich zaczęła pouczać, że szatan chodzi jak lew ryczący wokół, więc oferowała wsparcie realne polegające na wyszukiwanie w domach zainteresowanych tematem osób rzeczy, które jej zdaniem , mogły być siedliskiem demonów. Na krótko trafiła do szpitala psychiatrycznego w Rybniku. Tam się okazało, że mąż miał zdiagnozowaną schizofrenię, bardzo zaawansowaną, i się nie leczył uznając leki za szatańskie wynalazki, a swoją chorobę za ataki demonów na gorliwego świadka i oczywiście uważał, ze bóg go wyratuje.
Na takie dictum owa siostra obiecała, że nigdy nie zwiąże się z mężczyzną, tylko w imię miłości do zmarłego poświęci się Panu, no i również dzieciom.
A parę miesięcy później owa siostra wyszła na spacer z olbrzymim brzuchem. Kolokwialnie mówiąc , przeleciał ją miejscowy casanova, znany z miłości do kobiet, piwska i życia na koszt wspomnianych niewiast dysponujących gotówką, w zamian oferujący im szybkie numerki ze spoconym, cuchnącym tanim trunkiem, bekającym na zawołanie tłuściochem z brudnymi łapskami.
Ze zborem musiała się pożegnać. Nie pamiętam, żeby zrobiło to na niej jakieś wrażenie.
Nadal mieszka z casanovą, dorobili się jeszcze jednego dziecka.