prezes Jarosław Kaczyński udał się do szpitala na wielokrotnie odkładaną operację.
Niestety, wskutek przebiegu owej operacji zamknął oczy i musiał stawić się przed jedynym sądem którego Zbigniew Ziobro jeszcze do końca nie zreformował (mimo że próbował), tzn. przed Sądem Ostatecznym.
Wyrok, jak nietrudno sie domyślić: PIEKŁO!
Przybył więc Prezes do wrót piekieł, patrzy a tam świeżo zamontowane drzwi pancerne, a przed drzwiami sto policyjnych radiowozów, a obok nich diabły w policyjnych mundurach tarasują wejście do piekła.
Prezes dzwoni więc do swego dobrego znajomego i pyta: Lucyferze, co jest grane?! Spodziewałem sie salwy honorowej na swoją cześć i tłumów wiwatujących: Jarosław! Jarosław! Jarosław! A tutaj takie dziwne powitanie?!
Lucyfer odpowiada: jak przegramy w wyższej instancji to wyrok wykonamy, ale na razie złożyliśmy skargę nadzwyczajną która jeszcze nie została rozpatrzona...
Prezes Kaczyński pyta: dlaczego akurat takie środki, po co te drzwi pancerne i po co te radiowozy? I co ja mam teraz robić?
Lucyfer odpowiada: Musiałem to zrobić, gdyż nie mam na Ziemii nikogo równie skutecznego w niszczeniu Polski, jak Ty, Jarosławie. A ty masz wracać na planetę Ziemia i kontynuować tzw. DOBRĄ ZMIANĘ przez kolejne 20 lat.
Po tych słowach, na planecie Ziemia zdziwieni lekarze jeszcze raz spojrzeli na łóżko na którym leżał zmarły pacjent i ku swemu zdziwieniu stwierdzili że Prezes jednak nadal żyje...
„To dziwne... Przecież mieliśmy pewność że naprawdę umarł?!... No cóż, medycyna jest czasami bezsilna...” powiedział zdziwiony ordynator szpitala
a co zrobił Prezes?!... No cóż, Prezes jak to Prezes, wstał z łóżka, natychmiast rozpisał nowe wybory i rządził przez trzecią, czwartą, piątą, szóstą, a następnie przez siódmą kadencję.
Po zakończeniu siódmej kadencji, Lucyfer czekał na niego z defiladą, jakiej nie urządzał od 5 marca 1953 roku.