Dobry wieczór wszystkim!
Przeglądam to forum od dawna, ale dopiero dzisiaj postanowiłem się zarejestrować, by zacząć wyrażać swoje poglądy.
Myślę, że moja historia niektórych szczególnie zaciekawi, niektórym będzie bliska, a dla niektórych zabrzmi jak jedna z wielu.
Postaram się ją opowiedzieć w dużym skrócie.
Jestem ŚJ "od urodzenia". Aktualnie nadal nim jestem i jestem aktywny (zachowuje udział w służbie i przychodze na zebrania), ale od jakiegoś czasu wewnętrznie się nim nie czuję.
Póki co trzyma mnie rodzina, przyjaciele i niestety relacje zawodowe. Myślę, że większość z was dobrze rozumie, że taki stan rzeczy powoduje istne wewnętrzne rozdarcie.
Sam zdaje sobie sprawę, że na dłuższą metę mój status jako ŚJ z pewnością się zmieni.
Od małego byłem wychowywany jako przykładne złote dziecko teokracji - tak przynajmniej mnie nazywali. W wieku 10 lat zostałem głosicielem. Mając lat 15 zostałem ochrzczony. Potem szybko zostałem pionierem stałym, sługą pomocniczym, a ostatecznie starszym (wtedy już nie pionierowałem). Miałem wiele obowiązków, które sprawiły, że stałem się dość rozpoznawalnym bratem - wygłaszałem wykłady w okolicznych zborach, etatowo przemawiałem na każdym zgromadzeniu obwodowym i kongresach. Jeszcze rok temu byłem szczerze przekonany, że podążam właściwą drogą. Razem z żoną i naszą dwójką dzieci stanowiliśmy idealną, przykładną chrześcijańską rodzinę. Dzisiaj pewnie dla wielu nadal nią jesteśmy.
Moje wątpliwości zaczęły się kiedy musiałem pomóc bliskiej mi osobie w kwestii krwi - chodziło oczywiście o pomoc w obronie stanowiska odmowy transfuzji.
Współpracowałem w tym wypadku z członkiem KŁS i podczas tych kilku dni współpracy i rozmów okazało się, że ten brat ma poważne wątpliwości co do zasadności zakazywania czterech głównych składników krwi. Wtedy było to dla mnie szokiem, wręcz małym zgorszeniem. Jak brat który jest członkiem KŁS raczy powątpiewać w słuszność jednej z podstawowych doktryn? Ta rozmowa stała się dla mnie impulsem. Zrozumiałem, że tak naprawdę jako starszy ponoszę odpowiedzialność za to co nauczam z podium, ale w takich wypadkach odpowiadam też - może mniej bezpośrednio, ale jednak w znacznym stopniu - za zdrowie i życie ludzi. Zrozumiałem, że moja wiedza na ten temat jest bardzo ogólna i że bezwzględnie i bezkrytycznie przyjąłem wpajane mi od dziecka nauki, jednocześnie nie potrafiąc ich w prosty sposób obronić. Postanowiłem, że dokładnie zbadam temat. Pamiętam, że kiedyś dawno temu w internecie natknąłem się na stronę Zjednoczenie Świadków Jehowy na rzecz Reform w kwestii Krwi - wtedy odrzuciłem ją jako odstępczą i niebezpieczną, ale teraz postanowiłem, że zapoznam się z argumentami "strony przeciwnej". Nie będę w tym miejscu opisywać szczegółów moich badań nad tym tematem, ale efekt był taki, że dzisiaj nie mam wątpliwości, że to fałszywa nauka, która doprowadziła do śmierci lub utraty zdrowia tysięcy naszych braci.
Analiza doktryny o zakazie transfuzji krwi okazała się być początkiem kolejnych wątpliwości. Pojawiły się tematy dotyczące roku 1914, pokolenia czy słynne przesłuchanie Jacksona przed australijską komisją dotyczącą pedofilii. Jak wiecie, wątpliwości tych nie da się już wyprzeć ani zagłuszyć. Z faktami nie da się dyskutować. Moja dotychczasowa wiara w organizację legła w gruzach.
Dużą pomocą okazały się dla mnie obie książki Raymonda Franza oraz... wsparcie mojej żony. Chociaż moja żona nie zgadza się z wszystkimi moimi nowymi poglądami (choć myślę, że to kwestia czasu) i nadal jest aktywnym Świadkiem, to jednak (wbrew moim wielkim obawom) szanuje moje poglądy i wspiera mnie - dała tego dowód wtedy gdy kilka miesięcy temu zrezygnowałem z funkcji starszego.
Kiedy przestajesz wierzyć w coś co od urodzenia wpajano Ci jako jedyną i absolutną prawdę, to czujesz się zagubiony i pozbawiony zaufania do jakiejkolwiek instytucji religijnej. Tutaj dużą pomocą okazała się dla mnie książka W poszukiwaniu wolności chrześcijańskiej. Dzięki niej uporządkowałem moje wierzenia i poglądy na temat Boga, Jezusa i relacji z nimi.
Chociaż zawiodłem się na Organizacji, to nie odrzucam wiary w Boga. Wręcz przeciwnie sporo studiuję Biblię (bez Strażnicy) i sprawia mi to przyjemność. Co przyniesie najbliższa przyszłość? Czas pokażę.