Tak jak wspomniałem , w trakcie wykluczenia byłem jeszcze bardzo wierzącym świadkiem. Przyszedłem na swoje ogłoszenie o wykluczeniu co nie często się zdarza
. Stwierdziłem , że przyjmę to jako kolejną formę skarcenia i że będzie to dla mnie dobra lekcja pokory.
Co prawda, wtedy jak i teraz uważam , że decyzja o wykluczeniu była głupia i było to raczej próbą odegrania się na mnie za wcześniejsze różnice zdań w gronie starszych oraz ogólną sympatię jaką byłem darzony w zborze. I tę sympatię odczuwałem na wielu płaszczyznach ,choć były też betony , które bezkrytycznie przyjęły zalecenia stosowania ostracyzmu względem mnie. Ponieważ przejawów akceptacji mnie było zbyt wiele, starsi postanowili zrobić potrzeby zboru pt. jak należy traktować wykluczonych. Nie wiele to zmieniło , raczej zwróciło uwagę na problem i mocno podzieliło zbór. Byłem na każdym zebraniu , najgłośniej śpiewałem pieśni
czym doprowadzałem starszych do konsternacji.
. Na sali przyjmowałem życzliwe ukradkowe uśmiechy a niektórzy oficjalnie klepali mnie po ramieniu szepcząc: wytrzymaj.
Po zebraniu , gdy wyjeżdżaliśmy z parkingu mrugali mi światłami , co odbierałem bardzo ciepło . Nigdy nie mieliśmy chyba tylu gości w weekendy jak w trakcie gdy byłem wykluczony. Czasami pytałem gdy ktoś chciał do nas wpaść na grilla: czy nie będzie ci przeszkadzało , że w tym czasie będzie jeszcze to lub inne małżeństwo? Nie mieli z tym problemów a tłumaczyli , że jakby co to byli u Harnasiowej lub u mojej teściowej , która co prawda mieszkała na jednym, podwórku ale w innym budynku.
Po czterech miesiącach postanowiłem napisać list o przyłączenie, który starsi odrzucili twierdząc , że jestem nie pokorny a dowodem mojej bezczelnej postawy było przyjście na zebranie gdy ogłaszano moje wykluczenie oraz fakt , że zwracam na siebie uwagę głośno śpiewając.