Do mnie niedawno zadzwonił jakiś 'braciak' i pyta czy nie byłbym chętny stanąć przy skrzynkach na tzw 'dobrowolne' datki.
Powiedziałem mu, że sytuacja się nieco zmieniła, bo wraz z żoną już nie jesteśmy ŚJ...
Do noszenia mikrofonu to mnie nie mogli wziąć, ale jak trzeba pozyskać kasę na spędzie to kto żyw do żniw... cudaki niezłe.

U nas w Lubaniu była nawet taka 'tradycja', że ciotki były zachęcane do robienia ciast na sprzątanie generalne.
Tak próbowano przekupić tanią siłę roboczą do przyjścia. Wszystko z zasobów owieczek...
Nie raz z żoną dymaliśmy sami sprzątając salę po zebraniu, to częste zjawisko w zborach.
Pamiętam jak mnie wyrolowali we Wrocku na stadionie, że nic nie "skorzystałem z programu" i "musiałem" jechać do Sosnowca.
Po tym epizodzie już więcej nie zgodziłem się stać nawet 1 cały dzień. Zawsze uważałem, że to nie problem Jehowy tylko głupich bufonów.