Wpadliśmy na siebie ze starym dobrym znajomym, ktory kojarzy mnie jeszcze z czasów jak ganiałem z literatura, trzymałem paluszek mocno w gorze, wyprostowany paluszek, i podtrzymywałem mównicę. Spotkanie na stacji benzynowej, więc rozmowa o zdrowiu, pogodzie, cenach benzyny, Orkiestrze, mijającym czasie - generalnie wszystkie tematy o losach swiata jakie mozna omówić mieszajac kawę. Chwilę pogadaliśmy i ów znajomy - typ analityka po 40tce, ktory jak nad czymś sie zamyśla to zawsze mam wrażenie, że widzi cyferki jak z Matrixa - pyta, czy moze sie ze mną podzielić jakimiś głębszymi przemyśleniami. Patrzy na mnie. Cisza. Ja przed oczami cyferek matrixowych nie miałem, pomyślałem, ze moze chce mi powiedzieć o chorobie, bankructwie albo przynajmniej o tym, ze zdradza kochankę z żona.
- Źle sie dzieje - mówi po paru sekundach milczenia.
- Co-złe-sie-dzieje? - niemal sylabizuje dostosowując sie do powagi sytuacji.
- W zborze. W Organizacji.
- Masz na myśli ostatni Rocznik? - pytam.
- Nie, nie czytałem.
- To...?
- Ostatnio zorganizowaliśmy u siebie w zborze spotkanie towarzyskie (notabene jak ja uwielbiam ten zwrot 'spotkanie towarzyskie', jakby nie mozna było powiedzieć: impreza, dyskoteka, domówka, cokolwiek, ale nie 'spotkanie towarzyskie'!). Wiesz - byli...(wymienia niemal wszystkich, większość kojarzę).
- Ktoś sie upił? Wbil gwoździa w stół? - pytam zaciekawiony.
- Nie. Podczas zabawy był konkurs biblijny.
- Aaa...(Gdybysmy byli bohaterami komiksu to w tym momencie miałbym nad głowa dymek z kołkami w ktorym miałbym obraz wspomnień słodkich czasow podczas których zabawe zaczynało sie modlitwa, muzyka była puszczana nie za głośno i na sali siedziało zawsze 2-3 dojrzałych duchowo braci czuwających nad przebiegiem spotkania. )No i...?
- Podczas tego konkursu, quizu, były pytania dotyczące naszej organizacji, np. tego od którego roku jest wydawana Strażnica, kto był pierwszym prezesem Towarzystwa, kto ostatnim, jaka jest różnica między CK a niewolnikiem itp.
Patrzę na mojego znajomego i nie wiem czy on mnie wkręca, czy mnie sprawdza czy w ogóle wie o czym do mnie rozmawia. Po chwili pytam:
- No ale kto to układał?
- Ja. Głównie ja. Nie chciałem powtarzać tych samych pytań, tym bardziej, ze wszyscy znają juz ciekawostki biblijne, wiedza co to było urim i turim - tak dla przykładu.
- No ok - mowię - cieszę sie, ze podjąłeś sie tego tematu (musiałem miec dziwny wyraz twarzy mówiąc tak nienaturalne zdanie ). Ale dlaczego powiedziałeś, ze sie źle dzieje?
- Tydzień po spotkaniu po zebraniu zostałem poproszony o rozmowę.
- Przez kogo? - pytam smakując kawy.
- Byli... (wymienia, znam 1 z 3). Rozmawialiśmy o ostatnim spotkaniu. Podkreślili wagę budującego towarzystwa, budujących rozmów oraz tego ze odpoczynek jest wazna częścią chrześcijańskiego życia. Jednak bardzo zaakcentowali to, ze zaniepokoiła ich treść pytań jakie przygotowałem. Powiedzieli, zeby za bardzo nie wgłębiać w rzeczy stare, zeby nie dawać powodów do zgorszenia i ze lepiej sie skupić na tym co jest teraz i na Biblii. Nie rozumiem...
Patrze na gościa i czuje dziwne uczucie. Widze człowieka, ojca, męża, osobę która zawsze szanowałem, która tłumaczyła mi matematykę, fizykę, statystykę ('przecież to nie jest trudne' - zwykł mawiać ), która ma swoją firmę, a która mówi (chyba pierwszy raz to usłyszałem) 'nie rozumiem'. Miałem milion myśli, dwa miliony uczuć i...ani jednego słowa.
- Bede musiał nad tym pomyśleć. Miło było Cie zobaczyć - uśmiechnął sie na koniec podając rękę.
- Pozdrów dziewczyny - odpowiedziałem.
Chyba najbardziej przeraziło mnie to, ze poczułem jak WTS kastruje ludzi z emocji, pozbawia swobody myślenia i gwałci logiczne myślenie nie wskazując zależności przyczynowo-skutkowych, a wszelkie próby rozmowy, wyjaśnienia czy dialogu sa skazane na niepowodzenie, zeby nie powiedzieć, ze mogą byc podciągnięte jak bunt i brak posłuszeństwa.
Nie wiem co on myśli. Nie wiem co wymyśli. Wiem, ze bedzie myślal, rozłoży wszystko na czynniki pierwsze aż znajdzie rozwiązanie...