Witaj Estero,
Dziękuję za ten potrzebny temat.
Jedną z sytuacji, które pobudziły mnie do myślenia była rozmowa z nadzorcą obwodu. Zadałem mu kilka starannie przygotowanych pytań biblijnych, np.: 1) Czy Chrystus faktycznie wymieniał w swoich wypowiedziach Imię Jehowa (jak głoszą niektóre publikacje), czy tylko nawiązywał do pojęcia Imienia Bożego, jak w Ew. Jana 17:6, 26?; 2) Czy Bogu faktycznie nie przyszło na myśl palenie ludzi w ogniu (jak organizacja twierdzi w oparciu o Księgę Jeremiasza 7:31), skoro w Księdze Kapłańskiej 21:9 sam nakazał, by niemoralną córkę kapłana izraelskiego spalić w ogniu?
Pamiętam, jak ten nadzorca podróżujący był bezradny wobec tych pytań i jak nerwowo na nie zareagował. Chciał mnie z miejsca skreślić ze starszego, mimo, że to właśnie on uprzednio zalecił mnie na to stanowisko. Zrozumiałem wtedy, że zadawanie przywódcom organizacji trudnych pytań jest niemile widziane i może się bardzo źle skończyć dla pytającego.
Inna sytuacja, która mnie mocno zastanowiła: jako starszy chciałem, by udzielono pomocy duchowej (w moim przekonaniu) zagubionej siostrze z zagranicy, którą spotkałem na wczasach w Polsce. Napisałem w tej sprawie do Nadarzyna i wszyscy mnie poparli, że dobrze uczyniłem: starsi, nadzorca obwodu i bracia z Biura Oddziału. Był jednak "mały" problem: jedyną osobą niezadowoloną z takiego pokierowania sprawą była sama zainteresowana. Przeprosiłem ją i zrozumiałem, że w organizacji Świadków można potraktować coś zgodnie z jej wytycznymi, podanymi przez Ciało Kierownicze, lecz mimo to, fatalnie rozminąć się z duchem Ewangelii. W skrócie: czyjeś działanie w organizacji może być poprawne według jej norm, lecz Chrystus by postąpił zupełnie inaczej. To mną mocno wstrząsnęło.
A już chyba gwoździem do trumny była uważna lektura książki Świadkowie Jehowy - głosiciele Królestwa Bożego, połączona z zaglądaniem do źródłowej, starej literatury Towarzystwa, jak np. Dokonana Tajemnica. Przeraziłem się jako starszy zboru i głosiciel, że należę do takiej organizacji religijnej, która pobiła wszelkie rekordy, jeśli chodzi o fałszywe przepowiednie. Moją pasją było religioznawstwo i dobrze wiedziałem, że inne wyznania nie mają na swoim koncie tylu chybionych proroctw, a większość w ogóle nie forsowała żadnych wątpliwych dat. Zacząłem się wstydzić, że jestem Świadkiem Jehowy, tym bardziej, że w listopadzie 1995 r. odwołano dogmatycznie i stanowczo głoszone proroctwo, że zanim przeminie pokolenie roku 1914, nastąpi koniec tego systemu rzeczy. Nie potrafiłem niektórym ludziom spojrzeć w oczy, bo im to głosiłem jako pewnik. Co za wstyd. Byłem sługą wysłanym przez fałszywych proroków, by przekazywać ich zwodnicze orędzia!