W zboże czy w zborze? Czytać też zabraniano? Wzbogacać słownictwo i uczyć się gramatyki? Nie kwestionuję tych opowieści,ale od kiedy pamiętam to bracia w nożną grali. Międzyzborowe mecze odbywały się regularnie. W klubie zabraniali grać rodzice ,może woleli by dziecko za naukę się brało. Wybaczcie mój ton,ale takie jojczenie mnie zadziwia,bo ja w tych samych okolicznościach wychowywana byłam. Kto chciał się rozwijać,to się rozwijał,kino,teatr,literatura,sport umiarkowanie,a nawet wyższe studia. Wcześniej takiego nacisku nie było. Hardkor zaczął się niedawno. Pozdrawiam.
Gdy napisałam kiedyś, że jako dziecko wychowywane wg nauk śJ nie mogłam grać w szachy, bo to gra militarna-strategiczna, na mój post odpisałaś, że ja piszę bzdury, potem ktoś inny napisał, że Ty piszesz rozsądnie.
Ja w szachy grać nie mogłam jako dziecko matki śJ, która wychowywała wg nauk śJ.
Roszada wkleił w innym poście dowody (z ich własnych publikacji? ) na to co pisałam ja o poglądzie śJ w tamtych czasach na temat gry w szachy.
Wybacz też, ale że Ty mogłaś wszystko, co wyżej wymieniłaś, nie jest wyznacznikiem, że wszyscy wychowywani od dziecka w zborach śJ mieli tak jak Ty.
Jako dziewczynka grzeczna i chcąca podobać się Bogu, wyrzuciłam do śmietnika swoją ukochaną grę planszową, którą otrzymałam od rodziców, a nazywała się "Zawody sportowe", a to przecież tez rywalizacja o wygraną jak w szachach. Chodziłam na gimnastykę artystyczną, a z powodu podobania sie Bogu i traceniu czasu na "światowe zajęcia", ktore nie będą potrzebne w nowym świecie, po Armagedonie zakończyłam te zajęcia poza lekcyjne.
No czego tu oczekiwać od dziewczynki, która ma 10 latek.
Następne to trzeba było bardzo dobrze się uczyć, aby móc zapisać się do Zespołu Pieśni i Tańca, a uczyłam sie bardzo dobrze i zachowanie miałam wzorowe i to był tez warunek, by być ubrana w piękne stroje regionalne, wianuszki, wstążeczki, buciki, wyjeżdżać na występy, tańczyć, śpiewać, rozwijać się. Do Zespołu zostałam przyjęta, byłam przeszczęśliwa.
I co zrobiłam? Po około roku też zrezygnowałam, bo na zebraniach organizacji śJ, słyszałam o traceniu czasu na światowe zajęcia, że lepiej być obecnym na każdym zebraniu i głosić. Bracia starsi odwiedzali mamę śJ i wałkowali z mamą ten temat, a mama choć spokojnie i miło, powtarzała mi destrukcyjne nauki organizacji.
Takich NIE było więcej, jak u wielu innych osób, które o tym piszą.
Już mi od nastolatki, w tej organizacji wiele się nie zgadzało, zaprzeczało jedno drugiemu.
Dla mnie hardcor był w org. od dzieciństwa (molestowanie przez brata duchowego śJ), do opuszczenia tego środowiska i jeszcze po, bo ostracyzm.
Dziękuje za uwagę.
Adam80 Witam Cię miło!
Czuj się na tym Forum bardzo dobrze.
Widać każdy ma inaczej.
Z mojego przykładu powiem Ci, że informacje z tego Forum pomagały mi długi czas, w radzeniu sobie po odejściu od org. i wybudzaniu mojego męża, co sprawiło ostatecznie, że w domu wreszcie zapanował spokój mimo, że mąż z org nie odszedł.
Ja miałam podobne dzieciństwo jak Ty. Swoje pasje i zainteresowania rozwijałam, gdy już nie byłam bezbronnym dzieckiem i tak jest do dziś.
Wszystko przed Tobą!
Pozdrawiam.