Estero trafiłaś w mojego konika, że tak powiem. Od wielu lat mierzi mnie sytuacja, w której świadkowie pracują na czarno, "zatrudniają" braci na czarno, wszyscy latają do mopsu po zasiłki. Oczywiście wszyscy narzekają, że życie jest niesprawiedliwe bo nie mają kasy. Osobiście znam wielu świadków, którzy prowadzą lewe interesy chwaląc się tym na fejsie a w urzędzie pracy są zarejestrowani jako bezrobotni nierzadko mając prawo do zasiłku dla bezrobotnych. Znam też gościa, który się dowiedział, że gdy pójdzie do szkoły to dostanie rentę rodzinną po ojcu, więc gość od razu zapisał się do szkoły, "chodził" tam dwa lata, do egzaminów nie podszedł, po czym znów zapisał się do szkoły kolejnej i znów to samo.
Oczywiście ja z żoną z racji pracy na pełny etat u świeckich pracodawców jesteśmy wytykani paluchami bo przecież to się nie godzi, żeby jacyś świadkowie mieli pracę na pełny etat i na stałe.
A już najbardziej mnie rozwalił kilka lat temu wywiad na zgromadzeniu z jednym ze starszych, który stwierdził, że odkąd rzucił pracę zawodową i poświęcił się służbie pełnoczasowej to odczuwa ogromne błogosławieństwa. Ja się pytam z czego te błogosławieństwa? Czyżby nagle Jehowa spuszczał im zamiast deszczu mannę i dolary z nieba? Po prostu wszyscy cwaniakują, kombinują, kręcą jak się tylko da.
Oczywiście większość z tych "biedaków" obowiązkowo 2-3 razy do roku na wczasy lecą do Grecji, Hiszpanii itd o czym regularnie informują na facebooku.
Generalnie mam takie przemyślenia, że prawie każdy Świadek Jehowy to śmierdzirobótka straszna.
Masz prawo do takich przemyśleń i nie odbieram Ci go, ale wydaję mi się, że stwierdzenie 'że prawie każdy' jest sporą przesadą.
SJ to taka dziwna grupa która jak tylko może to broni się przed ujawnieniem wyników badań socjometrycznych. Przy tak doskonale rozwiniętym systemie raportowania bez trudu można by było określić podstawowe dane: wiek, płeć, status społeczny, wykształcenie, zarobki itp. itd. Nie mając 'twardych danych' można bazować i wydawać sądy na podstawie doświadczeń - swoich i innych - oraz na swoim postrzeganiu otaczającej rzeczywistości, która wielokrotnie jest ograniczona miejscem, czasem i nieselektywnym dobraniem próby badawczej. Wydaję mi się, że ile osób tyle opinii i dominantą jest po prostu średnia.
Sądzę, że wiele zależy od zboru i terenu na jakim leży. Są zbory gdzie większość stanowią rolnicy i sam parę razy się przekonałem, że podczas żniw na 80 osób na zebraniu było parenaście (głównie starsze siostry) i nie było jakiegoś wielkiego 'halo', że trzeba być obecnym. Zniwa i tyle - trzeba robić. Albo zbory w wakacyjnych miejscowościach. Bracia żyjący z gastro czy z wynajmowania pokoi wakacyjncyh też mieli pełne ręcę roboty i sami przyznawali, że lato to okres 'słabości' w zborze. Nie wiem czy pamiętasz lata 90te - nawet ich drugą część. Ja ze zgromadzeń w duchu wewnętrznego niezadowolenia słuchałem programu w którym wielokrotnie podkreślano, zeby prowadzić proste życie. że dobra materialne są złe. A później - w przerwie albo już na końcu - obserwowałem wyjeżdząjące auta. Zacne auta. Zresztą - wystarczy przejechać się na parkingi pod Salami Zgromadzeń/Królestwa: znajdą się i te bardzo drogie samochody, i te przeciętne, i te publiczne zatrzymujące się co kilkaset metrów na przystankach
. Zgadzam się, że znajdą się również osoby, które radosną twórczością prześlizgują się z klasy do klasy ze średnią 2,5. Są też tacy, którzy kombinują jak się da, nie płacą podatków, zatrudniają na czarno, oszukują czy zwyczajnie nie znają się na robocie. Nie wydaję mi się jednak, że jeśli ktoś był SJ i był paprakiem w swym fachu, opuszcza organizację to naglę staje się fachowcem. I w drugą stronę - jeśli ktoś przykładał się do roboty, to biorąc chrzest nie zacznie z automatu oszukiwać, nie płacić czy kręcić.
Jeszcze słowo o wywiadach na zgromadzeniach. Potwierdzą to też pewnie inni, którzy albo takowych udzielali albo zadawali pytania. Generalnie zgromadzenia mają być wszędzie takie same. Program jest układany (a przynajmniej: był) wg schematów i wszystkie wywiady czy też doświadczenia miały być bardzo do siebie podobne. Często sami bohaterowie tychże później przyznawali, że wiele wątków ubarwiali, przykładali większy akcent do pewnych spraw albo po prostu nie mówili wszystkiego. Sam pamietam występ brata taksówkarza z miasta wakacyjnego, który mowił jak to w okresie letnim poświęcił 3 tygodnie na ośrodek pionierski zamiast pracować i Jehowa mu pobłogosławił. "Zapomniał" jednak dodać, że po wakacjach zaczał dorabiać jako kierowca w pogotowiu i przez pracę na zmianę nie korzystał ze wszystkich zebrań w porównianiu do tego jak był tylko na taxi.
Reasumując - wydaję mi się, że SJ to w przekroju całości to po prostu przeciętność. Znajdą się jednostki wybitne, znajdą się outsiderzy. Natomiast generalizowanie: 'wszyscy, nikt, zawsze, nigdy, każdy, żaden' etc. niekiedy jest przesadą