W roku 1959 tak chwalono polskich Świadków Jehowy:
„Na przykład w Polsce bracia, którym poruczono tam dzieło, wyjaśnili wszystkim: »Teraz, kiedy nastąpiło odprężenie w prześladowaniach i kiedy dzieło może się rozwijać swobodniej, dlaczego każdy z nas nie miałby się wziąć do pracy tak, j
ak gdyby Armagedon miał nastąpić już jutro?«
Bracia faktycznie przyjęli tę postawę. I Polska jest teraz jednym z niewielu, gdzie liczba głosicieli wzrosła ponad 30%” (Strażnica Nr 19, 1959 s. 8).
Ale o tym samym okresie, wiele lat później, napisano zupełnie inaczej:
*** yb94 ss. 234-235 Polska ***
Jednakże pod koniec lat pięćdziesiątych stało się jasne, iż „odwilż” z roku 1956 ma się ku końcowi. Wydawało się rzeczą słuszną, żeby maksymalnie wyzyskać wszelkie jeszcze istniejące możliwości i rozgłosić dobrą nowinę na jak najszerszą skalę. Notowano niezwykle szybki wzrost, ale pojawił się niezdrowy duch współzawodnictwa. W rezultacie zaczęto raportować nowych głosicieli nie spełniających wymagań biblijnych. Wystarczyło na przykład, że zainteresowany przytaknął, iż w rozmowie z kimś wspomniał o nadziei Królestwa, o której opowiadają Świadkowie Jehowy.
Toteż przez pewien czas utrzymywało się hasło: „Dziś zainteresowany, jutro głosiciel”. Wielu z nich nawet nie chodziło na zebrania. Doszło do tego, że liczba obecnych na Pamiątce była w roku 1959 mniejsza niż liczba głosicieli, która w marcu tegoż roku wyniosła 84 061. Taka sytuacja z łatwością mogła osłabić duchową prężność organizacji (1 Kor. 3:5-7).
Przedsięwzięto niezbędne środki zaradcze. Liczba głosicieli zaczęła stopniowo spadać aż do poziomu około 50 000. Nową najwyższą osiągnięto dopiero po niemal 29 latach, w styczniu 1988 roku, kiedy udział w służbie polowej zgłosiło 84 559 rzeczywistych głosicieli.
Czyli w latach 50. XX wieku polscy ŚJ byli przykładem dla innych, a w latach 90. XX wieku, gdy wspominano ten sam okres z lat 50. XX w., opisywano ich jako 'oszustów', cwaniaków zawyżających dane.
Podano też inne motywy. Kiedyś bliskość Armagedonu, a później inne czynniki.