Wczoraj dopadli mnie na parkingu przed szpitalem. I szczerze powiem, że mnie zirytowali. Ustawili się chyba tam celowo, wiedzą ludzie chorzy to albo powolni, albo otumanieni lekami, łatwiej nimi manipulować i tak szybko nie uciekną.
Ale do rzeczy...śtupam sobie w tym moim bucie, widzę ich z daleka, a więc ścinam drogę aby ich ominąć. Gdzie tam....babsko idzie w moim kierunku i szczerzy się z daleka. W końcu nasze drogi się zeszły, zaczęła nawijać o bólu, cierpieniu...mówię do niej...rozumiem, że w raju tylko mi zasinieje i spuchnie, a boleć już nie będzie? Tak, oczywiście szybko odparła. Widocznie nie dostrzegła mojej ironii.
Odpaliła tel i pokazuje mi jakiś filmik, niby patrzę, ale obmyślam co jej odpalić. Po seansie mówi...widziała pani jakie piękne perspektywy?
A ja pytam...gdzie? Ona...no w tym filmie. Ja zdziwiona....a to tam był jakiś film, myślałam że pani mi jakąś muzyczkę puściła.
Kochana, poklepałam ją po ramieniu...musicie napisać do USA o lepszy sprzęt, bo na takim małym wyświetlaczu ten raj kiepsko się prezentuje, albo go nawet wcale nie widać.
Powiedziałam do widzenie, nawet mi nie odpowiedziała. chyba już mnie nie chciała więcej spotkać.
Ja mam niekiedy mieszane uczucia kiedy widze ludzi przy stojakach, wózkach czy innych rydwanach. Wielokrotnie popychając auto noga w porannym korku obserwuje jak młodzi ludzie pilnują literatury na kółkach i zastanawiam sie skąd oni maja na to czas, co z ich praca, nauka, co beda robic mając lat 30-40 kiedy to juz naprawdę bedzie niezręcznie mieszkać z rodzicami i czy naprawdę nie jest im zimno gdy mozna zrobic tylko pare kroków od i do stojaczka
.
Akurat pare dni temu zaczepili mnie SJ - para - było im bliżej 60tki niz 50tki. Ubrani skromnie, bo ich kurtki pewnie pamiętały lata 90te. Po wstępie z uśmiechem odrzekłem, ze to coraz bardziej rzadki widok spotkać SJ głoszących, bo chyba teraz większość ma prace stacjonarno-stojakowa. Kobieta z uśmiechem powiedziała, ze taka praca 'do ludzi' nie zostanie wyparta, ale jako organizacja idą z duchem czasu i ze ma cos dla mnie 'cyfrowego'. Wyjęła jakiś noname'mowy telefon z 3calowym wyświetlaczem i próbowała połączyć sie z jw.org. Po minucie odświeżania serwera powiedziała, ze musiał sie jej 'internet wyczerpać, bo to tel. na karte'. Z uśmiechem odparłem, ze nie parzy mnie cos 'niecyfrowego' i moge wziąć czasopismo. Pożegnałem sie i poszedłem.
Jako ze było to jakoś tuż przed sw. zmarłych miałem jakiś nostalgiczny nastrój i zebrało mi sie na refleksje. Widziałem ludzi, ktorym sie nie przelewało i którzy pewnie ze szczerego serca musieli oszczędzać, zeby kupić telefon z wyświetlaczem i do tego doładowywać kartę. Przypomniało mi sie, ze lata temu w rodzinnym zborze był brat mający prawie 2m wzrostu, ojciec 4 dzieci, z zawodu chyba elektryk. Zawsze na zebraniu był w brązowym garniturze. Zawsze. Trochę to było dla mnie wtedy śmieszne, ze ciagle jeden ten sam uniform. Dopiero po paru latach skojarzyłem, ze na jego gabaryty w sklepie nie mógł nic dobrać, o secondhandach nie wspominając i był zmuszony iść uszyć do krawca garnitur na miarę, ze chodzić na zebrania i do służby, bo tylko wtedy był mu potrzebny. Wydatek ogromny dla 6osobowej rodziny.
Żal mi czasem robi tych ludzi, którym organizacja nie daje nic za darmo, nie daje narzędzi, szkoleń i ochrony, a tylko podprogowo wymaga pieniędzy i inwestowania swoich środków dla dobra firmy. Mam takie wrażenie, ze w WTS sa zaanagażowani w większości szczerzy i tacy dla których służba jest jakimś wysiłkiem, bo bardziej zamożni czy aktywnie pracujący albo nie maja czasu, albo nie maja chęci. Szkoda mi ludzi, ich poświęcenia i czasem wole odpuścić, powiedzieć dobre słowo, dać jakieś pozytywne wzmocnienie dla człowieka, dla którego chyba nie ma nic ważniejszego niz idea służenia czemuś Większemu.