Wysluchalam obydwie czesci (nota bene nie spalam do 2.00 w nocy i musze dzisiaj wlawac w siebie niezliczone litry kawy, zeby sie utrzymac na nogach
)
Jestem pod ogromnym wrazeniem spokoju, opanowania i umiejetnosci pieknego prowadzenia rozmowy przez Jarka.
Niestety wypowiedzi starszych sa zenujace (wiem, wiem, powtarzam sie
). I tu nawet nie chodzi mi o przyznawanie sie owych braci do tego, ze nie ze wszystkim sie zgadzaja, czy tez miewaja watpliwosci. Udaerza mnie raczej ich brak kompetencji i wiedzy do prowadzenia takich rozmow. Nie potrafili uzyc zadnych rzeczowych argumentow, ktorymi mogliby w jakikolwiek sposob chociaz sprobowac rozwiac obawy, czy watpliwosci Jarka. I oni sa mianowani duchowymi pasterzami?
Ich wiedza jest praktycznie zerowa, obracaja tylko wyuczonymi lata temu frazesami, jeszcze na dodatek nie na temat. Najgorsze jest to, ze starsi (podobnie zreszta, jak i wiekszosc szeregowych owieczek) sa absolutnie dalecy od checi poszerzenia wiedzy i horyzontow. Nie s awcale przygotowani do rozmow na drazliwe ostatnio tematy pedofilii, czy kontaktow Org. z ONZ. Zero jakiegokolwiek merytorycznego i praktycznego przygotowania do takich rozmow. I tacy ludzie stoja na strazy czystosci zboru? Wlasnie tacy wlasciwie laicy maj rozwiazywac problemy czlonkow zboru???
A juz poinformowanie o planowanym wzgledem Jarka komitecie sadowniczym rozwalilo mnie na lopatki... Mysle, ze podczas pierwszej rozmowy brata Roberta moze i ruszylo sumienie. Widac, ze odezwaly sie w nim normalne, ludzkie odruchy. Ale nie moge sie oprzec wrazeniu, z w ciagu tych 10 minut przerwy miedzy obiema rozmowami, starszy Robert zdal komus relacje jak sie rzeczy maja i zostal po prosu zobligowany do zalatwienia tej sprawy "krotko i na temat". Zadnych przeprosin, zadnego wspolczucia, zadnych przyjacielskich zachowan... Komitet, wykluczenie i pozamiatane.
Zenada, zenada, zenada