Po kilku tygodniach przeglądania forum postanowiłem się w końcu zarejestrować. Korzystam też z forum watchtower i stamtąd pewnie niektórzy będą mnie kojarzyć. Do całej reszty wykluczonych i aktywnych ŚJ mówię Dzień dobry!
Jestem ŚJ który obudził się już prawie 1,5 roku temu. Do tego czasu tkwię w organizacji z powodu mojej rodziny i to jest chyba jedyny powód.
Może coś o sobie ale tak żeby mnie nie zdekonspirowali:) Od urodzenia jestem wychowywany w rodzinie ŚJ. Obecnie bliżej mi do 30-tki niż 20-tki ale trzymam się nieźle
Wychowywany w duchu zamordyzmu z lat dziewięćdziesiątych czyli mniej więcej: nie rusz, nie dotykaj, nie garb się nie pyskuj. Moi rodzice to oddani świadkowie BARDZO zaślepieni w tą organizację. Świata poza nią nie widzą. Całe ich życie kręci się tylko wokół spraw wts-u, nie wiem czy w przeciągu ostatnich 15 lat przeczytali inną książkę niż tą podsuwaną ich przez korporację z Brooklynu.
Ja wyrosłem w duchu czczenia Jehowy i stawiania spraw organizacji ponad wszystko. Jako syn starszego musiałem być zawsze przykładem dla innych młodych w zborze a każde odstępstwo (jak ja lubię to słowo:)) od normy było surowo karane łącznie z karami cielesnymi. Mój ojciec był bardzo nerwowy więc nieraz dostałem takie lanie że nie mogłem na dupie kilka dni usiedzieć. Po czasie widzę że miało to bardzo niekorzystny wpływ na mój rozwój psychiczny i emocjonalny choć po przeczytaniu kilku mądrych książek poznałem siebie i jestem (tak myślę) bardzo poukładanym człowiekiem.
Miałem etap pionierowania oraz usługiwania w zborze jako sługa pomocniczy. Jestem cżłowiekiem który jak się za coś zabiera to robi to na maxa i nie inaczej było ze służeniem aramejskiemu bożkowi. Latałem do służby, brałem aktywny udział w zebraniach, przedstawiałem wykłady. Zawsze starałem się by moje wystąpienia były budujące ale też ciekawe dlatego w punktach wykorzystywałem wiedzę świecką i godzinami wymyślałem jakieś mądre przykłady.
O moim wybudzeniu nie napiszę zbyt wiele żeby mnie nie nakryli bo wiele osób mnie zna i ktoś mógłby mnie rozpoznać a nie czas na to. Powiem tyle że kluczowym w moim życiu była sprawa pokolenia i nowe światło z tym związane. Poczułem wtedy że boli tyłek ale nie wiedziałem kto i kiedy mnie dyma oraz dlaczego:) Częste zmiany tej nauki stały się dla mnie kamieniem potknięcia. Zmiany organizacji zachwiały moją wiarą i spowodowały że zacząłem bardziej krytycznie patrzeć na inne nauki. Kulminacją mojego procesu poznawczego było przeczytanie książki Kryzys Sumienia. Najbardziej uderzyła mnie sprawa braci w Malawi i dwojakich odważników jakie stosowała organizacja. Poza tym widziałem przejawy takie postępowania też ze strony starszych w moim zborze którzy sprytnie tuszowali sprawy związane z ich rodzinami a potknięcia innych surowo karali.
To wszystko spowodowało że postanowiłem wycofać się z aktywnego życia zborowego.
Gdy wzrosła moja świadomość o tym jak działa organizacja i jak pierze mózgi swoim wiernym zacząłem lepiej dostrzegać tego przejawy w swojej rodzinie. Na początku chciałem spokojnie rozmawiać o swoich wątpliwościach używając merytorycznych argumentów. Liczyłem, jak to w rodzinie, na szczerość relacji, uczciwą spokojną wymianę myśli.. bardzo się jednak przeliczyłem. Gdy tylko rozmowa schodziła na niewygodne tematy pojawiało się ze strony moich bliskich strasznie dużo agresji, jadu. Podnosili oni głos, niemalże krzyczeli na mnie(może mój spokój na nich działał). Zobaczyłem że oni nie chcą poznać prawdy, oni już ją znają i koniec kropka a mi tylko coś odbiło.
Zaczynam stawać się powoli czarną owcą w rodzinie ale czułem że tak będzię i nawet dobrze mi z tym. Powoli realizuję się w innych płaszczyznach w życiu, poznaje ciekawych ludzi z poza organizacji - innymi słowy nadrabiam stracony czas. Nikt nie odbierze mi wolności jaką teraz się cieszę. Na odejście formalne przyjdzie jeszcze czas, teraz za dużo bym stracił i narobiłbym sobie niezłego bałaganu w życiu.
Bardzo doceniam też użytkowników tego oraz rodzimego forum, których merytoryczne argumenty otworzyły mi oczy na wiele spraw. Bardzo cenię pracę Roszady oraz M za podawanie praktycznie gotowców które trzeba tylko przeczytać.
Z tego miejsca zachęcam też innych aktywnych Świadków Jehowy do rejestrowania się w tym miejscu i opisywania swoich przeżyć. Tu nikt wam nie zamknie ust a możecie sobie tylko pomóc, ja jestem tego żywym przykładem. Cieszę się teraz wolnością umysłu jakiej nie miałem od początku życia. Organizację też opuszczę, to tylko kwestia czasu.
Postaram się napisać jeszcze coś o sobie. W każdym razie jeszcze raz Witajcie kochani!