Z mojej perspektywy po prostu załatwiła potrzebę przytulenia się do swojego dziecka i tyle. W głowie nic jej się przez te 3 lata nie zmieniło.
Organizacja nadal jest na pierwszym miejscu przed nami. Nadal wszystko to nasza wina...
To jest takie emocjonalnie wykrzywione i smutne i straszne i chore i ma tak wiele dróg myślowych, że aż trudno to ogarnąć umysłem.
Co ta sekta robi z uczuciami ludzi do ludzi i jak łatwo się jej udaje zerwać nawet te najbliższe więzi.
Więzi, jakie powinny całe życie czuć rodzice
do dzieci i odwrotnie.
Współczuję Wam bardzo, bardzo, płaczę razem z Wami.
I nie dziwię się Wam, że do końca dnia nie mogliście pozbierać się z emocjami.
Rozumiem też Wasz ból, ponieważ mam stały kontakt z pewnym młodym małżeństwem, których rodzice są w moim zborze.
Którzy, podobnie, jak Wy, razem odeszli od organizacji, bo odkryli prawdę.
I w jednej z rozmów, On powiedział do mnie mniej więcej tak:
"Estera, nawet ostracyzm od świadków nie jest tak straszny, jak ten brak normalnych więzi z rodzicami, rodzeństwem.
Tym bardziej, jeśli te więzi były bardzo silne, a u Nas takie były!
Ostracyzm tak nie boli, jak to, że nie możesz zadzwonić do swoich rodziców i normalnie z nimi porozmawiać.
I że Oni, też nie zadzwonią."
Macieju, Leno.
Może kiedyś ta straszna tama strażnicowa pęknie.
Może kiedyś tak się stanie, nie wiecie, jakie uczucia nią targają, choć wydawałoby się, że przez trzy lata nic nie drgnęło.
Ale ja myślę, że drgnęło ociupinkę, skoro zdobyła się na taki gest do swojej córki, do Was.
Dla niej to może emocjonalnie krok milowy w tej całej sytuacji.
Myślę, że jako matce, coś w niej drgnęło.
A nie wiesz, co jeszcze może się wydarzyć w tej popapranej organizacji?
Co jej otworzy oczy i przywróci miłość do Was!
Odwróci tę chorą relację, że najpierw organizacja, a potem miłość do dzieci.
Nie wiesz, dlatego nie traćcie nadziei.
Piszę tak, bo jeszcze wszystko się może zmienić.
Dosłownie wszystko.
Cuda się zdarzają.
Pozdrawiam.
Serdecznie.
Estera.