'Miłość' w organizacji? Zastanawiam się czy jest tam coś takiego.
Uważam że próżno szukać w organizacji miłości. Wszystko co widzimy to pozory. Teraz ślicznie pięknie każdy zainteresowany, ale tylko niech powie coś nie tak, szybko twarz pełna miłości i zainteresowania przybierze postać pogardy.
Powinnam zacząć że w organizacji istnieje coś takiego jak miłość na zasadach, a nie pomimo.
Kochamy Cię, ponieważ możemy się Tobą pochwalić, ale jak tylko stracimy taką możliwość to będziesz nam obojętny/a.
By znaleźć przyjaciół, musimy udawać gorliwość, najlepszym towarzystwem są pionierzy. Szukasz miłości, bądź gorliwy, nie kieruj się uczuciami, a tym czy ktoś poważnie traktuje organizację i sprawy Jehowy stawia na pierwszym miejscu. Stwierdzenie klucz 'sprawy Jehowy zawsze na pierwszym miejscu', udawaj że Ci to pasuje i postępujesz tak samo.
Pytanie, kto ma przyjaciół, znajomych poza organizacją? Czy we wszystkim tak bezwzględnie trzeba mieć jednakowe zdanie? A jeśli prawie we wszystkim zdania są całkowicie różne? To koniec znajomości? Jeśli jedno nie potrafi uszanować tego że ktoś może mieć inne poglądy, to pewnie tak, ale jeśli potrafią?
Każda myśl jest w organizacji podporządkowana organizacji, każda decyzja. Powie coś nie tak donieś, to jest troska (nie, to jest bycie konfidentem). W takim środowisku raczej ciężko o miłość. Nie twierdze że wszyscy tak postępują, ale obiektywnie, jak CK naucza ludzi? Jawnie pozbawiają wszystkich uczuć wyższych, pchają w zaprogramowanie, wypranie z emocji, na pilota/komendę: 'uśmiech' i jest uśmiech, 'radość' i jest radość, 'pogarda' i jest pogarda.