zastanawia mnie jedna sprawa, sądy w USA bardzo rygorystycznie podchodzą do tych spraw i wydają injunction warrant, czyli zakaz przebywania przestępców seksualnych wobec małoletnich w odległości nie mniejszej niż jakiś dystans od miejsce, w których MOGĄ przebywać dzieci. W praktyce zmusza to tych ludzi do osiedlania się in the middle of nowhere, czyli w szczerym polu kukurydzy. Na Florydzie powstały nawet kolonie sex offenderów ulokowane właśnie gdzieś na plantacjach czy w lasach (inna sprawa, że jest to drakońskie prawo, bo sex offenderem może zostać, i zostaje, np. gościu, który sikał na murku i zobaczyło go dziecko (sądy kwalifikują to jako ekshibicjonizm) albo 18 latek z klasy 4c, który coś tam robił z 17 latką z 3b. Sex offenderzy noszą elektroniczne bransoletki i każde naruszenie zakazu (czyli wejście w obszar zamieszkały) naraża ich na natychmiastową długoletnią karę więzienia.
Skoro ten gościu swobodnie porusza się po mieście, znaczy to że sąd z nieznanych przyczyn nie wydał injunction warrant, czyli zezwolił mu na przebywanie z "normalnymi" ludźmi. Niezbadane są wyroki sądów Bożych i rejonowych (county courts), ale nie wiem, jak to wyjaśnić, bo nie znam sprawy. Być może w sprawie zaistniały jakieś okoliczności, których nie znamy...