Odkąd przeczytałam tu o tych nieporządnych, to chyba popadłam w manię prześladowczą
A konkretnie zaczęłam się przyglądać temu jak traktują mnie Świadkowie z mojego zboru gdy ich spotkam na swej drodze. I zauważyłam, że te osoby na które trafiam, które kiedyś były wobec mnie bardziej wylewne i uśmiechnięte i pytały co u mnie, teraz są powściągliwe w uczuciach, nie pytają co u mnie słychać, tylko idą w swoją stronę.
Ja już sama nie wiem... może mi się wydaje? A może oni zawsze tacy byli?!
... ale...
1) jeśli zawsze tacy byli - obojętni wobec mnie.. to znaczy, że te zborowe "przyjaźnie" są nawet funta kłaków nie warte!
2) jeśli teraz tacy się stali wobec mnie... to znaczy, że te zborowe, warunkowe "przyjaźnie" nie są funta kłaków warte...!
Ale może to i lepiej. Gdybym miała w zborze samych miłych i kochających ludzi, to mogłaby zwlekać z decyzją o odejściu nawet latami. A tak przynajmniej łatwiej będzie mi podjąć tę ostateczną decyzję.. i będę wiedziała dodatkowo, że już nic tam nie tracę...
A jeśli czyta to jakiś obecny gorliwy Świadek (choć nie powinien rzecz jasna... bo to grzech jest
), to mam takie przesłanie:
Jeżeli ślepo wykonujesz polecenia "niewolnika" i unikasz ludzi ze zboru, osądzasz ich i gardzisz nimi, to puknij się w czoło człowieku i zastanów się czy wiesz co to jest miłość do bliźniego, o której mówił Jezus Chrystus!
A jeśli nie wiesz czym jest ta miłość...
...to znaczy, że - nawet jeśli jesteś pionierem stałym albo nadzorcą obwodu - Twoja wiara jest funta kłaków warta!