Czytając historie na tym forum zastanawiałem się: czy ja też mógłbym opisać swoją? Zdecydowałem, że wyrzucę z siebie to co mnie tak bardzo gryzie. Nie uważam że przeszedłem w życiu wiele, ale wystarczająco dużo żeby zerwać kontakt z organizacją.
Urodziłem się w rodzinie świadków. Byłem szczęśliwym dzieckiem, uwielbiałem gdy rodzice uczyli mnie o jehowie. Jednak zawsze czegoś mi brakowało, już jako dziecku. Miałem wszystko co jest potrzebne do życia. Jedzenie, dach nad głową, czyste ubrania, rodzinę. Rodzice i dziadkowie zabierali mnie na zebrania. Jednak w domu były kłótnie. Z dzieciństwa pamiętam je od zawsze. I tłumaczenie, że to się zdarzyło teraz tylko, i że będzie dobrze. Wcale nie było. Mam 19 lat i kłótnie są nadal. Dosłownie o wszystko.
Pamiętam jak jeszcze jakiś czas temu starałem się z całych sił służyć w organizacji. Nieochrzczonym glosicielem zostałem w wieku 14 lat. Bardziej za namową rodziców niż z własnej woli. Już wtedy czułem, że coś jest nie tak. Cała rodzina, na zebraniu byli tacy mili, serdeczni. A w domu? Po prostu strach się odezwać. I ciągłe słuchanie, że muszę żyć prawdą, bo w to wierzy moja rodzina. Do tej pory to słyszę. Jednak teraz już nie mam najmniejszej wątpliwości, że nie chcę być w organizacji, która udaje świętą a wcale taka nie jest.
O dziwo, jeszcze rok temu chciałem się ochrzcić. W wieku 18 lat. Wierzyłem w to wszystko bardzo mocno.
Jednak bracia starsi uznali, że nie mogę zostać ochrzczony. Dlaczego? Bo kochałem dziewczynę. Ona była też nieochrzczonym glosicielem, żyliśmy razem prawdą, mieliśmy plany. Starsi uznali, że to nie jest w panu, bo nie po chrzcie. Miałem wiele rozmów. Tłumaczyłem, że to co mi mówią to błędne koło. Żeby być ochrzczonym muszę mieć dziewczynę w panu, a żeby być w panu to trzeba być ochrzczonym. Starsi prowadzili tak długo rozmowy, że ona mnie zostawiła. Chciała spokoju.
Załamałem się. 18 lat to jeszcze młodość i głupota. Jednak naprawdę ją kochałem. I starsi zniszczyli moje marzenia, plany. Do tej pory dostrzegłem wiele błędów braci. Tłumaczyłem je wszystkie niedoskonałością. Teraz wiem jak bardzo się myliłem.
Obecnie mam 19 lat, mam dziewczynę, która nie jest świadkiem, nie ma kontaktu z prawdą. Został mi odebrany "przywilej" glosiciela. Codziennie w domu słucham jak to jehowa za mną tęskni i chce żebym wrócił. Tylko że po reakcji moich "przyjaciół" ze zboru widzę że wcale nie tęskni nikt. Nie odzywa się do mnie nikt, na ulicy mówię z grzeczności "dzień dobry". Udają że mnie nie znają.
Jestem zły, bo mam dziewczynę w świecie. Dziewczynę, która mnie kocha, która umie zrobić wszystko w domu, jest inteligentna i powoduje że staje się lepszym człowiekiem. Jedną z rzeczy którą udało mi się dzięki niej zrobić było rzucenie palenia. Co prawda długo nie palilem (od czasu załamania po stracie). Jednak gdy usłyszałem, że ona chce żebym był przy niej jak najdłużej i nie truł się, więcej papierosa nie ruszyłem.
Moja historia nie jest jakimś dziełem, średnio się znam na pisaniu. Opisałem tylko w skrócie to co mi leży na sercu. Dodam na koniec, że po tym jak zacząłem żyć tak jak ja chcę, a nie organizacja, czuję się o wiele lepiej. Dodatkowo, po przeczytaniu wielu tematów na tym forum w końcu przejrzałem na oczy. I gdy rodzice zmuszają mnie, do pójścia na zebranie, to dostrzegam tam wiele więcej niż wcześniej.
Dziękuję wszystkim, którzy tutaj opisywali wiele historii, wiele informacji. Dzięki wam stałem się wolnym człowiekiem.