Wszystko fajnie, tylko że to najszybsza droga żeby przedwcześnie wylecieć, bo wystarczy żeby dwóch takich "przyjaciół" poszło na skargę do starszych i pozamiatane . Znam to z autopsji.
Bo tutaj trzeba koniecznie stosować radę:
"Oto ja posyłam was jak owce pomiędzy wilki; dlatego okażcie się ostrożni jak węże, a niewinni jak gołębie"Jeśli nie dążymy do wyżej opisanego "wylotu", bezwzględnie trzeba przestrzegać kilku zasad:
1. Pod żadnym pozorem nie dajemy się sprowokować i bez względu na to, jak bardzo by nas świerzbił język,
nigdy nie gramy w otwarte karty.
2. W żadnym wypadku
otwarcie nie krytykujemy, a jedynie w umiejętny sposób wyrażamy swoje wątpliwości. Innymi słowy nie walimy tekstem: "Żeby wymyślić obecną interpretację dotyczącą 'pokolenia', trzeba być niezłym kretynem". O wiele bezpieczniej można myśl wyrazić tak: "Znam dobrze obecne wyjaśnienie nauki o pokoleniu zamieszczone w naszych publikacjach, ale zastanawiam się, jak można by to było najłatwiej wyjaśnić w trakcie krótkiej rozmowy podczas służby". Mało prawdopodobne, żebyśmy za drugie zdanie mieli beknąć, a do myślenia możemy dać rozmówcy nie mniej niż otwartą krytyką.
3.
Posuwamy się drobnymi kroczkami, każdorazowo uprzednio
badając grunt. Innymi słowy nie jedziemy na dzień dobry i z pokoleniem, i z krwią, i z wykluczaniem, i z wszystkimi innymi sprawami, które nam akurat przyjdą do głowy. Nie, poruszamy jeden temat na raz. Dajmy na to rzeczone pokolenie. Do tematu delikatnie wracamy za jakiś czas i badamy oddźwięk. Jeśli okaże się, że ktoś się "zabetonował", odpuszczamy, nie brniemy - widocznie na tego rozmówcę nie nadszedł jeszcze czas. Jeśli natomiast okaże się, że rozmówcę skłoniliśmy do jakichś przemyśleń, robimy kolejny kroczek - znów jeden, znów malutki, znów dając czas do zastanowienia się liczony w dniach, a nie sekundach.
4. Zgodnie z tym, czego się uczyliśmy w TSSK,
gadkę dostosowujemy do rozmówcy i do sytuacji. Inaczej rozmawiamy z przyjacielem w trakcie luźnej pogawędki, a inaczej w trakcie oficjalnej rozmowy ze starszymi. Pamiętacie, jak zeznawali starsi przed komisją w Australii? "Nie pamiętam", "nie mogę sobie przypomnieć", "ta sytuacja nie utrwaliła się w mojej pamięci". I żeby była jasność: nie namawiam do kłamania! Po prostu na bardzo wiele pytań można odpowiedzieć tak, żeby nie odpowiedzieć...
Tyle w temacie "węża". Jeśli zaś chodzi o "gołębia":
5. Pamiętajmy, że
naszym "przeciwnikiem w grze" jest organizacja, a nie ludzie! Nie miejmy innym za złe, że postępują zgodnie z tym, w co sami kiedyś wierzyliśmy! Podejrzewam, że nawet starszy, który wyklucza lub wprasza się do domu na prawienie kazań, nie robi tego ze względu na sadystyczną przyjemność w sprawianiu komuś przykrości. Nie, on jest też ofiarą organizacji, jej zahukanym funkcjonariuszem, który boi się i Boga, i funkcjonariuszy wyższych rangą, przez których też jest skrupulatnie ze wszystkiego rozliczany.
Zgodnie z tym, czego się uczyliśmy na zebraniach, patrzmy na ŚJ tak, jak na naszych przyszłych braci
To samo tyczy się tych, którzy próbują nam głosić. Nie "znęcajmy" się nad nimi. To nie oni są winni ukrywaniu pedofilii, to nie oni wymyślili wykluczanie, nie oni są autorami "oświadczeń dla służby zdrowia". Swoimi drwinami, złośliwością, nieuprzejmością nie dokładajmy im dodatkowych "atrakcji" - jako członkowie organizacji oni i tak już dostatecznie dostają za swoje...
Nie zniżajmy się do poziomu, w którym mielibyśmy odczuwać satysfakcję z tego, że nasza odpowiedź "weszła komuś w pięty". Zamiast tego zastanówmy się, jak tym biednym ludziom moglibyśmy pomóc.