Przecież jeśli się rozwiodła i to 25 lat temu, to komornik może pocałować klamkę. Starszy pojęcia nie ma o czym bredzi.
Widać w zborze "niebiblijny rozwód" to grzech śmiertelny do końca życia i kredyt na całe życie (nawet wtedy, gdy rozwód był dlatego, że mąż znęcał się fizycznie i psychicznie nad żoną, ale "szlachetnie" jej nie zdradzał).
Jeszcze mi się przypomniało jak ludzi w zborze kłuje w oczy szczęście innych.
Byłam z zborze, gdzie chodziło pewne małżeństwo (po 40-stce). Wzięli ślub kilka miesięcy wcześniej, ale oboje nie mieli biblijnych rozwodów z poprzednich małżeństw, więc zostali wykluczeni.
No i oni - oboje wykluczeni - chodzili na każde zebranie, zawsze trzymając się za rączkę i obejmując przy śpiewaniu pieśni. Dla mnie to był dowód ich miłości i powiedziałam córce tej wykluczonej siostry, że widać, po nich, że się kochają. I że pozytywnie ich odbieram, choć ich nie znam, bo przyszłam do zboru, gdy już byli wykluczeni.
Na co ta córka powiedziała, że przekaże to rodzicom, to się ucieszą. Mówiła, że jedyne co oni pokątnie słyszeli od braci ze zboru, to tylko same negatywy w swoją stronę. Ludzie ze zboru bardzo się gorszyli tym, że oni sobie idą za rączkę i obnoszą się ze swoim uczuciem. Ja się wtedy bardzo zdziwiłam, że można tak zawistnie mówić o szczęśliwym małżeństwie.
W końcu zostali przyłączeni do zboru, a ta siostra zawsze serdecznie mnie traktowała (widać tylko z naszej strony spotkała się z miłym słowem, wtedy, gdy było im to szczególnie potrzebne).
Myślę, że według członków zboru ci małżonkowie powinni cały dzień mieć posępne miny na twarzy, i padać na kolana za każdym razem, gdy spotkają na swojej drodze jakiegoś niewykluczonego członka zboru i przepraszać go za to, że ośmielili się ułożyć sobie życie i być ze sobą szczęśliwi.