No to jestem
Czaiłam się pod drzwiami bardzo długo, aż w końcu zdecydowałam się założyć konto. Nie jestem wykluczona, ale od dawna nie mam kontaktu ze zborem. W związku z tym strasznie się bałam, że ktoś mnie tu odnajdzie po mailu, nicku czy czymś czego nie ogarnęłam, czy skojarzy moją historię, ale mam nadzieję, że to się nie stanie.
Tak więc żyję sobie spokojnie, bez szaleństw, z boku świata i się dziwię. Że nie jest tak źle jak na obrazkach w strażnicy
Że nikt mnie tu nie chce skrzywdzić i nie służę nagle Szatanowi. Dziwię się też moim brakiem tęsknoty za Bogiem. Tak szybko zapominam to co jest w Biblii, te wszystkie historie, które tak dobrze znałam... Jestem w szoku jak na co dzień zapominam o Bogu i nie czuję jego obecności. Jak szybko nauczyłam się jeść bez modlitwy...
Od 6 lat nie jestem świadkiem Jehowy. Nie przedstawiam się tak i nie mówię tak o sobie. Nie mam nawet ciekawości by pójść na jakieś zebranie.
Jednak to co we mnie zepsute długo jeszcze będę sklejać...
I ten ciągły strach, że każde moje potknięcie może być pretekstem do wykluczenia jest miażdżący...
Boję się, wstydzę, miotam we mgle i stoję nad przepaścią... Z drugiej jednak strony chłonę świat, cieszę się nim i odkrywam i czuję się wolna, ale tylko do momentu gdy nie sparaliżuje mnie strach o konsekwencje tych uczuć. Takie to moje życie. idealnie pokazuje je scena z "Zaplątanych" gdy Roszpunka uciekła z wieży.
To jej miotanie się zawsze zalewa mnie łzami
Witajcie więc. Chętnie was poznam, spotkam, dam się zrozumieć i poczytam co macie do powiedzenia. Nie szukam powodów do nienawiści... Została tam w końcu cała moja rodzina...