Adam
Pospolite nazwisko, równie popularne imię nie było ułatwieniem w poszukiwaniu ojca. Kiedyś gdy jako młody chłopak zaczął go szukać, osób o takich danych, imionach rodziców było ich tysiące. Takie były czasy, imiona przechodziły z ojca na syna i nie były zbyt wyszukane.
Po kilku rozmowach z Basią był o wiele bardziej ukierunkowany w tych działaniach. Postanowił najbliższe wakacje przeznaczyć na poszukiwania, zabrał więc swoją rodzinę i ruszyli w Polskę. Chodzili po urzędach, kościołach przeszukiwali przeróżne archiwa i nic. Niby mieli kilka adresów, ale wszystko to były niewypały. Albo ktoś był za młody, albo nie miał nigdy żony, albo też miał jedną od samego początku.
U jednej takiej rodziny zatrzymali się na dłużej, okolica była piękna, gospodarze mieli pokoje na wynajem, a więc grzech byłoby nie skorzystać.
Gdy następnego dnia, poszli zwiedzać okolicę, córkę bardzo zainteresował staw, po którym pływało stado gęsi, takich zwykłych domowych. Było z nimi stadko małych żółciutkich gąsek i to właśnie one przykuły uwagę Emilki.
Gdy podeszli bliżej, zobaczyli siedzącego na brzegu starszego mężczyznę, który na ich widok uśmiechnął się i zapytał. A co panieneczka pierwsze widzi małe gąski na żywo? Odparła, że tak, a że była z nimi zachwycona, bardzo szybko zaczęła rozmawiać z mężczyzną, zalewać go potokiem pytań, na co ten cierpliwie odpowiadał. Adam nie miał wyjścia, jak tylko przyłączyć się do rozmowy. Gdy córka poszła karmić gęsi, ten zapytał, państwo letnicy z daleka? Odpowiedział mężczyźnie i tak jakoś od słowa do słowa przeszli do celu ich podróży.
Adam naszkicował, jak i dlaczego ta ich podróż tak wygląda. Mężczyzna zmarszczył brwi, zsunął swój znoszony beret z antenką na czoło, podrapał się w tył głowy i powiedział. Wie pan co, ja bym sobie darował te urzędy, bo na razie nic pan nie znalazł. Jest kilka miejscowości, trzeba do nich jechać i popytać ludzi, najlepiej tych, co siedzą pod sklepem, jak ja pilnują zwierzyny, albo siedzą na ławeczkach przed domem. To jest najlepsze źródło informacji.
I niech pan nie pyta wprost o nazwiska, to ludzi zniechęca, stają się nieufni czują się przesłuchiwaniu. Pierw się pan przedstawi i powie, że szuka ojca lub jego rodziny. Jest pan miastowy, gładki i wzbudza zaufanie, umie gadać z ludźmi, da pan radę.
Adam uśmiechnął się na te dziwne komplementy, ale w tym, co mówił jego rozmówca, był sens. Jeszcze chwilę pospacerowali i wrócili do kwatery, aby zabrać rzeczy i ruszać dalej w drogę.
Opowiedział żonie o spotkaniu z mężczyzną, też była zdania, że to brzmi sensownie. Jednak nie ma co zabierać swoich rzeczy, pierwsza miejscowość jest niecałe dwadzieścia kilometrów, można śmiało ją objechać i wrócić na noc. Po co się tułać po okolicy i szukać nowego lokum? Przyznał żonie rację, powiedzieli gospodyni o swoich planach i ruszyli w drogę.
Dotarli do małej rolniczej miejscowości, było południe, a więc ci, co nie pracowali w polu byli w domu ze względu na porę obiadową. Upalna pogoda, też nie sprzyjała wysiadywaniu na dworze, każdy szukał cienia i co chłodniejszych pomieszczeń. Zajechali pod sklep, tu też pustki. Wysiedli i poszli kupić coś do picia. Ekspedientka ze sklepu, widząc przybyszów zaraz zagadała i zaczęła pytać, skąd są i czy daleko jadą. Widać, że była ciekawska i wścibska, a co za tym idzie mogła być niezłym źródłem informacji.
Już wyszli na zewnątrz, jak Adam postanowił się wrócić i zapytać. Pani dobrze zna ludzi z tej miejscowości? O tak, opowiedziała kobieta, urodziłam się tu i wychowałam, całe swoje życie tu spędziłam, znam ją jak mało kto. I ta informacja bardzo go ucieszyła, kobieta mogła okazać się bardzo pomocna. Wie pani, ja szukam ojca albo jakichś krewnych, nazywał się Wiśniewski. Nie zdołał dokończyć, jak kobieta zaszczebiotała, ja się nazywam Wiśniewska......