Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Z życia wzięte .....  (Przeczytany 329850 razy)

Offline Woland

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #105 dnia: 06 Lipiec, 2016, 13:30 »

 Te ich teksty o szczęśliwym, radosnym dzieciństwie i prezentach o każdej porze roku, miłości, radości to tylko wyświechtane slogany, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
A  to ich ciche przyzwolenie na taką karność popartą jeszcze wersetami czyni ich współwinnymi.


Tak " My nie potrzebujemy takich pretekstów jak święta, żeby dawać piękne prezenty swoim dzieciom"


^^^ Kłamstwo stulecia!

Dzieciaki Świadków są zwykle zaniedbane emocjonalnie i to tak bardzo że się uzależniają od organizacji , żeby choć przez chwilę jak się zgłoszą na zebraniu poczuć że ktoś ich wysłuchuje. Potem się takie dzieciaczki żenią w wieku po 19 lat , bo znajdują kogoś do kogo mogą usta otworzyć , a on ich nie zignoruje ani nie zruga . Mylą jakikolwiek ślad akceptacji z miłością.


KaiserSoze

  • Gość
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #106 dnia: 06 Lipiec, 2016, 16:05 »
Mój ojciec nigdy mi nie powiedział, że mnie kocha. Nigdy. Chyba nawet nie powiedział, że coś dobrze zrobiłem.


Offline TomBombadil

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #107 dnia: 07 Lipiec, 2016, 10:20 »
Miałam szczęście. Ciotka,filar prawdy w rodzinie kochała nas wszystkich,a szczególnie słabych i wykluczonych. Mama wpoiła nam,że jesteśmy wspaniali i warci miłości.W zborze mieliśmy zrównoważonych ludzi i rodzinnych. Ale to były czasy przedbetelowskie. Nowe pokolenie jest faktycznie plastikowe. Ja dzieci chowam w miłości. Co nie znaczy,że szmatą" bez łep" nie dostaną. Może dlatego łatwo było nam odsunąć się od org. Od zawsze byliśmy inni. To poczucie własnej wartości! Dla nich to była pycha. A my po prostu zdrowi emocjonalnie.👪


Offline TomBombadil

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #108 dnia: 07 Lipiec, 2016, 10:21 »
Mój ojciec nigdy mi nie powiedział, że mnie kocha. Nigdy. Chyba nawet nie powiedział, że coś dobrze zrobiłem.

Miałeś idiotę ojca.Jesteś kochany!😻


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #109 dnia: 07 Lipiec, 2016, 12:10 »
Tak " My nie potrzebujemy takich pretekstów jak święta, żeby dawać piękne prezenty swoim dzieciom"


^^^ Kłamstwo stulecia!

Dzieciaki Świadków są zwykle zaniedbane emocjonalnie i to tak bardzo że się uzależniają od organizacji , żeby choć przez chwilę jak się zgłoszą na zebraniu poczuć że ktoś ich wysłuchuje. Potem się takie dzieciaczki żenią w wieku po 19 lat , bo znajdują kogoś do kogo mogą usta otworzyć , a on ich nie zignoruje ani nie zruga . Mylą jakikolwiek ślad akceptacji z miłością.

 Tak, to kłamstwo i obłuda jak większość ich nauk. Z takich dzieci wyrastają  uzależnienia, zahukani, niedowartościowani dorośli. Jeśli się w porę nie uwolnią to są jak te "Ptaszki w klatce" Krasickiego. Nie znają innego życia, patrzyli na swoich rodziców którzy tak żyli i są przekonani że tak życie powinno wyglądać.

Mój ojciec nigdy mi nie powiedział, że mnie kocha. Nigdy. Chyba nawet nie powiedział, że coś dobrze zrobiłem.


Jednak myślę sobie... co Ciebie czy mnie oraz innych nie zabiło to nas wzmocniło. :)

  Ja nie słyszałam ani od ojca, ani od matki. Mało tego, co zrobiłam zawsze było mało, gdy dostałam cztery za klasówkę nikt mnie nie pochwalił, tylko było...a nie dlaczego pięć, co nie stać cię? Wtedy się odechciewało.
Podobną strategię miał mój mąż, ale w nim bardzo szybko wykorzeniłam mówiąc mu że jest podobny do swojej teściowej ( mojej matki) oj bardzo tego nie lubił. :D


Miałam szczęście. Ciotka,filar prawdy w rodzinie kochała nas wszystkich,a szczególnie słabych i wykluczonych. Mama wpoiła nam,że jesteśmy wspaniali i warci miłości.W zborze mieliśmy zrównoważonych ludzi i rodzinnych. Ale to były czasy przedbetelowskie. Nowe pokolenie jest faktycznie plastikowe. Ja dzieci chowam w miłości. Co nie znaczy,że szmatą" bez łep" nie dostaną. Może dlatego łatwo było nam odsunąć się od org. Od zawsze byliśmy inni. To poczucie własnej wartości! Dla nich to była pycha. A my po prostu zdrowi emocjonalnie.👪

Szczęściara :)

Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #110 dnia: 07 Lipiec, 2016, 20:59 »
  Kara boska .... ?


        Znałam parę, on starszy, ona pionierka. On pracował , ona była całkowicie oddana służbie. Gdy zaszła w ciążę mówiła że to dla teściowej ( nie była śJ) bo naciska na wnuka. Jednak więcej dzieci nie bo ciężko im będzie w armagedonie.

Po kilku latach ponownie zaszła w ciążę, dorwała mnie w parku ( już byłam wykluczona) i zaczęła obracać ....jaka to ze mnie matka, że skazuję dziecko na cierpienia i zagładę. W pewnym momencie nie wytrzymałam i pokazując na jej widoczną ciążę pytam...a co z tobą, przecież mówiłaś więcej żadnych dzieci, bo nie dacie rady w armagedonie i co teraz?
Odp....my tego nie planowaliśmy, to niezamierzone, to nie nasza wina... Osz q-ka wodna, a czyja pytam? Jehowa wam podrzucił?
Zaczęła się bardzo ciskać i stwierdziła że on by im tego nie zrobił, dla mnie to zabrzmiało bardzo dziwnie.

 Hmm...podrapałam się po głowie i mówię...Grażynka to jak nic robota szatana.
Wstała z ławki wzburzona i warknęła .....bluźnisz. Na co ja spokojnie pytam z czym? Że Jehowa czy z tym żeś poszła w tango z szatanem? :D
Do dziś mnie omija szerokim łukiem. Jak urodziła drugie dziecko, musiała iść do pracy i tak skończyła się jej pionierska kariera.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline NiepokornaHadra

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 078
  • Polubień: 2332
  • "Zabierz ze sobą tylko dobre wspomnienia" (GD)
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #111 dnia: 07 Lipiec, 2016, 22:34 »
  Kara boska .... ?


        Znałam parę, on starszy, ona pionierka. On pracował , ona była całkowicie oddana służbie. Gdy zaszła w ciążę mówiła że to dla teściowej ( nie była śJ) bo naciska na wnuka. Jednak więcej dzieci nie bo ciężko im będzie w armagedonie.

Po kilku latach ponownie zaszła w ciążę, dorwała mnie w parku ( już byłam wykluczona) i zaczęła obracać ....jaka to ze mnie matka, że skazuję dziecko na cierpienia i zagładę. W pewnym momencie nie wytrzymałam i pokazując na jej widoczną ciążę pytam...a co z tobą, przecież mówiłaś więcej żadnych dzieci, bo nie dacie rady w armagedonie i co teraz?
Odp....my tego nie planowaliśmy, to niezamierzone, to nie nasza wina... Osz q-ka wodna, a czyja pytam? Jehowa wam podrzucił?
Zaczęła się bardzo ciskać i stwierdziła że on by im tego nie zrobił, dla mnie to zabrzmiało bardzo dziwnie.

 Hmm...podrapałam się po głowie i mówię...Grażynka to jak nic robota szatana.
Wstała z ławki wzburzona i warknęła .....bluźnisz. Na co ja spokojnie pytam z czym? Że Jehowa czy z tym żeś poszła w tango z szatanem? :D
Do dziś mnie omija szerokim łukiem. Jak urodziła drugie dziecko, musiała iść do pracy i tak skończyła się jej pionierska kariera.

Za jakiś czas powie dziecku że nieplanowane, z przypadku, że żałuje że urodziła.... Im więcej dowiaduję się o wyznaniu, dla którego byłam gotowa oddać życie, poświęciłam więź z rodziną, którą teraz ciężko jest odbudować, jestem coraz bardziej przerażona. Zebrania, służba i inne zajęcia w organizacji całkiem pozbawiają zdrowego rozsądku, pamiętam jak pewna pionierka w służbie zapytała mnie o chęć posiadania rodziny i jej liczebność, jak usłyszała że wolałabym mieć dzieci niż być pionierką o mało nie zjechała z drogi, bo przecież tak bardzo ograniczają czas jaki można poświęcać w służbie dla Jehowy, a nie zawsze później się chrzczą, odchodzą stają się odstępcami....
"Bardziej niż w kwiaty, które więdną, możemy wdać się w chwasty. A te stale rosną i trudno się ich pozbyć" <T.O.P>

"...niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie..." <Immanuel Kant>


Offline Dietrich

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #112 dnia: 07 Lipiec, 2016, 22:41 »
To po jaką cholerę pytać, skoro ma się już gotową odpowiedź i osąd czyjegoś poglądu na życie?


Offline PoProstuJa

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #113 dnia: 08 Lipiec, 2016, 01:15 »
Za jakiś czas powie dziecku że nieplanowane, z przypadku, że żałuje że urodziła.... Im więcej dowiaduję się o wyznaniu, dla którego byłam gotowa oddać życie, poświęciłam więź z rodziną, którą teraz ciężko jest odbudować, jestem coraz bardziej przerażona. Zebrania, służba i inne zajęcia w organizacji całkiem pozbawiają zdrowego rozsądku, pamiętam jak pewna pionierka w służbie zapytała mnie o chęć posiadania rodziny i jej liczebność, jak usłyszała że wolałabym mieć dzieci niż być pionierką o mało nie zjechała z drogi, bo przecież tak bardzo ograniczają czas jaki można poświęcać w służbie dla Jehowy, a nie zawsze później się chrzczą, odchodzą stają się odstępcami....

Znam takiego brata co był zagorzałym przeciwnikiem posiadania dzieci. Swój pogląd na ten temat forsował bardzo gorliwie i nie dopuszczał do siebie mysli, że ktoś może mieć potrzebę posiadania potomstwa.
Miał pogląd: Po co dzieci, skoro służba jest najważniejsza, a Armagedon puka do drzwi...?!
Kiedyś to się z nim ostro ścięłam na ten temat i mówię mu, że są ludzie co po prostu chcą mieć dzieci i że jest to normalne. Ale do niego nic nie trafiało.

I wiecie co... okazało się, że po wielu wielu latach małżeństwa pokomplikowało mu się życie i wziął rozwód, a następnie się ponownie ożenił. I teraz hit sezonu! Dowiedziałam się, że on już podobno dopuszcza do siebie możliwosć posiadania dzieci... widocznie jego druga żona myśli o macierzyństwie...

Jak to się zmienia punkt widzenia w zależności od życiowej sytuacji...! Jaki się chłopina liberalny zrobił... (dobrze, że za posiadanie dzieci nie wykluczają, bo on by chyba wszystkie matki wyrzucił ze zboru... a dziś pewnie by się kajał w popiele i je przepraszał... za poglądy z młodości).


Offline Czuwający

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #114 dnia: 08 Lipiec, 2016, 08:15 »
Miałam szczęście. Ciotka,filar prawdy w rodzinie kochała nas wszystkich,a szczególnie słabych i wykluczonych. Mama wpoiła nam,że jesteśmy wspaniali i warci miłości.W zborze mieliśmy zrównoważonych ludzi i rodzinnych. Ale to były czasy przedbetelowskie. Nowe pokolenie jest faktycznie plastikowe. Ja dzieci chowam w miłości. Co nie znaczy,że szmatą" bez łep" nie dostaną. Może dlatego łatwo było nam odsunąć się od org. Od zawsze byliśmy inni. To poczucie własnej wartości! Dla nich to była pycha. A my po prostu zdrowi emocjonalnie.👪

tez to bardzo często słyszę ze jestem zbyt pyszny, no cuz jak ktos boi sie przyznać racji to musi rzucić jakimś sloganem,aaa no i kazdy mój przytyk do błedów organizacji to cynizm


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #115 dnia: 08 Lipiec, 2016, 19:20 »
Za jakiś czas powie dziecku że nieplanowane, z przypadku, że żałuje że urodziła.... Im więcej dowiaduję się o wyznaniu, dla którego byłam gotowa oddać życie, poświęciłam więź z rodziną, którą teraz ciężko jest odbudować, jestem coraz bardziej przerażona. Zebrania, służba i inne zajęcia w organizacji całkiem pozbawiają zdrowego rozsądku, pamiętam jak pewna pionierka w służbie zapytała mnie o chęć posiadania rodziny i jej liczebność, jak usłyszała że wolałabym mieć dzieci niż być pionierką o mało nie zjechała z drogi, bo przecież tak bardzo ograniczają czas jaki można poświęcać w służbie dla Jehowy, a nie zawsze później się chrzczą, odchodzą stają się odstępcami....

  A więc postawiła na swoją  marnej wartości karierę i uważała, że poglądy odbiegające od tych przez nią wyznawanych są złe, mało tego zaraz skazywała je na niepowodzenie. Żałosne!

Znam takiego brata co był zagorzałym przeciwnikiem posiadania dzieci. Swój pogląd na ten temat forsował bardzo gorliwie i nie dopuszczał do siebie mysli, że ktoś może mieć potrzebę posiadania potomstwa.
Miał pogląd: Po co dzieci, skoro służba jest najważniejsza, a Armagedon puka do drzwi...?!


I wiecie co... okazało się, że po wielu wielu latach małżeństwa pokomplikowało mu się życie i wziął rozwód, a następnie się ponownie ożenił. I teraz hit sezonu! Dowiedziałam się, że on już podobno dopuszcza do siebie możliwosć posiadania dzieci... widocznie jego druga żona myśli o macierzyństwie...


 Jakby mógł to by za ciążę wykluczał, a za fakt posiadania już dzieci zlecał najgorsze zadania. :D

Może i na niego padło nowe światło? :D :D
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #116 dnia: 08 Lipiec, 2016, 19:31 »
Cynizm to nieprzyjemny sposób mówienia prawdy.


       Dostałam od chrzestnej magnetofon kasetowy tzn jamnika, jakie to było wtedy łał. Miałam kilka kaset , ale bardziej słuchałam radia. Gdy zostawałam sama w domu słuchałam dość głośno, co gorszyło moją matkę. Wciąż zabierała moje kasety a podkładała te z pieśniami.
Jak już ona była w domu to leciały na okrągło bo to takie budujące.

Nie mogła sobie ze mną dać rady więc napuściła na mnie starszego. Przyjechali we dwóch i się zaczęły pogadanki o złym wpływie świeckich piosenek na młodego człowieka....ble ble ble.
Ja tego pokornie słuchałam, miałam z 16 lat uważałam się za mądrą osobę ( bo który nastolatek się nie uważa :D ) i obiecałam sobie, że nie dam się sprowokować.
Nie wiem czy oni widzieli moją obojętność, brak reakcji aż wreszcie jeden z nich mówi....Jehowa nie lubi głośnej muzyki, ani żadnych wrzasków. Podniosłam na niego wzrok i pytam....nie lubi, nie podoba mu się? Nie! odparli chórem obaj.
Na co ja odparłam....to musi strasznie cierpieć jak słucha naszych pieśni.
 Oj bym zarobiła od matki w papuchę gdyby akurat w tym momencie nie wszedł do domu dziadek. :D
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #117 dnia: 08 Lipiec, 2016, 20:55 »
Bez cierpienia nie zrozumie się szczęścia.



         Minęło około piętnastu lat od mojego odejścia z organizacji. Relacje z rodzeństwem były dużo lepsze niż z mamą. Siostra z rodziną odwiedzała mnie, ja ją. Jej dzieci przyjeżdżały do mnie na wakacje ( mieszkam na wsi). Powodziło i powodzi nam się nieźle, a więc stać mnie było na to aby spędzali miesiąc wakacji w moim domu. Siostra na zmianę ze szwagrem zasilali szeregi bezrobotnych, a więc kiedy zaszła potrzeba pomagałam materialnie i finansowo. Czułam że naprawę mam siostrę i brata ( kawaler), jednak wszystko do czasu.
Córka siostry miała dwadzieścia lat i chłopaka ( zapoznany na ośrodku pionierskim), a więc jej wyjście za mąż to tylko kwestia czasu. Podczas jednego ze spotkań, młoda oznajmiła....ciocia szykuj kreację, wychodzę za mąż. Nie ukrywam, że się nie ucieszyłam. Siostra nawet zapytała....czy jakby wyskoczył jakiś niezapowiedziany wydatek może liczyć na moją finansową pomoc? Oczywiście, dla mnie to żaden problem, w każdej chwili. Obie zadowolone rozstałyśmy się. Później jeszcze był telefon, kiedy to młodzi wpadną z zaproszeniami. I byli a owszem, miła atmosfera normalnie rodzinna sielanka. Na koniec młoda mnie wyściskała mówiąc...ciocia jak ja cię kocham. I wtedy to właśnie widziałam ją po raz ostatni.

Miną chyba z tydzień , dzwoni siostra i oznajmia mi.....starsi wezwali jej córkę i powiedzieli że albo ja na weselu będę, albo oni. Jeśli ja przyjdę to ani jeden świadek ich nie zaszczyci swoją obecnością.
Odebrało mi mowę, wydawało mi się że to jakiś zły sen. Zapanowała niezręczna cisza, bo mnie zwyczajnie zatkało, a ona chyba czekała na moją deklarację że nie przyjdę.
Wzięłam głęboki wdech i pytam....i co im powiedziała? Na to siostra, że.....ze mną porozmawiają( czyli ona i jej córka). AHA! A więc wiadomo, decyzja zapadła mam się wycofać.
Cóż miałam powiedzieć? Rozłączyłam się bez słowa i poczułam nagłą wściekłość. Bo niby jakim prawem, obcy ludzie ingerują w rodzinne sprawy? Czy to oni jej dają na weselę, aby stawiać warunki?
Nie spałam całą noc, czułam się podle, wróciły wspomnienia i taki straszny ból który zżerał mnie od środka. Płakałam, ciskałam się na zmianę, nie potrafiłam pojąć jak tak można postąpić z kimś najbliższym.
Czułam się poniżona i to bardzo, moja ukochana siostra wybrała bandę obcych ludzi, a na mnie zwyczajnie się wypięła. Gdzie byli ci wszyscy braciszkowie gdy....nie miała na leki dla dzieci, na książki, na czynsz czy na chleb? Czy któryś z nich jej pomógł? Zainteresował się tym, że była bliska eksmisji? Nie, to ja pomagałam, dwoiłam się i troiłam aby wyszli z dołka. I co ? Ano się doczekałam.
To wszystko trwało kilka dni, gdy prawie nie spałam, nie jadłam, żyłam tylko kawą.

Mąż starał się ich tłumaczyć, że to biedni ludzie, że bez organizacji nie potrafią funkcjonować, że to jedyny ich świat jaki znają. A tak naprawdę wiem, że cisnęła mu się na usta gwara podwórkowa w najgorszym wydaniu. Jednak powstrzymywał się, aby nie dolewać oliwy do ognia.
W tydzień schudłam sześć kilogramów, czas mijał a ja nie umiałam się z tym pogodzić. Nie rozumiałam tego, jak tak można? Ja bym się za nią dała pokroić, podzieliłabym się ostatnią kromką chleba, a ona zwyczajnie mnie tak skreśliła. Ja bym to zrozumiała gdyby nie miała kasy i nie robiła imprezy. Powiedziała słuchaj....nie stać nas, nikogo nie zapraszamy ciebie też nie. Luz, nie ma problemu. Ale tam było ponad 120 osób, dalsza i bliższa rodzina, sąsiedzi i oczywiście najważniejsi Ś.

Po jakiś 10 dniach siostra ponownie zadzwoniła i oznajmiła że.....rozmawiała ze starszymi nie mogą się zgodzić na moją obecność bo jestem zagrożeniem dla innych braci. Ale jest dla mnie szansa. Mam napisać list, że chcę powrócić do organizacji, że żałuję , okazać skruchę i oni wtedy rozpatrzą moją prośbę, wezwą mnie na rozmowę czy moje intencje i skrucha są szczere i podejmą decyzję czy mogę przyjść na wesele. O nie, tego było już za wiele, skwitowałam to krótko.....a niech się pier..... To było chyba najgorsze słowo jakie padło kiedykolwiek z moich ust i ostatnie jakie zamieniłam, a raczej wypowiedziałam do mojej siostry.

Dni płynęły, a ja mimo obowiązków nadal tkwiłam w tym wszystkim i nie potrafiłam zapomnieć ani też się z tym pogodzić.
Był ciepły słoneczny sierpniowy dzień, niebo bezchmurne nawet listek nie drgnął na drzewie. Wieszałam pranie, mąż siedział na tarasie i pił kawę. I znów mnie naszło, przypinałam te szmatki i tak mi się samo płakało. Czułam jak łzy z policzków spływają mi po szyi , a później wsiąkają w bluzkę. I tak sobie myślę....Boże jeśli gdzieś tam jesteś i jesteś taki jak o tobie mówią, że sprawiedliwy i miłosierny odpowiedz mi za co to wszystko? Co ja takiego złego zrobiłam w życiu, że tak mnie upodlili? Przecież znam wielu z nich i swoim postępowaniem nie sięgają mi się do pięt. Mają tą etykietkę ŚJ i tylko dlatego są lepsi?
Daleka jestem od wierzenia w jakieś duchy, znaki itp, ale wtedy z tego czystego nieba zaczął padać deszcz. Bardzo ciepły, drobniuteńki i intensywny aż zadarłam głowę do góry aby zobaczyć czy ta chmura duża i czy prania nie zbierać? Ale tam nic nie było, absolutny cavok.
W tej samej chwili mąż zapytał....a czego ty tam tak wypatrujesz? Odpowiedziałam że deszczu, na co od mi odpowiedział że....będę go mieć jak pójdę pod prysznic. Spojrzałam na swoje ręce i bluzkę, jeszcze przed chwilą spływała po nich woda, a teraz są całkiem suche.

Hmm.....ogarnął mnie dziwny spokój i choć mówiłam sobie że to jakieś zwidy, to jednak spokój jaki we mnie zapanował był niebywale przyjemny.
Jeszcze tej samej nocy śniła mi się moja babcia ze strony mamy, pamiętam ją jak siedziała i do fartucha łuskała bób. I taka też była w moim śnie, siedzi sobie, skubie te strąki i mówi do mnie....pamiętaj Anusia każdy ma taki los i takich przyjaciół na jakich zasługuje.
Nie wiem, nie chcę siać propagandy ale wiem jedno....ten deszcz i sen z babcią były jak gruba linia która na dobre oddzieliła mnie od tamtego.

Od tamtej pory nie widziałam się ani nie rozmawiałam ze siostrą ani jej rodziną. Podobno młoda ma dwoje dzieci, nie wiedzie jej się najlepiej. Wzięli się za jakiś biznes, upadł, zaczęli budować dom, podpadli w długi, nie mają pracy i ogólnie jest ciężki.
Siostra też miała jakąś własną działalność niewypał, szwagier popijał podupadł na zdrowiu jest na zasiłku, ona dorywczo opiekuje się jakimś starszym małżeństwem. Zamienili mieszkanie na mniejsze , groziła im eksmisja.

I tyle w temacie, czas zagoił rany, zostały tylko blizny, które czasem dają o sobie znać.
Nigdy nie żałowałam pomocy jaką im ofiarowałam. Czy teraz gdyby mnie o nią poprosili to bym też pomogła? Tego nie wiem . W końcu tyle o sobie wiemy na ile nas sprawdzono.

Jaką mam dziś radę dla tych co chcą odejść i się  boją ?  Nie bójcie się, ostracyzm to nic przyjemnego, ale jak popatrzycie na tych ludzi którzy Wami wzgardzą z politowaniem i uświadomicie sobie, że nie są warci Waszej uwagi, sympatii i zainteresowania, nagle okaże się że  życie jest piękne, a świat ani nie pożera ani nie topi i za rogiem nie czai się szatan który tylko czyha aby się komuś dobrać do tyłka.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline feminin

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #118 dnia: 08 Lipiec, 2016, 23:31 »
Bez cierpienia nie zrozumie się szczęścia.



         Minęło około piętnastu lat od mojego odejścia z organizacji. Relacje z rodzeństwem były dużo lepsze niż z mamą. Siostra z rodziną odwiedzała mnie, ja ją. Jej dzieci przyjeżdżały do mnie na wakacje ( mieszkam na wsi). Powodziło i powodzi nam się nieźle, a więc stać mnie było na to aby spędzali miesiąc wakacji w moim domu. Siostra na zmianę ze szwagrem zasilali szeregi bezrobotnych, a więc kiedy zaszła potrzeba pomagałam materialnie i finansowo. Czułam że naprawę mam siostrę i brata ( kawaler), jednak wszystko do czasu.
Córka siostry miała dwadzieścia lat i chłopaka ( zapoznany na ośrodku pionierskim), a więc jej wyjście za mąż to tylko kwestia czasu. Podczas jednego ze spotkań, młoda oznajmiła....ciocia szykuj kreację, wychodzę za mąż. Nie ukrywam, że się nie ucieszyłam. Siostra nawet zapytała....czy jakby wyskoczył jakiś niezapowiedziany wydatek może liczyć na moją finansową pomoc? Oczywiście, dla mnie to żaden problem, w każdej chwili. Obie zadowolone rozstałyśmy się. Później jeszcze był telefon, kiedy to młodzi wpadną z zaproszeniami. I byli a owszem, miła atmosfera normalnie rodzinna sielanka. Na koniec młoda mnie wyściskała mówiąc...ciocia jak ja cię kocham. I wtedy to właśnie widziałam ją po raz ostatni.

Miną chyba z tydzień , dzwoni siostra i oznajmia mi.....starsi wezwali jej córkę i powiedzieli że albo ja na weselu będę, albo oni. Jeśli ja przyjdę to ani jeden świadek ich nie zaszczyci swoją obecnością.
Odebrało mi mowę, wydawało mi się że to jakiś zły sen. Zapanowała niezręczna cisza, bo mnie zwyczajnie zatkało, a ona chyba czekała na moją deklarację że nie przyjdę.
Wzięłam głęboki wdech i pytam....i co im powiedziała? Na to siostra, że.....ze mną porozmawiają( czyli ona i jej córka). AHA! A więc wiadomo, decyzja zapadła mam się wycofać.
Cóż miałam powiedzieć? Rozłączyłam się bez słowa i poczułam nagłą wściekłość. Bo niby jakim prawem, obcy ludzie ingerują w rodzinne sprawy? Czy to oni jej dają na weselę, aby stawiać warunki?
Nie spałam całą noc, czułam się podle, wróciły wspomnienia i taki straszny ból który zżerał mnie od środka. Płakałam, ciskałam się na zmianę, nie potrafiłam pojąć jak tak można postąpić z kimś najbliższym.
Czułam się poniżona i to bardzo, moja ukochana siostra wybrała bandę obcych ludzi, a na mnie zwyczajnie się wypięła. Gdzie byli ci wszyscy braciszkowie gdy....nie miała na leki dla dzieci, na książki, na czynsz czy na chleb? Czy któryś z nich jej pomógł? Zainteresował się tym, że była bliska eksmisji? Nie, to ja pomagałam, dwoiłam się i troiłam aby wyszli z dołka. I co ? Ano się doczekałam.
To wszystko trwało kilka dni, gdy prawie nie spałam, nie jadłam, żyłam tylko kawą.

Mąż starał się ich tłumaczyć, że to biedni ludzie, że bez organizacji nie potrafią funkcjonować, że to jedyny ich świat jaki znają. A tak naprawdę wiem, że cisnęła mu się na usta gwara podwórkowa w najgorszym wydaniu. Jednak powstrzymywał się, aby nie dolewać oliwy do ognia.
W tydzień schudłam sześć kilogramów, czas mijał a ja nie umiałam się z tym pogodzić. Nie rozumiałam tego, jak tak można? Ja bym się za nią dała pokroić, podzieliłabym się ostatnią kromką chleba, a ona zwyczajnie mnie tak skreśliła. Ja bym to zrozumiała gdyby nie miała kasy i nie robiła imprezy. Powiedziała słuchaj....nie stać nas, nikogo nie zapraszamy ciebie też nie. Luz, nie ma problemu. Ale tam było ponad 120 osób, dalsza i bliższa rodzina, sąsiedzi i oczywiście najważniejsi Ś.

Po jakiś 10 dniach siostra ponownie zadzwoniła i oznajmiła że.....rozmawiała ze starszymi nie mogą się zgodzić na moją obecność bo jestem zagrożeniem dla innych braci. Ale jest dla mnie szansa. Mam napisać list, że chcę powrócić do organizacji, że żałuję , okazać skruchę i oni wtedy rozpatrzą moją prośbę, wezwą mnie na rozmowę czy moje intencje i skrucha są szczere i podejmą decyzję czy mogę przyjść na wesele. O nie, tego było już za wiele, skwitowałam to krótko.....a niech się pier..... To było chyba najgorsze słowo jakie padło kiedykolwiek z moich ust i ostatnie jakie zamieniłam, a raczej wypowiedziałam do mojej siostry.

Dni płynęły, a ja mimo obowiązków nadal tkwiłam w tym wszystkim i nie potrafiłam zapomnieć ani też się z tym pogodzić.
Był ciepły słoneczny sierpniowy dzień, niebo bezchmurne nawet listek nie drgnął na drzewie. Wieszałam pranie, mąż siedział na tarasie i pił kawę. I znów mnie naszło, przypinałam te szmatki i tak mi się samo płakało. Czułam jak łzy z policzków spływają mi po szyi , a później wsiąkają w bluzkę. I tak sobie myślę....Boże jeśli gdzieś tam jesteś i jesteś taki jak o tobie mówią, że sprawiedliwy i miłosierny odpowiedz mi za co to wszystko? Co ja takiego złego zrobiłam w życiu, że tak mnie upodlili? Przecież znam wielu z nich i swoim postępowaniem nie sięgają mi się do pięt. Mają tą etykietkę ŚJ i tylko dlatego są lepsi?
Daleka jestem od wierzenia w jakieś duchy, znaki itp, ale wtedy z tego czystego nieba zaczął padać deszcz. Bardzo ciepły, drobniuteńki i intensywny aż zadarłam głowę do góry aby zobaczyć czy ta chmura duża i czy prania nie zbierać? Ale tam nic nie było, absolutny cavok.
W tej samej chwili mąż zapytał....a czego ty tam tak wypatrujesz? Odpowiedziałam że deszczu, na co od mi odpowiedział że....będę go mieć jak pójdę pod prysznic. Spojrzałam na swoje ręce i bluzkę, jeszcze przed chwilą spływała po nich woda, a teraz są całkiem suche.

Hmm.....ogarnął mnie dziwny spokój i choć mówiłam sobie że to jakieś zwidy, to jednak spokój jaki we mnie zapanował był niebywale przyjemny.
Jeszcze tej samej nocy śniła mi się moja babcia ze strony mamy, pamiętam ją jak siedziała i do fartucha łuskała bób. I taka też była w moim śnie, siedzi sobie, skubie te strąki i mówi do mnie....pamiętaj Anusia każdy ma taki los i takich przyjaciół na jakich zasługuje.
Nie wiem, nie chcę siać propagandy ale wiem jedno....ten deszcz i sen z babcią były jak gruba linia która na dobre oddzieliła mnie od tamtego.

Od tamtej pory nie widziałam się ani nie rozmawiałam ze siostrą ani jej rodziną. Podobno młoda ma dwoje dzieci, nie wiedzie jej się najlepiej. Wzięli się za jakiś biznes, upadł, zaczęli budować dom, podpadli w długi, nie mają pracy i ogólnie jest ciężki.
Siostra też miała jakąś własną działalność niewypał, szwagier popijał podupadł na zdrowiu jest na zasiłku, ona dorywczo opiekuje się jakimś starszym małżeństwem. Zamienili mieszkanie na mniejsze , groziła im eksmisja.

I tyle w temacie, czas zagoił rany, zostały tylko blizny, które czasem dają o sobie znać.
Nigdy nie żałowałam pomocy jaką im ofiarowałam. Czy teraz gdyby mnie o nią poprosili to bym też pomogła? Tego nie wiem . W końcu tyle o sobie wiemy na ile nas sprawdzono.

Jaką mam dziś radę dla tych co chcą odejść i się  boją ?  Nie bójcie się, ostracyzm to nic przyjemnego, ale jak popatrzycie na tych ludzi którzy Wami wzgardzą z politowaniem i uświadomicie sobie, że nie są warci Waszej uwagi, sympatii i zainteresowania, nagle okaże się że  życie jest piękne, a świat ani nie pożera ani nie topi i za rogiem nie czai się szatan który tylko czyha aby się komuś dobrać do tyłka.
Lubię wszystkie Twoje historie Aniu, jestes bardzo wartosciowa osoba.
Czuj sie ciepło uściskana.


Offline Tadeusz

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 348
  • Polubień: 2703
  • Ktokolwiek bowiem ma, temu będzie dane...
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #119 dnia: 09 Lipiec, 2016, 01:13 »
Chociaż jestem mężczyzną - a więc z zasady gruboskórny - i nie doświadczyłem w życiu takiego traktowania - łzy popłynęły mi po policzku czytając Twoją opowieść  :(
I choć jestem w związku, choć jestem daleko - moim pierwszym odruchem jest...przytulić Cię mocno  :)
I to - choć w sercu - czynię  :)
Ktokolwiek bowiem ma, temu będzie dane i będzie miał w nadmiarze; ktokolwiek zaś nie ma, temu również to, co ma, zostanie odebrane.