Złodziej gdy coś ukradł, to oznajmia przed Bogiem, że to był prezent cd.
Gdy adorator dowiedział się, że mieszkanie jest już zapisane, a Wanda i rodzice mają tylko służebność, jego uczucie osłabło. Wybrał inną siostrę, była biedna jak mysz kościelna, nawet była brzydsza i starsza. Jednak jak mówi Bogdan, była zawsze uśmiechnięta, działała na ludzi jak magnez. Wanda dużo sobie obiecywała po tym związku, gdy dostała kosza, zaczęła walczyć.
Początkowo próbowała wpłynąć na samego kandydata, później przegonić rywalkę, choć tamta specjalnie nie zabiegała o mężczyznę. A gdy to nie pomagało, poszła do starszych z donosem, że ta pcha się mężczyznom do łóżek.
Rozwinęło się małe piekiełko, przesłuchania, wywiady, kolejne sensacyjne odkrycia Wandy.
Jednak gdy dochodziło do konfrontacji, konkretów, nic nie umiała udowodnić, poza swoim czczym gadaniem. Zadecydowano, że mężczyzna przejdzie do innego zboru, a po ślubie dołączyła także jego wybranka. Wanda została ze swoim żalem i goryczą, winiła wszystkich. Rodziców, że zapisali mieszkanie na rodzeństwo, starszych, że źle to rozegrali. Nie dopuszczała do siebie, że tak naprawę problem był gdzie indziej.
Bogdan coraz częściej wyczuwał od siostry alkohol albo intensywny miętowy zapach. Nieważne o której porze dnia, zawsze była wyraźnie pobudzona. Kiedyś Ewa powiedział, że rodzice wspominali, że Wanda nie jest już pionierką. Później zaczęła coraz mniej chodzić na zebrania, a za to była widywana w dziwnym towarzystwie. Rodzeństwo nie reagowało, była dorosła, jednak rodzice bardzo rozpaczali. Widać było, że kobieta się stacza.
Kilka razy wylądowała na izbie wytrzeźwień, znikała na kilka dni, a gdy wróciła wyglądała jak kloszard. Po śmierci ojca Bogdan zabrał mamę do siebie, Wanda mieszkała sama. Pewnego dnia, zadzwoniła sąsiadka ze skargą, na ciągłe imprezy i hałasy w ich mieszkaniu. Gdy zajechał zastał otwarte drzwi i puste mieszkanie. Zmienił zamki, a sąsiadów poprosił, aby powiedzieli siostrze, gdy wróci, żeby zgłosiła się do niego.
Tygodnie mijały, a Wandy nie było widać, gdy pytał innych lokatorów, nikt jej nie widział.
Po około roku dostał anonimowy telefon, aby się zgłosił pod wskazany adres w sprawie siostry. Lokalizacja była mu znajoma, tam mieścił się komisariat policji. Tam się dowiedział, że znaleziono zwłoki kobiety, nie miała przy sobie dokumentów, tylko w kieszeni małą wygniecioną karteczkę. Gdy ją Bogdanowi pokazano wiedział co to, znajomy napis..żadnej krwi. Na tej kartce widniały dane osób ze zboru, które w latach swojej świetności, Wanda darzyła zaufaniem. Dowiedział się od policjantów, że ustalono adresy mężczyzn i wezwano ich do rozpoznania zwłok. Obaj zgodnie stwierdzili, że nie znają kobiety. A więc planowano pochować ją jako NN na koszt państwa. Widać jednak, że któregoś ruszyło sumienie i dał znać Bogdanowi.
Co do samego pogrzebu, walczyli z Ewą, aby przekonać matkę, że pogrzeb będzie świecki. Nie dała się przekonać, przecież jej córka była kiedyś takim dobrym świadkiem, bracia mają prawo ją godnie pochować. Chcieli jej oszczędzić szczegółów, ale nie dało rady. Bogdan wyrzucił z siebie jak ją potraktowano, że wyparli się jej, bo była brudna i odpychająca. Zaparli się jej jak Judasze. Postawili na swoim, jedynym ustępstwem był nekrolog na tablicy pod salą królestwa. Dzień przed pogrzebem zadzwonił jakiś mężczyzna z zapytaniem o pogrzeb, Bogdan powiedział tylko..zapraszam. Wiedział, że szykują się, że zrobią fetę, nie zamierzał im na to pozwalać.
Tak też było, zjechał tłum, mama była prawie uśmiechnięta, Ewa przerażona, że jednak zdominują uroczystość. Jednak mężczyzna jako głowa rodziny, nie miał zamiaru na to pozwalać. Wyszedł do nich, podziękował za tak liczne przybycie, poinformował też, że zgodnie z wolą rodziny, pogrzeb będzie miał charakter świecki. Choć starsi próbowali podjąć negocjacje, nie dał się wciągnąć w dyskusję, zwyczajnie ich zignorował. Po chwili, z ogromnej grupy świadków Jehowy, zostało może dziesięć osób.
Mama bardzo przeżyła to ich zachowanie. Osoby, które uważała za najbliższe w zborze, poszły sobie, nie wspierały ją w tej trudnej chwili. Całe dnie powtarzała jedno i to samo..jak oni tak mogli, a my oddaliśmy im całe życia, tak samo i Wanda. Na zmianę płakała i wściekała się. Nie spała całe noce, czytała Biblię, to znów strażnice. Kiedyś, gdy jedli rodzinny obiad powiedziała.. Moje kochane dzieci, dziękuję i przepraszam za te lata niesprawiedliwości. Pewnego dnia, gdy Bogdan wrócił do domu zastał ją siedzącą nieruchomo w fotelu, zaś w kominku resztki niedopalonych publikacji świadków Jehowy. Lekarz stwierdził zgon, niewydolność krążeniowo oddechowa. Bogdan wie swoje, doznała zawodu, zawiedli ją ludzie, którym ufała jak nikomu innemu i dlatego pękło jej serce.