A propos tego - "gdzie bym dzisiaj była, gdyby nie organizacja"
Nie wiem. Pewnie nie poznałabym mojego obecnego męża. Ale czy bym się stoczyła na dno - raczej wątpię.
Kiedy zaczęłam studiować Biblię, to byłam grzeczną, raczej niebuntującą się nastolatką. Zawsze dobrze się uczyłam, nie miałam żadnych problemów w szkole. Jeden brat jak się dowiedział, że zdecydowałam się iść do liceum, to był zdziwiony po co. Może on był zwolennikiem zawodówek? Nie wiem
A jak już wzięłam chrzest - to się zaczęło. Zborowa młodzież zaczęła mnie zabierać na (świeckie!) dyskoteki i piwo. A że wyglądałam dość dorośle, to nikt się nawet nie domyślał ze sprzedających mi alkohol, że ja nie jestem pełnoletnia.
Co ciekawe osoby z mojej klasy w szkole zachowywały się dużo bardziej powściągliwie w kwestii imprezowania i picia niż niektórzy młodzi z mojego zboru. Kilkoro z nich na przestrzeni 1-3 lat zostało wykluczonych.
Mówi pewne powiedzenie, że "dobrego karczma nie zepsuje, złego i kościół nie naprawi."
Może coś w tym jest? Ja pozostałam sobą i nie dałam się wciągnąć w to ciągłe imprezowanie. Choć jestem bardzo zadowolona z tego etapu mojego życia, który trwał jakieś 3 miesiące, bo dzięki niemu do tej pory nie ciągnie mnie do dyskotek! Wybawiłam się na nich za wszystkie czasy i jeszcze na zapas!
A dodam, że chodziłam na nie głównie w środku tygodnia, bo wtedy wstęp był gratis. W efekcie szłam niewyspana do szkoły, z matmy złapałam kilka luf
Ale później i tak to nadrobiłam. Gorzej jakbym sama nie doszła do wniosku, że to jest zborowe "złe towarzystwo" i chodziła na te dyskoteki np. przez rok. Wtedy trochę średnia ocen mogłaby mi w dół polecieć. No ale co tam się szkołą martwić?! - przecież edukacja nie jest nam potrzebna!