Wczoraj przy grillu u znajomych wywiązała się ciekawa dyskusja pomiędzy moim znajomym ŚJ a jego nieznanym mi kolegą. Z tego co wywnioskowałem ten kolega jest kimś ważnym w organizacji, bo mój znajomy zwracał się do niego z ogromną estymą.
Rozmowa choć prowadzona w luźnym tonie dotyczyła kwestii zmian organizacyjnych w ostatnim czasie. Ponieważ obsługiwałem palenisko nikt chyba nie zwracał na mnie szczególnej uwagi
Ten kolega mojego znajomego powiedział coś, co mnie ogromnie zaintrygowało: "historia naszej organizacji niewiele różni się od rozwoju nominalnego chrześcijaństwa. Są tylko dwa aspekty - pierwszy, to fakt, że ewoluujemy w szybszym tempie niż oni. Oni mieli 2000 lat na to, co my zrobiliśmy w 100. A drugi to taki, że nie korzystamy z pomocy państwa do rozwoju naszej organizacji. Na razie jesteśmy na etapie katolickiego przełomu średniowiecza i oświecenia. Wiele jest jeszcze potrzebnych działań inkwizycyjnych aby utrzymać dyscyplinę, ale też w wielu kwestiach już odpuszczono. Zobacz na przykład transplantacje czy frakcje krwi. Myślę, że w dobie takiego dostępu do źródeł informacji, za kilka, góra kilkanaście lat będziemy bardziej liberalni i otwarci. Tak jak kościoły dzisiaj."
Tyle udało mi się wyłapać i zapamiętać
Jestem ciekawy co o tym sądzicie?
Czy to prawda?
Pytanie do wszystkich którzy mieli styczność z WTS-em i ich naukami, zasadami, itp. a w szczególności do tych "dlugoletnich"
Coś w tym musi być...
Na pewno odpuszczono w wielu kwestiach, bo kiedyś braci gorszyło wszystko. Na przykład telewizor uważano za szatański wynalazek (bracia, którzy kupowali TV wywoływali wręcz zgorszenie u innych). A później WTS wypuszcza serię filmów na kasetach video i płytach DVD. Do niedawna ostrzegano nas też przed Internetem, a teraz nawet staruszkowie śmigają z tabletami.
Kiedyś - choćby w latach 80-tych narzeczeni nie mogli trzymać się za ręce publicznie. W ogóle nie można było chodzić ze sobą zbyt długo - jak jakiś brat był na kilku randkach z siostrą, to mógł się spodziewać pytania: Kiedy bierzecie ślub. I był wybór - albo ślub w max kilka miesięcy, albo rozstanie.
Starsi zboru mieszali się do każdego aspektu życia głosicieli (wiem to nie z własnego doświadczenia, ale z licznych historii usłyszanych od braci).
A teraz jest naprawdę liberalniej - znam pary, które chodziły ze sobą wiele lat przed ślubem. Coraz bardziej liberalnie podchodzi się do rozwodów i rozpadów małżeństw. Można rozbić swoje małżeństwo, znaleźć kochanka itd., a następnie okazać skruchę, wyjść za mąż za kochanka albo go rzucić i już z powrotem przyjmują skruszonego grzesznika do zboru - nawet zaledwie po kilku miesiącach od wykluczenia! (znam osobiście taki przypadek).
Jak siostra zajdzie w ciążę, a weźmie ślub (niekoniecznie z bratem) i okaże skruchę, to może nie zostać w ogóle wykluczona (też znam taki przypadek).
Ale refleksje tego "ważnego Świadka" na temat potrzeby działań inkwizycyjnych są już dla mnie szokujące. Nie marchewką, nie zachętą, ale kijem i rózgą będziemy braci nawracać?! Ojjjj... takie coś przeszło w latach 80-tych, ale dziś już nie przejdzie. Ludzie są za bardzo wyzwoleni. Będą masowo odchodzić ze zboru albo staną się nieaktywni.
Wypowiedź o inkwizycji świadczy o wysokim zadufaniu w sobie owego "braciszka". Czy on mówił o traktowaniu innych ludzi czy o traktowaniu bydła?! (obawiam się jednak, że jego opinia jest zbieżna z opinią i zamiarami CK)