Powstaje pytanie co jest lepsze? Wolność chrześcijańska poza zborem, czy życie we względnym bezpieczeństwie, w złotej klatce w zboże pod parasolem przepisów rodem od faryzeuszy.
Mój kot od małego siedzi w domu tu ma swój bezpieczny świat ma wszystko jedzenie picie ciepło rozrywkę i przepisy których musi przestrzegać, jedzenie tam, kuweta tu, zabawa tam. Jak wychodzę z nim na dwór to rzuca się na drzwi i chce wracać z powrotem, chociaż wolność czeka. Mam wrażenie, nikogo nie obrażając, że tak jest u nas Świadków Jehowy.
Czasami ludzie są ze sobą dla dzieci chociaż sie nie rozumieją i często tylko z tego powodu się tolerują.
To kwestia priorytetów i czasami strachu.
Mówić nie mówić, zostać nie zostać, przebudzać nie przebudzać???
Baran masz talent do ciekawych wpisów! A już ten przykład o kocie mnie rozwalił
Widzę, że mamy podobne dylematy i założony przez Ciebie wątek jest dość podobny do mojego, w którym pytam jaka jest alternatywa dla zboru.
Ja podam inny przykład. Jest sobie żona, której mąż jest alkoholikiem. Mąż pije codziennie po kilka piw, ma mocno zakrapiane weekendy. Czasami jest wobec żony agresywny, ale ogólnie da się z nim żyć. Choć wiadomo, że ta dobra kobieta zasługuje na kogoś lepszego. W pewnym momencie może się ona zastanawiać czy być z tym mężem czy go zostawić. Pyta więc o radę znajomych, przyjaciół, rodzinę. I wszyscy jej mówią: "zostaw tego dziada, zasługujesz na kogoś lepszego! Bez niego będzie ci dużo lepiej, będziesz szczęśliwa!"
Kobieta ta więc - mimo, że się waha - idzie za radą znajomych i bierze rozwód z mężem.
Zaraz po rozwodzie cieszy się wolnością. W domu nie ma awantur, jest spokój. Mijają miesiące, a kobiecie ten spokój zaczyna ciążyć. Nie znalazła żadnego innego faceta, bo żadnemu nie potrafi już zaufać. A jednocześnie nie wie co ma robić sama w domu. Z mężem mogła pojechać na wakacje, spotkać się we wspólnym towarzystwie, pogadać itd., a teraz nie wie jak zagospodarować swój czas. Niby ma spokój, ale wcale nie jest szczęśliwsza, bo brakuje jej bliskiej osoby.
Nie wiem czy podany przeze mnie przykład jest fortunny - organizacja jako mąż alkoholik
Ale pokazuje on, że nie zawsze wyczekiwana "wolność" daje szczęście.
Ja jestem zdania, że jeśli ktoś ma misję żeby "wyciągnąć" ze zboru jakiegoś brata / siostrę, to oprócz zasiania wątpliwości powinien mu też pokazać alternatywę ("wiem, że masz męża alkoholika, ale możesz się z nim rozwieść, a tu przedstawiam ci pana Henia, który jest niepijący i pracowity - super kandydat na męża"). Albo nie przedstawiać kandydata, ale być z tą osobą już do końca - skoro wyciągasz kogoś ze zboru, to zastąp mu rodzinę i towarzystwo, które utracił wychodząc z niego.
Mi na forum przedstawiano różnych kandydatów "na męża", ale żaden mnie nie przekonał
I na koniec powiem, że ludzie są różni i co innego ich uszczęśliwia. To że JA nie jestem szczęśliwa w jakiejś religii nie znaczy, że inni też są nieszczęśliwi. Każdy ma swoje życie i swoją historię. Są kraje z różnymi religiami i religia Świadków w porównaniu z innymi radykalnymi wyznaniami może wypadać rewelacyjnie.
A poza tym mamy internet. Jak ktoś ma jakieś wątpliwości, to może sobie sporo tu poczytać. Po co mu narzucać jakieś rozwiązania? Ja niby wiem więcej, a wcale mnie to nie uszczęśliwiło. Na razie taki mam "pożytek" z tej wiedzy, że jestem wewnętrznie rozbita.