Z obserwacji postępowania ludzi, bez dzielenia ich na wierzących i niewierzących, można wysnuć zarówno wiosek, że Bóg istnieje, jak też wręcz przeciwny, że Boga nie ma.
Można też pośrednio - Bóg był, ale gdzieś poszedł i o nas zapomniał, nie interesuje się nami.
Możemy oczywiście tłumaczyć to, czego nie rozumiemy naukowo, jako dowód istnienia...no właśnie czego?
Boga, siły wyższej, matki natury, itp?
Należy tylko pamiętać, że nie tak dawno zaćmienie słońca, pioruny, susze czy trzęsienia ziemi były uważane za sprawkę bogów!!! Ewentualnie diabłów, demonów, itp.
Ale z czasem postęp nauki pozwolił na inne ich przypisanie.
Czy tak będzie z każdym dziś nie pojętym zjawiskiem? Tego nie wiemy.
Umysł ludzki nie znosi próżni i braku logiki.
A więc w sytuacji braku "naukowych empirycznych podstaw" próbuje uzupełnić pustkę.
U jednych ludzi jest to wiara w Boga, jako wytłumaczenie czegoś, u innych jest to po prostu dziedzina niezbadana, która czeka na swojego odkrywcę.
I jedni i drudzy po prostu mają rację
A co do moralności jako dowodu istnienia Boga...No cóż. Każdy kij ma dwa końce.
Skoro twierdzimy, że ludzie postępują zgodnie z zasadami moralności bo istnieje Bóg który nimi kieruje, to musimy przyznać, że ci sami ludzie postępując źle nie robią tego świadomie, lecz dalej kieruje nimi Bóg. Co wtedy z moralnością?
A wystarczy zrozumieć, że wszelkie normy społeczne, bez względu na wyznanie bądź jego brak, są skonstruowane w oparciu o jedną zasadę:
Nie czyń drugiemu tego, co jest dla niego tak samo złe jak dla ciebie!!!
Twoja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna ograniczać wolność innych.
Co oczywiście nie przeszkadza wierzącym wierzyć, że to Bóg "wpisał" w serca ludzi te zasady