Witam
Mam pytanie dość nietypowe, nie mogę nigdzie znaleźć odpowiedzi.
Mój były partner jest JŚ , a właściwie jest tylko dzieckiem Świadków i wychowany w tej religii, bo mając już prawie 30 lat nadal jest nieochrzczony i się waha, choć mówił zawsze, że się z nimi utożsamia.
Dla mnie jako Katoliczki, najważniejsze było gdy się w sobie zakochalismy , że jest tolerancyjny jak ja, i wiedząc , że jest niezdecydowany (czyt. nadal się waha co do wstąpienia bądź nie, mimo że na zebrania chodzi) nie miałam podstaw bać się żeby kiedykolwiek robił mi problemy z tytułu naszych odmiennych wyznań.
Niestety.
Gdy prosiłam by ze mną zamieszkał stwierdził że nie da rady,bo jest nie gotowy. Potem zaszłam w ciąże i myślałam że to przyspieszy jego decyzję, niestety tak się nie stało. Zaczęliśmy sie od siebie oddalać. Nie wiem jak to jest z jego wiarą do końca, bo niby Biblie studiuje i biega na te ich spotkania, także na studium Biblii. ALE całe doby siedzi na kompie, uzależniony jest od gierek wszelkiego typu, ma kompletny chlew w mieszkaniu, a jak zwracałam uwagę że wypadałoby posprzątać, albo mi trochę pomóc skoro jestem w ciąży, niestety - stwierdził że się czepiam i to nie jego obowiązek.W dodatku jego "tolerancja" o którą mnie prosił i o której wiele mówił od początku związku ograniczała się do tego że ja mogę z nim iść na zebranie albo studiować Biblię , ale on ze mną do Kościoła na mszę nie pójdzie. Więc powiedziałam mu , że dla mnie to żadna "tolerancja" , jeśli on szanuje tylko Swoich a mój Kościól znieważa.
W ciąży czułam się fatalnie, lekarz kazał mi wypoczywać dużo i unikać stresu. A mój drogi ex stwierdził że jego uczucia są najważniejsze. Kłócił się ze mną o wszystko, najbardziej miał zal o to że czegoś od niego wymagam , bo przeciez zycie bez obowiązków jest tak cudowne, a to żona powinna mężowi usługiwać (a my nawet małżeństwem nie byliśmy). Gdy mu zwróciłam uwagę kiedyś że było mi przykro że sama całe mieszkanie z brzuszkiem sprzątałam a on przy monitorze, to pwoiedział, że się czepiam, nie liczę z jego uczuciami i zaczął płakac (o.O )
Cały czas się kłóciliśmy. Czułam że ktoś jezcze jest z tyłu jego głowy i mu podpowiada odzywki , bo nie mogłam go poznać :/
Teraz już wiem, że to ktoś ze zboru musiał mu powiedzieć, że ma się mnie pozbyć z życia bo nie jestem SJ. To był zupełnie inny człowiek, mówił nie swoimi słowami :/
Najgorsza i ostatnia kłótnia była o Chrzest. Bo ja chciałąm ochrzcić dziecko gdy się urodzi, i chciałam skonsultować z nim wybór rodziców chrzestnych (wiem, wiem, naiwna byłam), to się rozpętała taka kłótnia, że trzsnął drzwiami i uciekł i był koniec.
Wychowuje córkę sama w chwili obecnej. A on nawet nie umie zadzwonić i zapytać się jak ona się czuje czy jak się rozwija etc.
Teraz gdy troche więcej wiem o SJ , poczytałam artykuły wiem już czemu on nie jest tam ochrzczony - on musiałby zrezygnować ze wszystkiego co kocha jakby stał się pełnoprawnym świadkiem... On żyje zupełnie na przekór ich zasadom i to jego studiowanie Bibli to straszna hipokryzja. NAjważniejsze dla niego są gierki , obżeranie się do bólu, lenistwo... o praktykach seksualnych róznych nie mówię, bo gdzieś przeczytałam, że zabroniony jest seks przedmałżeński (jak widać ma tow nosie:P) , a za sex analny można zostać wydalonym ze zboru (jemu w tym temacie musieliby więc na stałe dać zakaz przyjść).
Nie rozumiem więc , jak on - niezdecydowany w wierze może mi zabraniać chrzcić dziecka. Tym bardziej że 5 miesiecy ciązy mial nas w nosie, a jak synek się urodził to tylko raz zadzwonił...
Moje pytanie - czy może mi zabronić ochrzcić dziecko w moim kościele?
drugie pytanie - czy i jak moge mu ograniczyc prawa, żeby m była jedyną osobą deycdująca np w sprawie leczenia dziecka (chodzi mi konkretnie żeby nie blokowal mojemu synowi mozliwosci transfuzji krwii jesli bedzie potrzebna)
Dziekuje za wszelkie odpowiedzi