Miło się dzisiaj po hurtowniach jeździło. Od rana SMS-y z zaproszeniem na pączki. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak długo po części. Na obiad szedłem jak skazaniec. Pączusie wygrały.
U mnie żona tylko pokazała pudło z pączkami, i stanowczo stwierdziła że będą dopiero po obiedzie.
Dała się przekonać do raptem jednego przed obiadem. c
Ale to i tak jest sukcesem po wczoraj - najpierw były pączki (eee, nie dużo, raptem 3) a potem obiad był praktycznie nie zjedzony.
Dzięki temu zabiegowi - dziś było lepiej.
Ale moja trzustka trochę się już buntuje.
No, nic, trzeba krew piwkiem rozrzedzić.