Czytam z zaciekawieniem ten długi post. Jestem pierwszy raz na tym forum i jestem pełen podziwu otwartości i chęci rozmowy użytkowników "PoProstuJa" ale i innym św jehovy którzy nie boja się szukać w internecie informacji.
Jako że jestem katolikem który szuka jak pewnie wszyscy tu obecni drogi zbawienia nie ukrywam że bardziej zainteresowałem się dzięki odwiedzinom św jehovy więc chwała im za to bo będziecie zbawieni bo poświęciliście czas potrzebującemu takiemu jak ja. Skąd wiem że zostaną zbawieni ci co mnie odwiedzają i ze mną rozmawiają ?
W kościele KK ksiądz na mszy przeczytał przypowieści o miłosiernym samarytaninie. Myślę że w tej przypowieści zawarty jest cały sens nauki biblii i zbawienia i pozwoli w szczególności wszystkim szukającym odnależć jaką drogą powinni iść. W tej przypowieści Jezus powiedział że należy szukać zbawienia w dawaniu innym siebie i swojego czasu i nawet Lewita który przejdzie obojętnie obok potrzebującego nie zostanie zbawiony. jasno więc można zrozumieć że żadna religia czy przynależność do kościoła nie zagwarantuje nam zbawienia oprócz miłosierdzia do innych które np możemy dać poprzez okazywanie swojego czasu choćby dyskutując na tym forum i pomagając innym (ale i odwiedzając innych i rozmawiając o panu bogu czy biblii). Ta przypowieść jasno neguje podejście w szukaniu w biblii wersetów i doktrynialnego rozumowania . Więc doktryna jest drugorzędna !
co proponuje każdemu wierzącemu w boga ?
-uczyć się według tej przypowieści miłości ,zrozumienia i dawania czasu innym a dopiero potem na tej przypowieści czytać inne wersety w biblii .
-nie musisz opuszczać swojej religii czy to KK czy św jehovy jeżeli obecna przynależność pozwala ci uczyć się tej miłości do innych wykonywać swoje głoszenie ale i nie tylko np pomoc charytatywna co św jehovy czynią w sposób ograniczony do własnej tylko społeczności.Jeżeli jesteś więc sw jehovy pomagaj innym charytatywnie.Pan Jezus jest wszędzie gdzie jest 2 lub 3 ludzi którzy rozmawiają o wierze wieć nie potrzeba specjalnego kościoła czy religii:).Kościół powinien pomagać tobie w wierze więc jeżeli do nauki o jezusie potrzebujesz religii kościoła lub wspólnoty to zostań nawet przy obecnej ;lub ją zmień .Zawsze pytam św jehovy dlaczego zaufali tej organizacji często mówią że w KK nie znaleźli zrozumienia,zrażeni aferami KK trafili na ludzi np św jehovy gdzie znaleźli wspólnotę itp. Żaden dotychczas z nich przed zmianą wiary nie siedział w internecie tak jak ja np na takim forum nie czytał wypowiedzi byłych członków czy to KK czy św jehovy. A może by w tedy zrozumieli że babilon wielki nie jest tylko w KK ale i u św jehovy .Więc decyzja o zmianie religii czy kościoła musi być poprzedzona samodzielnym szukaniem.Doktryny nie są istotne liczy się miłość poprzez uczynki i wiara w jezusa a wtedy jak w tej przypowieści otrzymamy zbawienie.
Oczywiście nie rozumiem ludzi niewierzących w boga tj tych co odejdą z jakieś religii po tym jak usłyszą o aferach (wszędzie one są) .Logika nawet podpowiada że lepiej w coś wierzyć niż się tej wiary pozbywać dlatego "lepiej pozostać samemu z bogiem niz w jakieś organizacji bez boga tj ograniczającym dawanie naszej miłości innym odrzucając go"
Oczywiście księża czy u św jehovy pionierzy są różni więc musimy polegać przede wszystkim na SiEBIE i naszym szukaniu prawdy w bibli (a ta prawda jest w tej przypowieści !).
Zostań św jehovy jeżeli wiesz żę odejście jest kłopotliwe możesz wtedy mniej angażować się w doktrynę a bardziej w pukaniu do innych domów i oferowanie np drobnej darmowej pomocy uczynkowej .Wyobrażacie sobie że ktoś do was puka do domu i za darmo proponuje wam pomoc np przy ogrodzie albo zapukanie do chorego czy starszego i proponowanie czy czegoś mu nie potrzeba? A może ofiarować coś bezdomnemu i przy okazji wręczyć mu biblie lub zapytać się czy wierzy w boga. Uwierzcie mi zdarzyłby się cud dla tych ludzi taki sam jak Jezus czynił.Bo on nie tylko nauczał ale też czynił miłość i zrozumienie.jeżeli twój zbór jest OK a ty czujesz się dobrze w nim to myślę że pozostań w nim i staraj się wszczepić u innych szukanie informacji w internecie i wrodzoną ciekawość a może nawet po prostu pokaż przy innych św jehovy że pomagasz wszystkim wookoło i przez to jesteś wartościowa/wy.
pozdrawiam i dziękuję za mądre wpisy tu na tym forum w szczególności niezależnie myślących np "PoProstuJa"
Dziękuję katol za pozdrowienia - ja również Ciebie pozdrawiam
Napisałeś bardzo ciekawe słowa i ja się z Tobą zgadzam
Kiedy zaczęłam dopiero co pisać na tym forum, to miałam jeszcze poglądy przesiąknięte nauką Świadków Jehowy. Ten wątek był pierwszy w jakim zaczęłam się udzielać i bardzo broniłam w nim zboru. Ale wraz z kolejnymi stronami (jeśli ktoś miałby zdrowie żeby tyle przeczytać
), można zauważyć że nieco te poglądy zmieniam.
Największa zmiana moich poglądów nastąpiła po przeczytaniu książki "Kryzys sumienia". Dała mi ona odpowiedź na 95% procent pytań i wątpliwości, które dręczyły mnie przez lata bycia w zborze. Teraz czytam drugą książkę Raymonda Franza i liczę na to, że da mi ona odpowiedź na moje kolejne wątpliwości dotyczące tego - co dalej po odejściu ze zboru.
Bardzo utożsamiam się z Franzem, ponieważ ja też przeżywam ów "kryzys sumienia".
Jestem w rozdarciu (na razie). Już wiem, że nie zgadzam się z naukami Świadków i że wiele z nich to niestety ludzkie wymysły, które mają za cel podporządkować ślepo ludzi
Ale jeszcze nie odważyłam się na krok żeby odejść ze zboru, a powód jest "banalny", czyli obawa przed ostracyzmem i odrzuceniem przez ludzi.
Niestety będąc Świadkiem dostosowałam się do rady aby nie szukać przyjaciół "w świecie" i mam znajomych tylko w zborze. Dlatego zanim wycofam się ze zboru, to chciałabym zbudować sobie sieć nowych znajomych, żeby nie odejść w próżnię.
Ja też nie tak dawno myślałam, że można pogodzić bycie Świadkiem z innymi dobrymi uczynkami. I tak funkcjonowałam przez lata. Ale od pewnego czasu (kilka ostatnich lat) w organizacji ŚJ zaczyna się robić coraz gorzej. Jeżeli zostałabym pionierką głoszącą 50 / 70 godzin miesięcznie, to dostałabym pochwałę od braci ze zboru. Gdybym natomiast chciała działać charytatywnie i np. odwiedzać hospicjum by pomagać przy chorych, to przypuszczam, że członkowie zboru byliby zdziwieni i pukali się w głowę po co to robię i dlaczego tracę czas, który mogłabym przeznaczyć na głoszenie.
W organizacji panuje pogląd, że poświęcenie czasu na cokolwiek innego niż głoszenie, jest w rzeczywistości stratą czasu!Studia - strata czasu i wejście w złe towarzystwo oraz zbytnie rozbudzenie ambicji.
Praca zawodowa - strata czasu, więc pracuj tylko na część etatu i ogranicz wydatki, a najlepiej rzuć robotę i pionieruj (tylko skąd wtedy wziąć kasę na utrzymanie?)
Gra na instrumencie - strata czasu - lepiej głosić niż ćwiczyć grę.
Zajęcia dodatkowe dla uczniów - oszalałeś! posyłasz dziecko na zajęcia pozalekcyjne?! Strata czasu i przeszkoda w regularnym chodzeniu na zebrania i do służby.
Działalność charytatywna - strata czasu i pieniędzy, no chyba, że głosisz tym osobom, którym pomagasz - wtedy to jest wskazane!
Naprawdę trudno jest w pewnym momencie wytrzymać w zborze, gdy narzucane są na nas dodatkowe (idiotyczne!) zalecenia, typu: nie odbieraj telefonu od swojej rodzonej corki, która jest wykluczona. Nie utrzymuj z wykluczoną rodziną ŻADNEGO kontaktu.
Obawiam się, że przynależność do zboru bardzo utrudnia to, aby być takim chrześcijaninem jak zalecił nam Jezus Chrystus.
A dodam więcej - nie chcę swoją przynależnością do organizacji pokazywać, że popieram ich "politykę" dotyczącą ukrywania pedofilii w zborach.
No więc powoli się wycofuję z tego wszystkiego. Nie chodzę już prawie na zebrania. Ale na razie jest to powoli... bez gwałtownych ruchów