Witam. Mam odruch wymiotny słysząc o jakiekolwiek religii. Przynajmniej na razie. Myślę, że spowodowane jest to zbyt dużą traumą związaną z przebywaniem od dzieciństwa w korporacji dewelopersko-wydawniczej. Świadkizm wypłukał ze mnie skutecznie "potrzeby duchowe".... Nie wiem, czy to dobrze, czy źle.....
To jest straszny moment, kiedy człowiek odkrywa, że ta niby prawda, to nieprawda.
Wspominam tę chwilę z przerażeniem, kiedy do mnie dotarły dwie żeliwne ściany myślenia.
Jedna, którą posiadałam od kilku dziesięcioleci, że śj, to jedyna, słuszna i zbawienna droga do Boga.
Druga, że to KŁAMSTWO uszyte bardzo grubymi nićmi przez wyrafinowanych, korporacyjnych oszustów zza oceanu.
Na dziś.
Cieszę się.
Że rozsądnie pozwoliłam polemizować swojemu mózgowi i dać mu przemówić niezaprzeczalnym faktom!! I że nie zbudowałam wokół niego muru nie do przebicia tym strażnicowym, wbijanym dziesiątki lat, fanatyzmem.
Gdzie się mówi, że jak strażnica twierdzi, że czarne jest białe to i ja też tak będę twierdziła wbrew wszelkiemu rozsądkowi i prawom.
ZWYCIĘŻYŁA PRAWDA.
Dzięki temu, dziś jestem tu gdzie jestem.
I jest mi z tą prawdą bardzo dobrze.
I że tak jak dziś, w niedzielne popołudnie, piję sobie spokojnie wyśmienitą kawkę, zamiast po pioniersku szlifować betonowe chodniki dla jw.org.
Z kłamliwą myślą, że robię to dla Boga.
I poświęcam czas rodzinie, czas, który kiedyś straciłam na tę korporację, a który się nigdy już nie wróci.
I staram się mieć duży wpływ na teraźniejszość i przyszłość.
I nie rozpaczać nad przeszłością, której już nie jestem w stanie zmienić.
To jest moja dewiza życiowa na obecną chwilę.
Dewiza, która też z psychologicznego punktu widzenia jest bardzo zdrowa, a nawet pożądana, w naszej traumie postrażnicowej.
Pozdrawiam wszystkich, których wątpliwości kołatają serce i muszą dokonywać życiowych wyborów.
Ja już takich dawno nie mam w tej kwestii.
Wiem jak mam żyć, bez jw.org.