Witam wszystkich serdecznie!
Pewnie niektórym jestem już znany z innego forum(tak jak i moja historia-"Wiara ponad miłość").
A dla tych, którzy pierwszy raz Delfina widzą:
Dłuższy czas temu odnowiłem(a raczej ona odnowiła) kontakt z pewną dziewczyną. Zaczęło się niewinnie, pierwsze spotkania...przyszły kolejne, wyjazdy, rozmowy do późnych godzin...przybliżaliśmy się do siebie niczym Pendolino do Warszawy(w sensie, ze tempo imponujące jak na standardy w tych kwestiach).
Dowedziałem się, ze ona jest głosicielką(jeszcze nie SJ) ale przecież jak na mugola przystało-miałem znikomą wiedzę w tym temacie. Jestem tolerancyjny więc dlaczego miało by to nam przeszkadzać? "Wierz sobie w co chcesz" rzekłem lapidarnie w myślach.
[wtrącenie-nikt z jej rodziny SJ nie jest, przyjaciółka z lat młodzieńczych ją zwerbowała i werbuje dalej...
moja luba od 3 lat jest zainteresowaną a od roku głosicielem]
Niestety szybko się przekonałem w jak wielkim błędzie byłem. Nastąpiły 3-4 rozstania i powroty, ciągłe zmiany nastawienie w stosunku do mnie...ilekroć się przybliżała w życiu do mnie, dnia następnego stawiała znak STOPU. Jatka jakich mało dla zwykłego śmiertelnika, ale nie poddawałem się.
Obecnie tkwię na takim etapie:
Ona traktuje mnie jak kolegę (zmusza się do tego, przykładów mnóstwo-nie chce się narazić Jahowi więc ze mnie rezygnuje w formie faceta), a ja rozpocząłem walkę od środka. Na razie z samym sobą, uczęszczam kiedy to możlwie na zebrania w niedzielę, czytam jak opętany(kryzys, hassana, fora, strone piotra andryszczuka) a ją tylko słucham...czekając aż osiągnę jakiś argument by podjąć dyskusję. Ot w skrócie, zapewne więcej dowiecie się w praniu poprzez moją obecność tutaj
Pozdrawiam!