Tyle, że ksiądz nie będzie walczył o rację jak "starszy mianowany duchem św". Katolika nikt nie wywali i nie będzie nie mówił dzień dobry. To jest to co trzyma kury w zagrodzie - miłość warunkowa. Osoby nie kochające siebie, nie mające pasji i poczucia wartości nie wiedzą co mogłyby począć poza klatką dla kur więc wolą trzymać fasadę na zebraniach, a w domu wcinać psychotropy. Ale to nie jest ten wątek.
A to jest tłumaczenie mi czy usprawiedliwianie się ?
Bo mogę napisać jedno...a po cóż żeście sobie taką religię wybrali ? Albo inaczej, po co w niej tkwić, mając świadomość, że to oszustwo, pozory i jedna wielka kiszka?
Wiem, narażam się wielu osobom, ale czasem tak trzeba. Bo takie narzekanie przypomina mi kogoś kogo boli ząb. Wie, że nie będzie lepiej, ale nie idzie do dentysty, tylko się znieczula i chodzi jak struty.
A wystarczy odrobina odwagi, trochę zaboli, a później będzie tylko lepiej.
Miałam pogawędkę z kimś kto jest w organizacji bo wiadomo..praca, rodzina, znajomi.
Przy kolejnym spotkaniu nie wytrzymałam i pytam..to Q..skoro chcesz uszczęśliwić, matkę, brata, sąsiadów i pracodawcę to siedź cicho i nie narzekaj, mnie nie zawracaj ....
A jak chcesz dobrze dla siebie, zrób coś z tym.
Nie odzywał się do mnie dobre 6 mcy, jak nic się obraził, pomyślałam. Aż tu nagle sms..spotkamy się?
Nie bardzo mi pasowało, ale to On się dostosował do czasu i miejsca. I co się okazało?
Matka po pierwszych wyrzutach, stwierdziła, że sama odpowie przed Jehową za kontakty z nim. Brat udaje obrażonego, ale nie jest najgorzej. Pracodawca powiedział, że nie stać go na to aby się pozbyć dobrego pracownika, spraw religii nie poruszają.
Człowiek zadowolony z siebie, a wręcz dumny. I wtedy powiedział..dzięki, że na mnie huknęłaś, bo bym jeszcze siedział i oglądał się nie wiem na co.