M"odchorowałam" dobre parę lat... śniłam koszmary, bałam się tego życia "poza"... nadal miałam doły "bo zaraz zginę w armagedonie" "bo moja rodzina przeżyje a ja nie", różne wyrzuty sumienia.... ale się nie poddałam.
Potem "wyszalałam" się, zaznałam co to imprezy, nowi znajomi, wesoło było ;-) Musiałam odreagować - dziś tak na to patrzę
Aż nastał spokój
Zyję sobie gdzieś tam w spokoju jakiego nigdy nie miałam, nawet udało się u lokalnych sJ wyperswadować wizytowanie mnie, zero nachodzenia.
Noc Spokojna może się uda jeszcze gdzieś spotkac realnie a nie tylko od czasu do czasu na necie ;-)
Niby odpuściłam już tematy zwiazane z organizajcą, ale jednak tym razem się skusiłam. Coś mi brakowało tego klikania ;-)
Roszada,
szczebiotka, miło mi