Myślę, że również tempo życia i system wartości w relacjach międzyludzkich, też powoduje w pewnym stopniu gwałtowne impulsy a raczej brak panowania nad nimi u niektórych ludzi.
Na pewno, przy czym tak szczerze mówiąc, często wydaje mi się, że tempo wielu ludzi nie jest realne i jest jedynie w ich głowie. Oczywiście jeśli mam rację, to problem, który nie jest realny, ale w który ktoś wystarczająco mocno wierzy, oddziałuje tak, jak byłby realny, więc w zasadzie można by powiedzieć, że jest realny. Znam jednak wielu ludzi, których życie jest może w 20% tak szybkie i tak trudne, jak im się wydaje. Kiedyś podejmowałem ten temat z tymi, którzy najbardziej skarżyli się na brak czasu i zawsze rodziło to powstawanie napięć, ale nie dlatego, że ci ludzie robili coś szczególnego, co ten czas by pochłaniało, ale dlatego, że szybko okazywało się, że moje niewygodne pytania prowadzą do wniosku, że w zasadzie nie chodzi ani o czas, ani o tempo, tylko o dobrą wymówkę, żeby móc sobie powiedzieć, że nie muszę robić nić ponad to, co jest konieczne do przeżycia. Jak łatwo się domyśleć te kilka osób raczej nie lubiły mnie bardziej po tych rozmowach. Wtedy nie miałem jeszcze dzieci, więc najczęściej na koniec słyszałem "będziesz mieć dzieci, to zobaczysz!". Mam i nie zobaczyłem, tak jak wiele innych rzeczy, które rzekomo miałem zobaczyć jako dorosły.
Nie zmienia to jednak faktu, że ludzie tak oceniają swoje życia i w najlepszym wypadku problem jest w ich głowach, co i tak nie zmienia tego, że może być to problem nie do przejścia.
Spełniają się słowa zapisane w 2 Tym 3. Koniec jest bliski...
Pewnie był tym bliższy w trakcie ludobójstwa ~6 milionów Żydów, bo to zdaje się był nieco poważniejszy problem niż "tempo życia". Mógł być też bliższy nieco wcześniej, gdy hiszpanka zabiła ~50 000 000 milionów ludzi w skali świata, na którym żyło ówcześnie niecałe 2 mld ludzi. Ale kto wie, może to właśnie teraz smutek z powodu "tempa życia" jest tym, co jest kluczowym elementem znaku. Nie chcę bagatelizować tego problemu i tego nie robię, ale bagatelizuję jednak ciągłe przybliżanie tzw. końca.
Ciekawostka - jeśli ktoś coś powtarza bez końca, wreszcie trafi. Mało kto będzie wtedy pamiętał, że setki razy wcześniej się mylił. Ludzie zachłystną się "spełnionym proroctwem", chociaż nawet zepsuty zegar dwa razy na dobę pokazuje dobrą godzinę.
Miałem kiedyś taką historię z zegarem. Byłem u kogoś i sprawdziłem godzinę na zegarze. Po chwili poszedłem do samochodu i okazało się, że zegar w tym domu spóźniał się o ponad 10 minut. Kiedy byłem w tym domu kilka dni później i znów spojrzałem na ten zegar, okazało się, że on w ogóle nie działał. Miałem wcześniej akurat to szczęście, że rzeczywista godzina była w granicach tej, na której ten zegar stanął i mogłem założyć, że "tylko się spóźnia", gdy w rzeczywistości od dawna nie działał. Myślę, że niektórzy ludzie oceniają tak organizację. Patrzą na nią i coś tam w niej nie gra. Zakładają, że to "niewielki uszczerbek", "tylko trochę się spóźnia". Brakuje im punktu odniesienia, żeby zobaczyć że ona w ogóle nie działa i nie ma prawa działać, ale mają tego pecha, że zostali w nią wciągnięci i tego punktu odniesienia brakuje.