Oczywiście, że udział świadków Jehowy nic nie zmieni w wynikach tych czy innych wyborów. Taka argumentacja nie ma jednak znaczenia, bo można przykładać ją do innych grup społecznych, a niektórzy nawet przykładają ją do jednostek, mówiąc "mój głos nic nie zmieni"... Jest to prawdą, ale jest to również pewnym brakiem zrozumienia ustroju, w którym żyjemy. Demokracja, ze wszystkimi swoimi wadami, ma szansę działać lepiej, gdy frekwencja wyniesie nie 60% a 80% lub 90%, co niestety nie wydarzy się albo zbyt szybko, albo nigdy.
Jeśli natomiast po wyborach dojdzie do przyspieszonych wyborów, ze względu na brak większościowego rządu, to wydarzy się to z kolejnym zyskiem dla Konfederacji. Stąd też wydaje mi się, że rozumiejąc tą sytuację, ktoś się dogada. Wszakże w aktualnym klimacie rozdawnictwa, zarówno rząd jak i opozycja zbytnio się od siebie nie różnią, a PiS i PO jest do siebie bliżej, niż większości spolaryzowanego społeczeństwa się wydaje. To są partie ubrane w różne skórki, ale silnik jest ten sam, tyle, że wyborcy mają w większości krótką pamięć i pozwalają, by co chwilę budować w ich głowach nowy obraz partii na podstawie haseł, które akurat są wykrzykiwane.