Kontynuując fascynujący temat sekt mam do Was pytanie czy mieliście kiedyś do czynienia z MLMem? (Multi Level Marketing - marketing wielopoziomowy)?
Jeżeli znacie firmy typu: Oriflame, Avon, Akuna, FM, Zepter czy Amway... to znaczy, że mieliście do czynienia z MLMem...
Od kiedy istnieją i skąd pochodzą MLMy? Na przykład firma Tupperware (produkująca plastikowe pojemniki do przechowywania żywności) została założona w USA już w 1938 roku!
MLMy teoretycznie nie są sektami, ale jeżeli ktoś przesadzi z wtłaczaniem swoim pracownikom ideologii oraz wprowadzi do niej różnego rodzaju dziwne zwyczaje i rytuały, to śmiało może się to stać sektą.
Powiem więcej - ci którzy chcą założyć sektę powinni czerpać z zasad funkcjonowania MLMu całymi garściami. Tu pierwszy z brzegu artykuł o mlm:
https://uniqueseo.pl/mlm/MLM - taki prawdziwy - z dobrymi produktami - nie jest piramidą finansową, bo skupia się na sprzedaży produktu. Piramidą finansową był Amber Gold, który zdobywał pieniądze nie z inwestycji, ale od kolejnych zrekrutowanych ludzi... I w końcu to wszystko rypło!
MLM można jednak pomylić z piramidą finansową, bo trochę tak to wygląda...
Na szczycie piramidy jest bowiem garstka najlepiej zarabiających dyrektorów, a na niższych szczebelkach są menedżerowie i szaraczki, którzy na nich pracują (w sumie w zwykłej pracy też często pracuje się na szefa...). W MLMie zazwyczaj nie ma zatrudnienia pracownika - ile szarak sprzeda towaru, tyle zarobi. Zarabia się na prowizjach od sprzedaży oraz na prowizjach za ludzi, których osobiście "zwerbuję" do MLMu (i którzy aktywnie sprzedają i werbują następnych).
Czyli przekladając to na język praktyczny. Załóżmy, że pracuję dla MLMu sprzedającego kosmetyki. Jako początkujący szaraczek - który dopiero się zapisał - mam najmniejsze zniżki na sprzedawane kosmetyki. System zniżek to osobna bajka - każda firma wymyśla swoje zasady.
Załóżmy, że ja jako osoba początkująca mam zniżkę 15 procent. Jak łatwo policzyć - żebym zarobiła na moim nowym biznesie 150 zł, muszę sprzedać kosmetyki za 1000 zł!
Jeżeli uważacie, że łatwe jest znalezienie tylu klientów, którzy złożą aż tak duże zamówienie, to niestety stwierdzam, że łatwe to nie jest!
Trzeba opracować plan w jaki sposób pozyskam klientów! Muszę główkować, kombinować, zastanawiać się skąd ich wziąć.
Załóżmy, że jestem studentką i mieszkam w akademiku. Zakładam, że przejdę się po wszystkich pokojach i będę roznosić katalogi z kosmetykami i będę zbierała zamówienia. Jeżeli jestem jedyną przedstawicielką tej firmy, a produkty są w miarę dobre, to może znajdę chętnych. Jeśli natomiast są inne przedstawicielki tej firmy albo innej firmy, to znalezienie klienta staje się coraz trudniejsze! Trzeba wyszukiwać klientów na każdym kroku, wykorzystywać do tego każdą okazję.
Jeżeli złożę ileś zamówień na ustalone kwoty, to jestem w stanie wejść na wyższy poziom zniżek... na przykład na 30%. Wtedy za te same produkty, które sprzedam za 1000 zł, mam "już" 300 zł zarobku.
Piszę to wszystko jako obserwatorka (od wielu lat) mlmów, ale także jako niegdysiejsza "Avonka". Pamiętam, że żeby nie płacić za koszty przesyłki za paczkę oraz mieć jakąkolwiek zniżkę musiałam kilkanaście lat temu złożyć jednorazowe zamówienie na minimum 160 zł. Biorąc pod uwagę, że wtedy miesięczne zarobki - tj. najniższa krajowa - oscylowały wokół 1000 zł, 1200 zł, to kwota 160 zł nie wydaje się taka mała... Owszem, raz czy dwa uda się znaleźć klientki wśród swoich koleżanek, znajomych, rodziny... No ale na dłuższą metę to nie zadziała... Ludzie niekoniecznie chcą w każdym miesiącu kupować nowy tusz do rzęs, nową szminkę, nowe cienie do powiek itd. W efekcie żeby uzbierać zamówienie na 160 zł ja jako konsultantka zaczęłam zamawiać kosmetyki głównie dla siebie... A skoro zamawiłam dla siebie, to o zarobku nie było tu mowy, tylko co najwyżej o zniżce...
I później nad głową zaświeca się taka żarówka i pojawia się myśl: "Po co mam kupować w Avonie płyn do kąpieli 400 ml za 15 zł, skoro np. w Rossmannie znajdę Palmolive 750 ml w promocji za 9,90 zł?!"
Po tym jak zaświeciła mi się żarówka (oraz po tym jak nalatałam się jak głupia, a klientów i tak znaleźć nie mogłam... a nie chciałam być nachalnym wariatem)... przestałam być "czynną" Avonką (myślę, że byłam konsultantką max przez pół roku... może max rok, ale zrobiłam tylko kilka zamówień).
Gdyby takie pytanie zadał mi mój klient, to zapewne musiałabym mu udowadniać, że płyn z Avonu jest LEPSZY, bardziej pachnący, bardziej wydajny, piękniej pachnący, lepiej myjący itd. niż Palmolive ze sklepu.
A że oprócz płynów mamy jeszcze tusze do rzęs, pudry, podkłady, cienie itd., to moją misją stałoby się przekonywanie moich klientów, że produktu Avonu są najlepsze! Bo gdybym ich nie przekonała, to przecież przestaliby je wybierać... Mogliby uznać, że za nie przepłacają!
Jeśli im jednak udowodnię, to Avon to produkt luksusowy, najlepszej jakości... wtedy może zatrzymam u siebie klientów!
Żeby to wszystko udowodnić muszę nieźle się nagłówkować... zacząć wymyślać jakąś filozofię... Może niekiedy posuwać się do kłamstw? Pokazywać im na okładce katalogu, że słynna gwiazda Salma Hayek też używa tych kosmetyków...
No po prostu muszę za wszelką cenę przywiązać ich do marki! Najskuteczniejsze będzie chyba obiecanie im zarobku... czyli próba zwerbowania ich do Avonu. Obiecam im, że jak się zapiszą, to będą miały "AŻ" 15% zniżki... I jeszcze mogą zarobić na tym interesie jeśli sprzedadzą kosmetyki swoim koleżankom...
Hmmmm.... cholernie dużo pracy! Najpierw próba wciskania produktu, później próba werbowania do mlmu... następnie ciągłe próby motywowania moich zwerbowanych żeby nie ustawali w wysiłkach. Bo jeśli oni coś sprzedadzą, to od ich sprzedaży również mogę dostać prowizję. Zaczynam więc szukać "frajerów" którzy będą pracować na mnie, a ja tylko będę żyła z dochodu pasywnego - czyli z prowizji, które na mnie będą zarabiali moi zwerbowani.
Powiem Wam, że z moich wieloletnich obserwacji wynika, że wielu Świadków w MLMach czuło się jak ryby w wodzie. Skoro głosili ludziom swoją religię, to co za problem werbować znajomych, rodzinę i członków zboru do tego żeby kupili od nich kosmetyki czy cudowne ziółka?! Jednak ich "kariera" w MLMach często nie trwała zbyt długo... w końcu orientowali się, że wypruwają sobie żyły, szukają klientów, naciągają na te ziółka biednych emerytów... a zarobek z tego znikomy!
Byli również i tacy, którzy postanowili nakupić jak najwięcej produktów w promocyjnych cenach i później starać się opychać je innym. Znam nawet osobę, która na ten cel wzięła kredyt i ze swojego mieszkania zrobiła magazyn. Jak się domyślacie po tej przygodzie została głównie z długiem i kredytem do spłacenia...
------------------------------
Jak to się dzieje, że ci ludzie tak się dali wciągnąć w to całe sprzedawanie i werbowanie?!
Otóż MLMy lubią organizować duże konferencje, spotkania.... kongresy. Pełna sala ludzi, a jakiś niepełnosprawny na wózku inwalidzkim zaczyna opowiadać swoją fascynującą historię: "jeszcze dwa lata temu byłem biednym rencistą w wynajmowanej kawalerce... nie miałem pieniędzy na leczenie i jedzenie....... po czym usłyszałem o tym MLMie i zacząłem aktywnie budować swoją sieć klientów. Dzisiaj mieszkam w willi i jeżdżę nowym mercedesem".
Często na takich "kongresach" z pogardą mówi się o zwykłej pracy zawodowej na etat... O siedzeniu w biurze 8 godzin dziennie... O tradycyjnym zarabianiu pieniędzy i pracach za najniższą krajową.
Gloryfikowany jest za to pomysł na życie polegający na werbowaniu nowych mlmowców i życiu z dochodu pasywnego (im więcej "niewolników" masz pod sobą tym większy zysk dla ciebie generują).
Ludzie marzący o tym żeby nie pracować na etat, tylko żeby mieć wakacje 6 razy w roku (np. w Tajlandii) oraz chcący szybko się wzbogacić i kupić dom w ciągu dwóch lat łykają te wspaniałe opowieści jak pelikany. Już siebie widzą jak leżą na plaży z drinkiem, nie pracują, a dochód pasywny z mlmu zapewnia im ciągłe zyski aż do emerytury.
Do takich ludzi jakże często należą również Świadkowie Jehowy! Któż by nie chciał mieć lekkiej, dochodowej pracy przed Armagedonem? Zarabiać bez wysiłku?!
-------------------------------------
Żeby ludzie chcieli dla ciebie pracować, sprzedawać twój produkt dalej i werbować kolejnych, musisz im wcisnąć jakąś piękną bajeczkę o raju. O bezpieczeństwie finansowym. O łatwym, szybkim zysku, o egzotycznych wakacjach, o braku konieczności pracy na etat....
Gdy już wciśniesz im swoją bajkę, musisz jeszcze non stop motywować ich do wytężonej pracy. Jak motywować? Na przykład pochwałami.
Podam Wam przykład z moich obserwacji, gdy byłam na spotkaniu MLMu o nazwie FM (mają kosmetyki i jakieś płyny czy proszki do prania?). Żeby być aktywnym szarakiem-sprzedawcą trzeba miesięcznie złożyć zamówienie na minimum 300 zł. Czyli musisz wcisnąć komuś perfumy, kosmetyki, proszki do prania za 3 stówy... (znaczy 300 zł trzeba było mieć jakieś 10 lat temu; nie wiem jaki jest limit obecnie).
Na tym spotkaniu były głównie osoby młode - na oko 18 - 25 letnie. Było to ok. 20 osób. Domyślam się, że wielu z nich to np. biedni studenci, którzy chcieli sobie dorobić.
Ich menedżer (który chciał "wkręcić" również mnie w swoją sieć) postanowił motywować ich dyplomami. Wydrukowane na ładnym, grubym papierze.
Dyplomy były uroczyście wręczane przy wszystkich za poszczególne osiągnięcia - np. za zwerbowanie jak największej liczby nowych ludzi w danym miesiącu czy kwartale. Za największą kwotę zamówienia w miesiącu/kwartale. Za inne "wybitne" osiągnięcia.
Wszyscy klaskali, a wyróżnieni dyplomem byli autentycznie wzruszeni i szczęśliwi.
Niby zwykła (lepszej jakości) kartka papieru, a jak potrafi ucieszyć! Za dyplomami raczej nie szły nagrody rzeczowe, no chyba , że jakieś gadżety za parę złotych. Ale prestiż był!
--------------------------
Takie motywowanie swojej sieci do wzmożonej działalności to ciężka praca! Myślę, że ludzie wyszkoleni w technikach sprzedaży i metodach manipulacji odnajdą się tutaj najlepiej.
Swoich pracowników będą rekrutowali wśród osób młodych, biednych, mniej wykształconych, z niższych warstw społecznych - gdyż wiedzą jak ich dyplom i pochwała ucieszy! Oczywiście część ludzi z wyższym wykształceniem też się da wkręcić! W końcu każdy szuka sposobu na "łatwy" zarobek.
--------------------------
Na spotkaniu z wręczaniem dyplomów były także szkolenia. Wszyscy uczestnicy mieli zrobić swoją listę klientów! Mieli wypisać WSZYSTKIE osoby, które znają i które mają w swoim najbliższym otoczeniu. Czyli każdy człowiek może być potencjalnie twoim klientem (skąd my - byli Świadkowie - to znamy?!
).
Były też scenki - pokazy jak można wcisnąć komuś towar... co powiedzieć... czym go zachęcić (skąd my to znamy?!
).
-------------------------
Moim osobistym zdaniem...
Znam historię organizacji Świadków jako tako. Nie wgłębiałam się w wiele szczegółów. Obserwując jednak sposób działania Świadków oraz funkcjonowanie MLMów jestem wręcz pewna, że któryś z prezesów Watchtowera musiał się nimi inspirować wymyślając sposób dystrybuowania Strażnic i werbowania innych przez Świadków...
A może to MLMy zainspirowały się Świadkami?!
Jakież te mechanizmy są do siebie bliźniaczo podobne! No niech ktoś powie, że to przypadek!
Żeby MLMy i Świadkowie nie upadli... potrzebna jest filozofia nakręcająca do działania.
A do wymyślania filozofii potrzebny jest guru...
P.S. Oczywiście sekta to dużo "lepszy" system od MLMu. Bo nie płacisz za nic swoim pracownikom, nie dajesz im żadnych zniżek. Wręcz przeciwnie - to oni dają tobie swoje ciężko zarobione (na myciu okien) pieniądze oraz za darmo budują dla ciebie nieruchomości.
Bycie guru w sekcie jest zdecydowanie bardziej opłacalne!
Jedyne zmartwienie jakie masz, to obmyślanie filozofii, którą musisz non stop wciskać swoim wiernym...
W dobie Internetu to coraz większe zmartwienie... Za duża konkurencja - za dużo guru na horyzoncie!