Sprawa NIE dotyczy „niewierności” wobec Organizacji ale ukazuje jak podchodzono do zakazów...
Ordynator szpitala w którym na porodówce wydarzyła sie opowiadana historia był cenionym lekarzem, wybitnym fachowcem, ludzie marzyli o tym, aby to właśnie on osobiście zadbał o ich zdrowie.
Z uwagi na jego wysokie zawodowe kwalifikacje mało komu przeszkadzał (użyjmy eufemizmu) „bardzo bezpośredni język”, którym tenże lekarz na co dzień posługiwał się, komunikując się z pacjentami...
Ciężki przypadek, powikłania po porodzie, nie wiadomo czy niemowlę przeżyje, a matka sprzeciwia się transfuzji krwi, czym dodatkowo podwyższa prawdopodobieństwo śmierci niemowlęcia.
Do pacjentki przchodzi sam ordynator i (jako fachowiec) pyta, czy są jakieś „przeciwwskazania medyczne”, na co pacjentka odpowiada, że przeciwwskazaniem jest _wiara_ gdyż ona jest świadkiem Jehowy i wierzy że Biblia zabrania transfuzji krwi.
Nie bawiąc się w żadne grzeczne słówka, ordynator (w obecności kilku osób, które się temu przysłychiwały) prosto i szczerze odpowiedział (cytuję): „...uj kładę na pani wiarę... gdyż nie jestem szarlatanem, ale lekarzem... i moim świętym obowiązkiem jest ratować pani życie i życie pani córeczki...”
Transfuzja odbyła się. Dziecko przeżyło i matka przeżyła. Dziecko wyrosło na piękną zdrową kobietę...
Przed wypisaniem pacjentki i dziecka do domu, ordynator (nie znający wierzeń sekty) próbował pół żartem pół serio pocieszać pacjentkę słowami: „to nie pani obraziła swojego Boga tylko ja, więc niech sie pani nie martwi... to ja po śmierci będę za tę transfuzję smażył się w piekle, a nie pani...”.
pacjentka próbowała „wydać świadectwo” i wytłumaczyć że żadne piekło nie istnieje, a ordynator uśmiechnął się i powiedział: „tym lepiej droga pani... jeśli Bóg na nikim nie będzie mścił się, że dziecko żyje... to tym lepiej!”
Co ciekawe, gdy pacjentka opowiedziała swoim współwyznawcom co wydarzyło się w szpitalu, wszyscy pocieszali ją, mówiąc, że „ten lekarz ma rację, ty jesteś niewinna, ty chciałaś dobrze”...
Nie jest to co prawda przykład „niewierności” ani „pójścia na kompromis”, ale pokazuje, że w chwili zagrożenia życia człowiek potrafi zracjonalizować sobie sytuację i ucieszyć się z tego „że _to_nie_on_ złamał prawo Boże”, a jednocześnie ucieszyć się że (wskutek „złamania prawa bożego”) dziecko żyje...