Świadkowie Jehowy - forum dyskusyjne

BYLI... OBECNI... => ŻYCIE ZBOROWE, GŁOSZENIE, SALE KRÓLESTWA => Wątek zaczęty przez: Ekskluzywna Inkluzywność w 27 Październik, 2021, 09:09

Tytuł: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Ekskluzywna Inkluzywność w 27 Październik, 2021, 09:09
Wszyscy kojarzymy budujące opowieści ukazujące się w roczniku. Bohaterstwo, bezkompromisowość, dawanie świadectwa prawdzie, znoszenie prześladowań, stawianie spraw królestwa na pierwszym miejscu. Wszyscy uwielbiają takie historie i to do tego stopnia, że nawet podkoloryzowuje się wywiady kongresowe byle było odpowiednio budująco.

Tymczasem ja się zastanawiam - pod wpływem wątku opisującego opór niektórych głosicieli względem stanowiska Niewolnika co do szczepień - ilu musiało być gorliwych braci, którzy zanegowali nauczanie Towarzystwa Strażnica i jego wytyczne pod wpływem autentycznych prześladowań lub trudnej sytuacji osobistej, zrobili po swojemu i co się z nimi stało?

Bo nie wierzę, że skoro dzisiaj potrafi być taka polaryzacja, to inaczej było za PRLu jak za wojo wrzucali do pierdla, a za głoszenie lądowało się na komendzie, gdzie z jednej strony PZPR a z drugiej Solidarność, a jedne świadki doskonale obojętne. Tak samo nie wierzę już, że przestrzeganie stanowiska co do krwi jest jakąś powszechnie akceptowaną normą. Nagłaśnia się taką bezkompromisowość, bo to się sprzedaje w narracji wewnętrznej, ale ile może być osób, które przed ważną operacją dały zgodę na transfuzję, nie pochwaliły się tym i dalej wielbią Jehowę na tyle na ile im wygodnie?

O takich ludziach co poszli w różnych aspektach życia na kompromis z tym czego naucza Niewolnik a czego oczekuje świat, zamiast wykazać się wiernością i bohaterstwem albo szybko się zapomina i udaje, że takich osób nie było albo w ogóle nie dowiaduje się o ich istnieniu i zmaganiach. W obu przypadkach są nieobecne w świadomości zbiorowej. Za kilka lat tak samo mogą zostać zapomniane spory szczepionkowe i towarzyszące im emocje, postawy, zapatrywania; wszystko to zastąpi się jednolitym mitem jak to lud boży znów dał radę przejść przez kryzys. Dlatego obraz tego jaki był niegdyś przeciętny świadek może być kompletnie zakłamany. Przecież po roku 1975 odeszło bodajże kilkadziesiąt procent społeczności, to masa wspólnych historii, emocji, powiązań, które dziś kwituje się lakonicznym: "No, niektórzy uroili sobie, że Niewolnik coś prorokował i nie wytrwali".

Tak samo zastanawiam się czy w obozach koncentracyjnych faktycznie zawsze byli tak niezłomni i odważni jak twierdzi Towarzystwo. Lata temu miałem okazję przelotnie rozmawiać z człowiekiem który to przeżył i odnoszę wrażenie z jego lakonicznej wypowiedzi, że postawa świadków którą zaobserwował raczej nie była tak heroiczna i budująca jak przedstawiają ją publikacje.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 27 Październik, 2021, 13:43
swego czasu w latach 90-tych XX wieku byłem _bardzo_ gorliwym pionierem i kompletowałem sobie biblioteczkę teokratyczną, odwiedzając starsze wiekiem wdowy i prosząc je o stare czarnobiałe publikacje (zależało mi na skompletowaniu wszystkich roczników strażnicy od 1970 roku)

przy okazji tych odwiedzin wdowy opowiadały mi przeróżne historie, a ponieważ uchodziłem za osobę "silną duchowo" więc nie obawiały się że "zgorszę się" czymkolwiek.

niektóre z tych rozmów pamiętam do dzisiaj, zwłaszcza że dziwiło mnie, że (będąc gorliwym ochrzczonym głosicielem) nie zawsze rozumiałem język którym posługiwały się opowiadając różne historie.

jedna z wdów mówi np. "wielu było takich gorliwych jak ty, głosili, _stali_za_stołem_, odpadali od prawdy, niektórzy potem wracali, a niektórzy nie"

zaciekawiło mnie, co tzn. "stać za stołem" i dowiedziałem się że chodzi o braci "na przywilejach" tzn. o starszych zboru i o sług pomocniczych. Gdy zebrania odbywały się w domach prywatnych (bo w epoce zakazu sal królestwa nie było) istniał nieformalny zwyczaj, że przed mówcą stoi zwykły stół przykryty obrusem, a na nim leżą jakieś publikacje, dwa lub trzy przekłady biblii, itd. itp. "stać za stołem" tzn. przemawiać do zboru (a przemówienia wygłaszali bracia "na przywilejach")

ciągnę temat i pytam dlaczego te osoby "odpadały od prawdy" i dowiaduję się że były dwa główne powody: albo wojsko albo seks.

schemat pierwszy - brat "na przywileju" popada w grzechy seksualne bo "jest młody i musi wyszaleć się" więc znajduje sobie jakąś partnerkę w świecie, a gdy już zaspokoi popęd seksualny i nieco spoważnieje, wraca do zboru, żeni się z siostrą ze zboru, a po pewnym czasie wraca na przywileje.

schemat drugi - brat "na przywileju" dostaje powołanie do służby wojskowej i normalnie tę służbę podejmuje (za co jest zaocznie wykluczany), a po dwóch latach wychodzi z wojska, "okazuje skruchę" i po krótkim czasie wraca do zboru, wraca na przywileje i znajduje sobie żonę w organizacji.

moja rozmówczyni przedstawiała mi to wszystko NIE jako "haniebny wyjątek", ale jako _regułę_ która jest (w jej subiektywnej ocenie) "normalną koleją rzeczy". Bracie Sebastianie, jesteś młody więc na razie tego nie rozumiesz, ale później sam zrobisz to samo: porzucisz organizację albo po to aby odbyć służbę wojskową albo po to aby zaznać seksu, a później przed 30-stką wrócisz po żonę w organizacji. Taka jest normalna kolej rzeczy i prawie wszyscy mężczyźni tak robią.

wyrażam zwątpienie, czy do mojej trzydziestki nadal będzie istniał stary szatański świat, a wdowa śmieje się mówi: przed 1975 też wielu braciom wydawało się, że koniec tuż tuż, a potem okazało sie że koniec wcale nie nastał wtedy kiedy chcieli.

i kolejna opowieść wdowy o tym, jak to właśnie te osoby które wtedy (lata 90-te) najgłośniej _niezgodnie_z_faktami_ opowiadają że "niewolnik niczego nie zapowiadał a tylko niektórzy bracia nadinterpretowali strażnicę" to _właśnie_oni_ zapowiadali koniec na 1975 rok.

i lecą konkretne szczegóły kto gdzie komu i w jakich okolicznościach co mówił o 1975 roku.

wdowa podsumowuje że jest już stara i żadnej nowej prawdy ani żadnej nowej organizacji nie będzie sobie na starość szukała, ale ona dobrze wie, że ani organizacja nie jest taka idealna jak bywa przedstawiana ani bracia nie są tacy wspaniali jak są przedstawiani...

dorośniesz, to niejedną szokującą rzecz zobaczysz w organizacji, Bracie Sebastianie...

nigdy nie zweryfikowałem słów tej wdowy, a obecnie ona już nie żyje (a gdyby nawet jakimś cudem, nie przejmując się słowami Biblii o limicie 120 lat, żyła - to i tak przeciez nie porozmawiałaby z odstępcą).

wtedy byłem zainteresowany "tym co budujące", czyli głoszeniem i czytaniem publikacji niewolnika, więc nawet nie czułem potrzeby zgłębiania takich "niebudujących" opowieści...

a jednak pamiętam tę rozmowę z tamtą wdową - i rozmowa ta wskazuje, że (tak jak twierdzi Ex-In) rzeczywista historia organizacji jest dużo mniej idealna od tego, co podaje rocznik.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Estera w 27 Październik, 2021, 13:59
(...) dorośniesz, to niejedną szokującą rzecz zobaczysz w organizacji, Bracie Sebastianie...
   Sebastianie :)) :))
   I jak byś to ocenił z perspektywy czasu?
   Słowa wdowy się spełniły?
 
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 27 Październik, 2021, 14:16
   Sebastianie :)) :))
   I jak byś to ocenił z perspektywy czasu?
   Słowa wdowy się spełniły?
no cóż, ja (zgodnie ze słowami Apokalipsy) zawsze byłem "albo zimny albo gorący" :) i chyba _dlatego_ bardzo niewiele nieprawidłowości zobaczyłem na własne oczy...

najpierw 7 lat mojej wielkiej gorliwości (1989 do 1995) gdy obracałem się głównie wśród nadgorliwców i wśród silnych duchowo a potem 7 lat mojej nieaktywności (1996 do 2002) gdy funkcjonowałem na obrzeżach zboru i niemalże wcale nie spotykałem się ze współwyznawcami na gruncie prywatnym.

w pierwszej siedmiolatce "nie widziałem bo nie chciałem widzieć" (po co zajmować się tym co "niebudujące") a w drugiej siedmiolatce nikt mi niczego nie pokazywał bo sam byłem uważany za "niebudujące" towarzystwo, a więc nikt mi niczego poufnego nie pokazywał.

gdy w grudniu 2002 opuściłem organizację nie wiedziałem nawet 1% tego co wiem obecnie.

Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Estera w 27 Październik, 2021, 14:25
(...) gdy w grudniu 2002 opuściłem organizację nie wiedziałem nawet 1% tego co wiem obecnie.
   No to ładnie Ci się zmieniła perspektywa postrzegania organizacji.
   Ale chyba jesteś zadowolony z takiego obrotu sprawy.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 27 Październik, 2021, 15:02
pewne rzeczy można zobaczyć dopiero z odległości - bo dopóki chodzisz po lesie to widzisz pojedyncze drzewa ale lasu nie dostrzegasz...

inna rozmowa z inną wdową - która poruszyła wątek niskiej moralności obyczajowej wśród świadków Jehowy, a ja wtedy w ogóle nie zauważyłem że jej słowa _dowodzą_ że w Polsce Ludowej w szeregach organizacji pedofilia była _rzeczywistym_ problemem, wymagającym wymyślenia przez kierownictwo Organizacji _bagatelizującej_ ten problem narracji na potrzeby wewnętrzne.

dostałem czarnobiałe publikacje o które poprosiłem, spakowalem do wielkiej torby i za chwilę będę  dźwigać ten co najmniej kilkunastokilogramowy pakunek do swojego domu, a na razie siedzę u wdowy i piję herbatę z cytryną i słucham słów gospodyni

przy herbacie wdowa (nawiązując do strażnic które zabieram) cytuje z pamięci cytat dzisiaj znany chyba każdemu odstępcy:

"Chociaż brzmi to szokująco, ale nawet niektórym szerzej znanym w społeczności ludu Jehowy zdarzyło się popaść w czyny niemoralne, nie wyłączając homoseksualizmu, wymiany żon, napastowania dzieci". ("Strażnica" 1986, nr 5, s. 11)

a ja powątpiewam czy to jest powszechne zjawisko i wyrażam opinię, że "nawet jeśli dojdzie do jednego przypadku homoseksualizmu czy do jednego przypadku wymiany żon, to jest to grzech tak skandaliczny, że nie należy dziwić się, jeśli strażnica przed tym przestrzega, ale szczerze wątpię, aby było to zjawisko masowe"...

wdowa śmieje się mi się prosto w oczy z mojej naiwności i mówi że "mało w zyciu widziałem"

ja kontynuuję, że wymiana żon to pogański zwyczaj azjatycki, więc może gdzieś tam hen za wieloma rzekami i za wieloma morzami zdarzył sie jakiś jeden taki przypadek, ale na pewno nie tutaj w Polsce... wdowa jest  rozbawiona jeszcze bardziej i zapewnia mnie, że w Polsce także mają miejsce takie przypadki i że ona zna takie przypadki osobiście...

ja komentuję, że to strasznie obrzydliwe ("wymiana żon") i że zasługuje na wykluczenie ze społeczności, a wdowa ochoczo zgadza się ze mną...

wdowa pyta mnie, czy słyszałem o przypadkach współżycia z dziećmi, a ja odpowiadam że tak, ale dotyczyło to zboczonych kapłanów katolickich, który służą szatanowi w religii fałszywej...

wdowa opowiada mi przypadek o którym słyszała, a który dotyczył Organizacji Bożej...

sześcioletnia dziewczynka siadała na kolanach dwudziestokilkuletniemu ochrzczonemu świadkowi Jehowy, a później lata mijały, on poczekał aż ona dorosła i gdy tylko uzyskała pełnoletność poślubił ją.

W tym opowiadaniu zostało wyraźnie zaakcentowane, że "ona sama chciała" i że różnica wieku "to nic takiego", a w ogóle to ta dziewczynka "kochała go już jako sześciolatka" itd itp.

w tym opowiadaniu NIE padło stwierdzenie, że dorosły facet współżył seksualnie z dzieckiem w wieku przedszkolnym, NIE padło stwierdzenie, że molestował to dziecko, NIE padła żadna inna informacja świadcząca o ewentualnym popełnieniu przestępstwa przez kogokolwiek...

a jednak obecnie (z perspektywy lat) dostrzegam wielkie podobieństwo między "opowiadaniem o dziewczynce siadającej komuś na kolana" a opowiadaniem o "słabych w wierze niektórych braciach którzy uroili sobie, że niewolnik zapowiadał 1975 rok".

1) całe opowiadanko zbudowane było tak, aby zbagatelizować problem

2) dziwne podobieństwo do współczesnych XXI-wiecznych relacji medialnych o tym jak kto (wg niektórych kapłanów katolickich) dzieci same wskakują do łóżka tymże kapłanom katolickim

3) podkreślanie, że sześcioletnia dziewczynka "sama chciała" siadać mu na kolana
itd. itp.

dodatkowo, trzeba uwzględnić, że moja rozmówczyni odnosiła się z pełnym zaufaniem do tego, co przekazywano jej w organizacji, niczego nie kwestionowała, itd, itp. a dodatkowo miała słaby wzrok, nie mogła samodzielnie czytać strażnicy, była wdową, była rzadko odwiedzana przez kogokolwiek itd itp. - to wszystko razem może tłumaczyć dlaczego tak dobrze pamiętała to co było jej kiedyś opowiadane.

jeśli ta wdowa (jako uważny słuchacz) słyszała (i zaakceptowała jako wiarygodne) takie opowiadanko o "sześcioletniej dziewczynce siadającej dorosłemu mężczyźnie na kolana", to (wg mnie) ktoś z osób zarządzających organizacją musiał zadać sobie trud, aby (na potrzeby wewnętrzne) ułożyć to absurdalne opowiadanko i ten ktoś musiał mieć w tym jakiś cel.

z perspektywy lat przypuszczam, że w Polsce Ludowej musiały krążyć z ust do ust jakieś szokujące opowiadania o skandalach pedofilskich wewnątrz organizacji i ktoś z kierownictwa musiał ułożyć (na potrzeby wewnętrznej narracji) to opowiadanko, aby uspokoić nastroje...

ale to są już tylko moje domysły wydedukowane teraz po wielu latach...
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 27 Październik, 2021, 15:40
przypadek jakich setki a może tysiące w całej Polsce

w zborze Karpacz jeden ze starszych zboru został "wychowany w prawdzie" ale zanim został starszym zboru odszedł z Organizacji, dużo chodził po dyskotekach, a tam nie tylko tańczył ale i nadużywał alkoholu. Swoją późniejszą żonę poznał na dyskotece, a później wrócił do organizacji i awansował na starszego zboru. Jego żona ochrzciła się w organizacji z miłości do męża.

przypadek nie nadaje się do opisania w roczniku, ale nie jest także jakiś przesadnie skandaliczny.

ot, zwykłe ludzkie życie. Człowiek wychowany w organizacji wrócił do środowiska, które znał.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 27 Październik, 2021, 18:15
nie wiem jak w waszych stronach, ale w okolicy Karpacza żyła sobie w latach 90-tych spora grupa ludzi, który przed 1975 byli związani z Organizacją, a po 1975 zaprzestali działalności

większość z nich NIE prowadziła aktywnej działalności odstępczej, wielu z nich nawet nie krytykowało organizacji, ot siedziało sobie w domu i nie angażowało się teokratycznie.

idąc na teren osobisty NIE dostawałem czerwonych ostrzeżeń typu "uwaga odstępca, nie odwiedzać" a nawet zupełnie nie wiedziałem, że takie osoby tam mieszkają.

czułem się nieswojo, gdy człowiek NIE chodzący na zebrania i NIE pojawiający się na Pamiatce (albo widywany raz w roku na Pamiątce) mówił do mnie "bracie"...

kiedyś policzyłem że już w latach 90-tych tych osób było niemalże tyle samo co aktywnych członków zboru (a przecież od 1975 do 1990 przynajmniej niektórzy nieaktywni poumierali, bo takie są prawa biologii). To oznacza, że w moich stronach w 1975 mogła albo odejść albo zaprzestać zaangażowania teokratycznego PONAD POŁOWA osób należących do zboru!

a zatem NIE były to "pojedyncze jednostki" które (rzekomo) coś sobie "uroiły", ale odejścia lub nieaktywność po 1975 roku były _masowym_ zjawiskiem!
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 27 Październik, 2021, 19:22
w zeszłym tygodniu na jakimś drzewie w Karpaczu widziałem klepsydrę: zmarł 77-letni emerytowany nauczyciel historii z Liceum w Karpaczu

człowiek ten w latach mojej młodości uczył mnie w liceum historii i wiedzy o społeczeństwie

był to człowiek wychowany przez matkę będącą bardzo gorliwym świadkiem Jehowy, ale sam poszedł w życiu swoją drogą.

Nie wiem, czy był ochrzczony jako świadek Jehowy, (a więc czy był "odstępcą" w sensie ścisłym), ale wiem, że większą część życia był ateistą, należał do PZPR i utożsamiał się z "naukowym" widzeniem świata.

Jego rok urodzenia wskazuje że w 1975 roku musiał mieć skończoną 30-stkę, a więc dobrze znał oczekiwania świadków Jehowy dotyczące końca świata w 1975 roku.

takich ludzi jak ten zmarły nauczyciel było w Polsce tysiące: oni wiedzieli że nic im sie nie "uroiło", oni wiedzieli, że niewolnik w 1975 roku skompromitował się i opuścili Organizację jeszcze w czasach Polski Ludowej.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 27 Październik, 2021, 21:04
gdy byłem gorliwym pionierem opowiadano mi "bardzo dziwny" przypadek człowieka, który (jak na ochrzczonego brata przystało) odmówił służby wojskowej i poszedł do więzienia, ale po wyjściu z więzienia nie chciał utrzymywać kontaktu z organizacją i poszedł "do szatańskiego świata"...

kiedyś bardzo dziwiłem sie, co tym człowiekiem mogło kierować...

dzisiaj (po przeczytaniu m.in. życiorysu Lebiody) już nie dziwię się ani odrobinę...

dopóki ktoś jest na wolności i służy aktywnie organizacji (a więc: głosi, czyta publikacje niewolnika, chodzi na zebrania, zgłasza się do odpowiedzi, itd. itp.) praktycznie nie ma czasu na samodzielne myślenie...

a ten sam człowiek gdy trafi do więzienia, ma czas pójść do więziennej biblioteki, ma czas poczytać "świeckie" książki, ma czas zastanowić się samodzielnie nad sensem życia, itd. itp.

współcześnie (podobnie do uwięzienia) zadziałał na ludzi jeden i drugi i trzeci lockdown (siedzieli w domu, buszowali po internecie, wyciągali wnioski). Może to niedoskonałe porównanie, ale... w "epoce przedinternetowej" dla wielu "uwięzionych za prawdę" świadków Jehowy kara więzienia mogła przypominać taki "lockdown bez dostępu do internetu"...

owszem, zdobycie informacji wymagało więcej wysiłku (nie wystarczy włączyć komputera, bo komputera nie ma, ale trzeba ruszyć cztery literki wstać z więziennej pryczy i podreptać na własnych nogach do biblioteki, a tam czytać papierowe książki), ale...

ale to zdobywanie "nieteokratycznych" informacji we więzieniu było w ogóle możliwe...

i najprawdopodobniej _wpłynęło_ na to że ktoś wychodzi z więzienia i nie chce już być świadkiem Jehowy...
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 27 Październik, 2021, 22:05
kolejny przypadek więzienny, który jest zbyt "gorszący" aby opisać go w roczniku...

w czasach PRL co roku ponad stu młodych świadków Jehowy odmawiało służby wojskowej bohatersko godząc się na karę pozbawienia wolności. Rok po roku ponad sto osób więc uwzględniając długość kary każdego dnia karę odbywało _kilkuset_ świadków Jehowy.

wiedza z zakresu seksuologii wskazuje że (wg różnych danych) od 1% do 12% społeczeństwa stanowią homoseksualiści. Sama statystyka wskazuje więc, że wśród osób odmawiających służby wojskowej musieli być także kryptogeje.

oczywiście możemy założyć że młody mężczyzna o wrodzonych skłonnościach homoseksualnych, który wychowywany był przez świadków Jehowy najprawdopodobniej wierzył że te skłonności są zboczone i grzeszne i wywołują gniew Boga Jehowy.

nietrudno domyśleć się, że taki mężczyzna mógł nawet modlić się o to, aby Bóg Jehowa dokonał cudu i pozbawił go tychże grzesznych skłonności, a nawet mógł smucić się, że nie jest wysłuchiwany.

Ponieważ nie tylko heteroseksualiści łamią prawo państwowe, więc jest oczywiste, że jakiś tam (nie wiem jaki ale realny) procent wszystkich odbywających karę więzienia przestępców ze świata to aktywni homoseksualiści.

Mimo że prawdopodobieństwo takiego zdarzenia nie jest zbyt wysokie, to jest możliwe że nieakceptujący swojej homoseksualnej seksualności świadek Jehowy może nagle wylądować we więzieniu i może akurat trafić do jednej celi z kilkoma innymi przestępcami, w tym (akurat tak się może złożyć) konkretnym przestępcą ze świata mającym skłonności homoseksualne.

Opowiadano mi że zdarzył się taki przypadek, gdy osadzony we więzieniu za odmowę służby wojskowej ochrzczony świadek Jehowy, który dotąd walczył z grzesznymi skłonnościami homoseksualnymi, właśnie _we_więzieniu_ poznał swojego późniejszego homoseksualnego partnera życiowego.

Oczywiście było to wielkim skandalem obyczajowym i nikt w zborze nie mógł zrozumieć, jak to możliwe: pójść do więzienia jako prześladowany, a wyjść jako osoba pogrążona w tak ciężkim grzechu.

Nie mam narzędzi, aby zweryfikować prawdziwość powyższego opowiadania, ale argument statystyczny przekonuje mnie, że taki przypadek po prostu _musiał_ kiedyś przydarzyć się, dlatego _uwierzyłem_ mojemu informatorowi, że ten przypadek zdarzył sie naprawdę...

Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 27 Październik, 2021, 23:26
opowiadano mi także teokratyczny wątek, dotyczący tzw. "operacji hiacynt", a więc masowej akcji, którą Milicja Obywatelska przeprowadziła w latach 80-tych XX wieku przeciwko środowiskom homoseksualnym w Polsce Ludowej.

w wyniku tejże akcji założono teczki operacyjne kilkunastu tysiącom homoseksualistów i biseksualistów, a setki z nich zmuszono do stałej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa

wśród osób zwerbowanych do współpracy z SB były także pojedyncze osoby z organizacji świadków Jehowy, w tym co najmniej jeden żonaty starszy zboru będący biseksualistą.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 28 Październik, 2021, 00:34
W latach pięćdziesiątych nieco później był może nieco większy luzik,braciszku i siostry je mogli pozwolić sobie na więcej , nie byli tak ścigani za to że nie pobrali się jak to się mówi w panu. Wiem że to zależało też od specyfiki zboru.Ciekawe jak dziś zareagowałby NO gdyby siostra wyszła za mąż za zainteresowanego, który był zainteresowanym również epifanistów , badaczy a na dodatek jak nie było braci w ośrodku to on prowadził zebranie.w książce ,,Najodważniejsi byli świadkowie"czy jakoś podobnie w jednym rozdziale napisano że w obozie doszło do konfliktu między siostrami o to czy należy brać udział w chorowali królików,bo ani h robiono rękawiczki dla pilotów.To takie drobiazgi ,natomiast wszystkie oficjalne wspominki jak już mówią o tych którzy nie dochowali wierności i zachowali się nielojalnie to zawsze źle kończą.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 28 Październik, 2021, 10:06
dokończę tematykę więzienną: tym razem "źle skończył" brat, który odmówił służby wojskowej...

wierny Jehowie ochrzczony młody brat bohatersko odmawia służby i ląduje we więzieniu...
a tam współwięźniowie go _zcwelili_ co oznacza że został zgwałcony przez homoseksualistów, którzy siedzieli w tej samej celi więziennej.

nikt temu bratu nie udzielił żadnej pomocy psychologicznej bo psychologia była od szatana

każdy gwałt jest wielkim dramatem dla ofiary, ale dodatkowo wielu mężczyzn którzy zaznali przemocy seksualnej od homoseksualistów przeżywa kryzys poczucia własnej wartości...

tak było i w tym przypadku...
po wyjściu z więzienia brat ten popadł w depresję, rozpił się i popełnił samobójstwo...

pochowany przez Opiekę Społeczną, gdyż ani rodzina ani zbór nie zajęli się pogrzebem

w zborze opinia, że "sam sobie winien", bo (jak mówiono) "był alkoholikiem"...

wierni Jehowie rodzice zaznali ostracyzmu od zboru bo "źle wychowali syna"...
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 28 Październik, 2021, 12:56
kolejny przypadek: wspomniany w moim wątku autobiograficznym Wacław, długoletni nadzorca podróżujący i długoletni starszy zboru: dochował wierności Organizacji aż do końca, ale...

w swoim życiu ponad 20 lat NIE pracował zawodowo, gdyż był wtedy nadzorcą podróżującym.

Później, z uwagi na stan zdrowia, zrezygnował z podróżowania ale nadal był starszym zboru.
Gdy jego syn Andrzej został skreślony z listy głosicieli za palenie tytoniu, Wacław na własną prośbę sam zrezygnował z funkcji starszego zboru i był zwykłym głosicielem bez żadnej funkcji.

z uwagi na to, jak wiele lat przepracował dla Organizacji, Wacław miał trudności z otrzymaniem emerytury (udokumentował tylko 10 lat pracy), ale dostał głodową najniższą rentę z ZUS-u.

odstawiony na boczny tor NIE otrzymał ŻADNEGO materialnego wsparcia na starość, więc będąc seniorem był zmuszony wykonywać wiele prac dorywczych, np. rąbał ludziom drzewo, itp. za co otrzymywał niewielkie kwoty, które wraz z rentą ledwo starczały do pierwszego.

Organizacja Jehowy "zapomniała" zadbać na starość o swojego wiernego sługę...

już w latach 90-tych Wacław miał kłopoty z nadążaniem za "rydwanem Jehowy", np. bardzo nie podobały mu się "sobotnie akcje rozpowszechniania czasopism", gdyż nie pojmował, jak można iść do służby kaznodziejskiej i nie odczytać podczas służby ani jednego wersetu z Biblii!

nie wiem, co działo się z Wacławem po 2002 roku, gdyż po moim odejściu z Organizacji nie utrzymywaliśmy kontaktów osobistych, ale niedawno rozmawiałem z jego synem Andrzejem.

wg Andrzeja, jego ojciec Wacław zmarł kilka lat temu. Dla syna wielkim szokiem było, gdy porządkując rzeczy ojca po jego śmierci znalazł pokaźne archiwum odręcznie pisanych listów, które Wacław wysyłał do Nadarzyna i na które otrzymywał lakoniczne odpowiedzi.

ze znalezionej korespondencji wynika, że Wacław "dochował wierności" w tym sensie, że nie odszedł z Organizacji, ale przez ostatnie lata życia miał olbrzymie wątpliwości co do "nowych świateł", które organizacja ogłosiła w XXI wieku.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 28 Październik, 2021, 13:51
kolejny przypadek: Halina, żona Wacława i matka Andrzeja, zmarła w sierpniu 2021

Halina jako dwudziestokilkuletnia kobieta przyjęła chrzest w połowie lat 50-tych, a więc służyła Organizacji ponad 60 lat, zawsze była bardzo gorliwa, jako panna wiele lat była pionierką specjalną. Później, po wyjściu za mąż i urodzeniu syna nadal była bardzo gorliwa.

Wielokrotnie ja Sebastian i siostra Halina w latach 90-tych wspólnie głosiliśmy od domu do domu.

Biblia zapowiada nie tylko trzęsienia ziemi ale także zarazy, więc Halina nie była zdziwiona wybuchem epidemii koronawirusa, ale zszkowało ją... podejście Organizacji Jehowy do tejże epidemii!

Zawsze zwycięska Organizacja (ta sama, która "słucha bardziej Boga niż ludzi" i która nie wystraszyła się ani Hitlera ani Stalina) wystraszyła się malutkiego wirusa i pozamykała sale królestwa i kazała "samemu zrobić sobie pamiątkę" i w 2020 i w 2021 roku.

Z dnia na dzień Halina została sama, bez wsparcia braci, ale chciała być do końca posłuszna.

Ze zboru nikt się Haliną nie zainteresował, więc musiała poprosić swojego _nieochrzczonego_ syna Andrzeja aby zorganizował jej Pamiątkę. Obecnie około 50-letni Andrzej co prawda uważa się za chrześcijanina, ale NIE uznaje za prawidłowy sposobu, w jaki świadkowie Jehowy obchodzą pamiątkę, ale kierując się miłością do sędziwej matki, zorganizował jej Pamiątkę i zarówno w zeszłym roku jak i w obecnym roku spędzał dzień Pamiatki razem ze swoją matką.

Andrzej spytał matkę "mamo, powiedz mi, gdzie zniknęła wiara?" i sprecyzował, że on NIE pyta, czy wiara świadków Jehowy jest prawdziwa czy fałszywa, on pyta "czy Ciało Kierownicze w ogóle wierzy w istnienie Boga", jeśli tak mocno zlekceważyło potrzebę obchodzenia Pamiątki...

Halina ze łzami w oczach odpowiedziała: "synku, nie pytaj... nie wiem... nie pytaj mnie.."

Andrzej współczuł Halinie, że na starość musiała zaznać tak wielkiego rozczarowania...
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 28 Październik, 2021, 18:21
historia z przełomu wieków, gdy Polska NIE należała jeszcze do Unii Europejskiej

sędziwe małżeństwo całożyciowych pionierów odziedziczyło po nie służącym Jehowie członku rodziny mieszkanie własnościowe - skromne, ale własne, w tym mieszkaniu nie było nawet łazienki i trzeba było myć sie w misce. Oboje małżonkowie byli bardzo biedni i żyli z najniższych emerytur, więc nie było ich stać na remont i zrobienie łazienki na swój koszt.

Gdy mąż zmarł a żona została wdową, musiała utrzymywać sie z jednej najniższej emerytury.

Oczywiście Organizacja "zapomniała" o swojej służebnicy i nikt nawet nie pomyślał o tym, że wdowie należałoby pomóc materialnie.

Wdowa dorabiała sobie wynajmowaniem pokoju NIE służącemu Jehowie studentowi wyższej uczelni.

Żadna młoda kobieta (w tym żadna studentka) nie wyobrażała sobie jak można w XXI wieku żyć bez łazienki, więc nie była zainteresowana wynajmem, ale młody mężczyzna zgodził się na tak spartańskie warunki, gdyż wdowa zaproponowała atrakcyjnie niski czynsz.

Po pewnym czasie jakaś zawistna osoba doniosła starszyźnie zborowej, że wdowa "mieszka pod jednym dachem z mężczyzną który nie jest jej mężem".

Starszyzna zborowa nakazała _zaprzestać_ wynajmowania pokoju studentowi.

Nikogo nie interesowało, że po zerwaniu umowy najmu wdowa siedzi zimą w nieogrzewanym mieszkaniu ubrana na cebulę w 7 swetrów w mieszkaniu w którym temperatura wynosi +2 C

Tak Organizacja odwdzięczyła się na starość całożyciowej pionierce.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 28 Październik, 2021, 19:45
Sebastianie i o to właśnie chodzi. O tą bezduszność w imieniu zasad, które nie skalają organizację. Nieważne, co mówi Biblia, nieważne czego nauczał wielki mistrz. Ważny jest wizerunek organizacji, choćby okupiony nieszczęściem współwyznawców.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 28 Październik, 2021, 20:28
zdecydowana większość opisanych wyżej przypadków NIE wpisuje się w 100% w to, o co prosił Ex-In, gdyż...

większość (w zasadzie _wszystkie_ poza jednym wyjątkiem żonatego biseksualisty zwerbowanego podczas akcji "Hiacynt" w latach 80-tych) opisanych przypadków NIE dotyczyła "kompromisu" rozumianego jako nieetyczna współpraca z władzą państwową.

ukazałem natomiast bezduszność Organizacji i jej nieumiejętność do niesienia współwyznawcom rzeczywistej pomocy (np. nie udzielono żadnej pomocy psychologicznej ofierze homoseksualnego gwałtu, mimo że ten konkretny gwałt był elementem instytucjonalnych prześladowań ze strony państwa komunistycznego i osobę prześladowaną należałoby otoczyć wszelką możliwą pomocą).

czasami nierozsądnie broniono wizerunku Organizacji NIE zauważając że temu wizerunkowi akurat w tym przypadku absolutnie nic nie zagraża (bo normalni ludzie nie będą posądzać 80-letniej wdowy o seks z 20-letnim studentem), ale zwyciężyły "procedury".

ale właśnie taka jest Organizacja: bezduszna i nierozsądna...
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 28 Październik, 2021, 21:27
gdy w grudniu 2002 opuściłem organizację nie wiedziałem nawet 1% tego co wiem obecnie.
No to ładnie Ci się zmieniła perspektywa postrzegania organizacji.
na wszystko musi przyjść w życiu pora. Zaraz po odejściu z organizacji ani ja nie byłem psychicznie gotowy na poznanie pełnej prawdy o Organizacji ani też internet nie opisywał o Organizacji tego wszystkiego, co obecnie jest publicznie znane.

W 2002 roku trudno byłoby mi uwierzyć w "tajemnicę spowiedzi", w pobieranie dotacji państwowych przeznaczonych dla Babilonu Wielkiego, itd. itp.

w 2002 miałem blade pojęcie o problemie pedofilii i "zasadzie dwóch świadków", ale przez myśl by mi nie przeszło ile tysięcy ofiar ucierpiało wskutek tej polityki...

w 2002 chyba nie uwierzyłbym w to że za dwie dekady to NIE wróg NIE Cezar, ale Ciało Kierownicze _zabroni_ głoszenia od domu do domu...
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Estera w 28 Październik, 2021, 22:49
w 2002 chyba nie uwierzyłbym w to że za dwie dekady
to NIE wróg NIE Cezar, ale Ciało Kierownicze _zabroni_ głoszenia od domu do domu...
   Dokładnie tak, Sebastianie.
   To jest news nad newsami.
   Chyba nikt by się tego nie spodziewał, taka święta praca w skali świata została zatrzymana.
   A głoszenie od domu do domu, to zawsze był sztandarowy argument śj, jeśli chodziło o docieranie do ludzi na wzór Jezusa.
   Jak to się wszystko może w jednej chwili pozmieniać :)) :))
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 30 Październik, 2021, 17:30
nie wiemy, jak dużo osób oficjalnie zgadzało się z nauczaniem niewolnika o zakazie krwi, ale potajemne jednak tę krew przyjęło, zwłaszcza w czasach Polski Ludowej, gdy "szwadrony śmierci" (czyli komitety łączności ze szpitalami) nie istniały, a Organizacja nie miała nawet możliwości naciskania na chorego.

skojarzyła mi się migawka z telewizji sprzed kilku lat relacjonująca wizytę Jarosława Kaczyńskiego u powracającej do zdrowia po wypadku samochodowym ówczesnej premier Beaty Szydło.

dlaczego o tym opowiadam, skoro ani Beata ani Jarosław NIE należą i nigdy nie należeli do sekty, a tym bardziej nigdy nie wspierali zakazu transfuzji krwi?

chodzi mi o to, jak łatwo zwykła pielęgniarka "ustawiała po kątach" wielkiego i potężnego Jarosława, jednoosobowo zarządzającego całą Polską.

pani pielęgniarka zadała Jarosławowi pytanie czy jest najbliższą rodziną Beaty; odpowiedział że nie jest a wtedy pokazała mu ręką krzesło i kazała mu siedzieć i czekać na korytarzu, bo do sali go nie wpuści i już...

zaskoczony niezaplanowaną i nie dającą się przewidzieć reakcją pielęgniarki, potężny Jarosław Niewielki grzecznie siedział i grzecznie czekał, nie wiedząc czy Beata czuje się na tyle dobrze, że wstanie i wyjdzie z sali aby z nim porozmawiać i przyjąć kwiaty...

skoro można było tak potraktować Jarosława Niewielkiego (i to licząc się z tym, że scenkę pokaże telewizja!) to o ileż łatwej było (w minionych dekadach i bez telewizji) pokazać drzwi każdemu sekciarzowi niespokrewnionemu z chorym...

a jakby dyskutował, można było zadzwonić po milicję obywatelską, która przy pomocy pałki i kajdanek z łatwością wytłumaczy czy wolno czy nie wolno zakłócać porządek w szpitalu...
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 30 Październik, 2021, 18:09
kontynuujmy temat krwi... teoretycznie pacjent powinien wyrazić zgodę na zabieg transfuzji (są nawet drukowane formularze na których pacjent składa podpis) więc przynajmniej teoretycznie można wyobrazić sobie sytuację, w której pacjent któremu "wmuszono" krew mógłby postawić tego lekarza przed sądem lub przed jakąś komisją dyscyplinarną, ale...

jakoś nie słyszałem o tym, aby któremukolwiek lekarzowi spadł chociażby włos z głowy...
nie tylko nie słyszałem o żadnej karze finansowej ani tym bardziej o wydaleniu z zawodu...

co więcej, nie słyszałem, aby odbyła się chociaż jedna rozprawa lub chociaż jedno posiedzenie komisji dyscyplinarnej, które chociażby "dla świętego spokoju" (czytaj: aby pacjent się odczepił) karałoby takiego lekarza nawet symbolicznie, chociażby ustnym upomnieniem...

myślę, że nawet fanatykom spośród świadków Jehowy NIE zależy na ściganiu lekarzy za "złamanie prawa boskiego i ludzkiego jednocześnie" czyli za transfuzję wbrew woli pacjenta.
 
skoro tak dzieje się obecnie, to myślę że w czasach Polski Ludowej _tym_bardziej_ lekarze nie odczuwali nawet najmniejszego zagrożenia, w przypadku gdy robili transfuzję wbrew choremu.

jeden z takich przypadków opiszę poniżej
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 30 Październik, 2021, 18:54
Sprawa NIE dotyczy „niewierności” wobec Organizacji ale ukazuje jak podchodzono do zakazów...

Ordynator szpitala w którym na porodówce wydarzyła sie opowiadana historia był cenionym lekarzem, wybitnym fachowcem, ludzie marzyli o tym, aby to właśnie on osobiście zadbał o ich zdrowie.

Z uwagi na jego wysokie zawodowe kwalifikacje mało komu przeszkadzał (użyjmy eufemizmu) „bardzo bezpośredni język”, którym tenże lekarz na co dzień posługiwał się, komunikując się z pacjentami...

Ciężki przypadek, powikłania po porodzie, nie wiadomo czy niemowlę przeżyje, a matka sprzeciwia się transfuzji krwi, czym dodatkowo podwyższa prawdopodobieństwo śmierci niemowlęcia.

Do pacjentki przchodzi sam ordynator i (jako fachowiec) pyta, czy są jakieś „przeciwwskazania medyczne”, na co pacjentka odpowiada, że przeciwwskazaniem jest _wiara_ gdyż ona jest świadkiem Jehowy i wierzy że Biblia zabrania transfuzji krwi.

Nie bawiąc się w żadne grzeczne słówka, ordynator (w obecności kilku osób, które się temu przysłychiwały) prosto i szczerze odpowiedział (cytuję): „...uj kładę na pani wiarę... gdyż nie jestem szarlatanem, ale lekarzem... i moim świętym obowiązkiem jest ratować pani życie i życie pani córeczki...”

Transfuzja odbyła się. Dziecko przeżyło i matka przeżyła. Dziecko wyrosło na piękną zdrową kobietę...

Przed wypisaniem pacjentki i dziecka do domu, ordynator (nie znający wierzeń sekty) próbował pół żartem pół serio pocieszać pacjentkę słowami: „to nie pani obraziła swojego Boga tylko ja, więc niech sie pani nie martwi... to ja po śmierci będę za tę transfuzję smażył się w piekle, a nie pani...”.

pacjentka próbowała „wydać świadectwo” i wytłumaczyć że żadne piekło nie istnieje, a ordynator uśmiechnął się i powiedział: „tym lepiej droga pani... jeśli Bóg na nikim nie będzie mścił się, że dziecko żyje... to tym lepiej!”

Co ciekawe, gdy pacjentka opowiedziała swoim współwyznawcom co wydarzyło się w szpitalu, wszyscy pocieszali ją, mówiąc, że „ten lekarz ma rację, ty jesteś niewinna, ty chciałaś dobrze”...

Nie jest to co prawda przykład „niewierności” ani „pójścia na kompromis”, ale pokazuje, że w chwili zagrożenia życia człowiek potrafi zracjonalizować sobie sytuację i ucieszyć się z tego „że _to_nie_on_ złamał prawo Boże”, a jednocześnie ucieszyć się że (wskutek „złamania prawa bożego”) dziecko żyje...
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 30 Październik, 2021, 20:53
Nie tak drastycznie, ale to wydarzyło się też naprawdę. Otóż miałem wypadek samochodowy, po którym jak się kilka godzin później okazało miałem wstrząśnienie mózgu. Wypadek miał miejsce w piątek, a ja w ten sam dzień poszedłem na domówkę, a w sobotę na zebranie. Źle wyglądałem więc jeden z braci postanowił zawieść mnie do szpitala. Tam neurochirurg, do którego trafiłem zbadał mnie, a potem zaaplikował mi zastrzyki. Jeden koloru różowego lub czerwonego. Zanim zdążyłem zareagować dostałem kilka szpryc w żyłę i przy okazji opieprz za zlekceważenie swego stanu. Gdy zorientowałem się, że wpakowano mi szpryce, przejęty i z rozchwianym sumieniem wydusiłem pytanie czy w zastrzykach czasem krwi lub środków krwiopochodnych nie było. Przyznałem, że jestem SJ. Neurochirurg popatrzył na mnie (byłem wówczas gówniarzem względem niego) i powiedział mi abym się nie obawiał. Nie wiem co mi wówczas podał. Przyszło mi także do głowy, że mnie zwyczajnie okłamał i powiedział mi co chciałem usłyszeć. Ale szpryce przyjąłem i do tej pory nie wiem co On mi wówczas podał.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Legion w 31 Październik, 2021, 02:05
do tej pory nie wiem co On mi wówczas podał.
Jeżeli dostałeś się do szpitala choćby na kilka godzin to chyba powinieneś dostać jakiś wypis?
Mam bliską osobę w służbie zdrowia i od tej osoby wiem że bracia mają dziwną tendencję do opowiadania, że oni "żadnej krwi" już przy paracetamolu. Z perspektywy medyka to może śmiesznie wyglądać gdy po samym dzień dobry od razu słyszy "Jestem świadkiem i żadnej krwi", tak jakby jedynym celem lekarzy to byłoby wlanie w pacjenta hektolitra cudzej krwi.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 31 Październik, 2021, 07:39
Jeżeli dostałeś się do szpitala choćby na kilka godzin to chyba powinieneś dostać jakiś wypis?
Mam bliską osobę w służbie zdrowia i od tej osoby wiem że bracia mają dziwną tendencję do opowiadania, że oni "żadnej krwi" już przy paracetamolu. Z perspektywy medyka to może śmiesznie wyglądać gdy po samym dzień dobry od razu słyszy "Jestem świadkiem i żadnej krwi", tak jakby jedynym celem lekarzy to byłoby wlanie w pacjenta hektolitra cudzej krwi.
[/b][/size]

Nie położył mnie wówczas w szpitalu, tylko zbadał i stwierdził, że mogę iść do domu. No cóż ja wówczas nie tylko względem tego lekarza byłem gówniarzem, ale w ogóle byłem gówniarzem, do tego przestraszonym. A to, że jestem ŚJ to powiedziałem jak od niego z gabinetu wychodziłem i wówczas, jak już było po wszystkim, zadałem swoje głupie pytanie. Muszę przyznać, że lekarz (do tej pory pamiętam jego nazwisko) zachował się profesjonalnie. Popatrzył na przestraszonego chłopaczka i powiedział co miał powiedzieć.
Ps: W tamtych latach była taka szara książeczka zdrowia ze zdjęciem i podpisem i tam mam wpis tego lekarza poświadczającą moją wizytę w szpitalu podczas jego dyżuru.
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 31 Październik, 2021, 10:07
wydawałoby się że przynależność do PZPR i życie w konkubinacie uniemożliwiają członkostwo w Organizacji, ale... zdarzało się że nikt nie sprawdzał dokumentów przed chrztem

w latach 70-tych do organizacji wstąpił człowiek, który _okłamał_ prowadzącego studium, że wystąpił z PZPR, mimo że należał do niej nadal. To były lata konspiracji, więc nikt nie sprawdzał tej informacji, a tym bardziej nikt nie prosił nikogo o dowód osobisty.

Ten sam kłamca okłamał prowadzącego studium biblijne że jego konkubina jest jego ślubną małżonką - ta informacja także nie została sprawdzona. Co więcej: kłamca konsekwentnie używał w zborze innego imienia i nazwiska niż w świecie.

Kłamca budził zaufanie, dawał piękne komentarze na zebraniach, pięknie modlił się itd. itp.

Kłamca awansował na sługę miasta i w "niewielkim ale wojewódzkim" mieście (jednym z 49 miast wojewódzkich Polski Ludowej) był (mówiąc potocznie) szefem wszystkich starszych zboru w tymże mieście.

Jeśli Organizacja jest kierowana przypominającym prąd elektryczny bezosobowym duchem świętym, to musiało dojść do jakiejś usterki w tejże instalacji instalacji elektrycznej gdyż kłamca należał do organizacji ponad 20 lat i aniołowie Boży przez ponad 20 lat nie zareagowali.

Co ciekawe, Organizacja pod kierownictwem owego sługi miasta pięknie się wtedy rozwijała na tamtym terenie, więc wygląda na to że ani konkubinat ani przynależność do PZPR jakoś NIE zatamowały dopływu Bożego błogosławieństwa...
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 31 Październik, 2021, 18:45
wspomniana w tym wątku Halina opowiadała mi że kilkakrotnie milicja obywatelska proponowała jej współpracę i że m.in. milicja tłumaczyła jej że "mają wspólnego wroga" bo i komuniści i świadkowie Jehowy walczą z tym samym kościołem katolickim.

Halina twierdziła że odrzuciła wszystkie propozycje ("nie jestem judaszem i srebrniki nigdy mnie nie interesowały") i ja jej w to uwierzyłem gdy oboje byliśmy w zborze i teraz po jej śmierci nadal jestem przekonany o prostolinijności Haliny w tym zakresie.

byli jednak tacy, co lawirowali... wg zasady, którą po "babilońsku" można by oddać dobrze znanymi słowami: "Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek"...

nie wiem jak ta sama zasada brzmiałaby w języku teokratycznym, ale chyba czytelnik rozumie, co mam na myśli...

w każdym razie, wśród osób działających w organizacji Jehowy byli tacy, co współpracowali z władzą komunistyczną ale _nie_byli_ szpiegami ani pracownikami SB lecz robili to "dla idei"...

w Polsce Ludowej organizacja była specyficznie spleciona i z kościołem i z komuną...

pod względem obyczajowym, dominował (bliski niektórym fanatycznym ruchom wewnątrz kościoła katolickiego) nurt skrajnie konserwatywny obyczajowo, tzn. tępiono wszelki seks niemałżeński i tępiono wszelką aktywność nieheteronormatywną, co (na gruncie nauczania strażnicy na tematy seksualne) można stosunkowo łatwo zrozumieć...

trudniejsza do zrozumienia jest fascynacja niektórych osób funkcyjnych w organizacji ideami komunizmu jako ustroju odrzucającego własność prywatną, ale _istniały_ takie postawy...

oczywiście, nikt ze starszyzny NIE nauczał na wykładzie publicznym że "Jezus był pierwszym komunistą"...

oczywiście, nikt ze starszyzny NIE próbował wprowadzać wspólnoty dóbr materialnych w zborze (a w każdym razie nic mi o takich ekscesach nie wiadomo), ale...

ale...

ale przynajmniej niektórym osobom z _kierownictwa_ Organizacji bliska była emocjonalna niechęć do wszelkich bogaczy i prywaciarzy i wyzyskiwaczy.

gdy Sejm PRL 25 września 1981 uchwalił "ustawę o zwalczaniu spekulacji" doszło do ciekawej z pkt widzenia socjologicznego nieoficjalnej współpracy między starszyzną zborową przeciwdziałającą "grzechowi chciwości" a służbami państwowymi, zwalczającymi czyny zakazane w tejże ustawie.

zdarzały się jednak przypadki, gdy ta sama osoba była wykluczana (na zebraniu nie mówiono za co) i "akurat" następnego dnia lub w kolejnym tygodniu była aresztowana przez państwo za spekulanctwo

zdarzały się przypadki niemalże jednoczesnego wykluczenia i uwięzienia cinkciarzy (handlujących zakazaną walutą jaką wówczas były dolary amerykańskie)...

wszystko to zdarzało się na tyle często, że ciężko uwierzyć w "czas i przypadek", a założenie że nie istniała żadna wymiana informacji między władzą komunistyczną a władzą w zborze wymagałoby _bardzo_ wielkiej wiary...

zdarzały się także mniej oczywiste przejawy współpracy między zborem a państwem.

Zbliża się wprowadzenie stanu wojennego i na początku grudnia 1981 działacze solidarności odwiedzają swojego kolegę z pracy który jest świadkiem Jehowy i zachęcają go do wstąpienia w szeregi solidarności. Opierając się na legendzie miejskiej mówiącej o rzekomo doskonałej uczciwości świadków Jehowy stawiają sprawę jasno: wstąp do nas i zostań skarbnikiem w naszym związku zawodowym.

Na gruncie "apolitycznego" nauczania strażnicy odpowiedź powinna być natychmiastowa i oczywista: "nie gniewajcie się, ale odmawiam!" A jednak odpowiedź świadka Jehowy jest inna: "pojutrze dam wam odpowiedź".

I cóż za przypadek: następnego dnia goście tego świadka Jehowy zostają aresztowani przez milicję "nie wiadomo za co". Wszystko dzieje sie jeszcze przed "barbórką" (dokładnie 1 lub 2 grudnia 1981) gdy jeszcze przynajmniej teoretycznie solidarność działa legalnie i jeszcze nie jest zakazana (bo zostanie zakazana dopiero za prawie dwa tygodnie).

Nie ma dowodów że ten świadek Jehowy skontaktował się z milicją obywatelską i wsypał swoich kolegów z pracy, ale jest na tyle prawdopodobne, że nie da się tego wykluczyć.

Pół żartem pół serio możnaby powiedzieć, że to "dość nietypowy sposób" rozumienia zasady, że świadkowie Jehowy powinni być apolityczni... ale z uwagi na to że aresztowano ojca wielodzietnej rodziny powstrzymajmy się od takich żartów...
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 01 Listopad, 2021, 09:44
w roczniku fajnie brzmią opowiadania o tym, jak Jehowa opiekuje się swoim ludem... niestety, rzeczywistość jest szara i przykra...

bohater który za wierność Organizacji poszedł do więzienia, odsiedział w _stalinowskim_ więzieniu trzy lata i był tam bity i głodzony i gwałcony butelką, a także m.in. wielokrotnie rażono jego jądra prądem elektrycznym, ale nie wydał absolutnie nikogo, pełna wierność...

po wyjściu z więzienia zauważył, że bracia odsuwają się od niego i nikt nie chce z nim współpracować

wyjaśnienie jest przerażające: oficer SB, który przeniknął do Organizacji, naopowiadał braciom że ów bohater jest kapusiem i że trzeba na niego uważać, itd. itp.

wszyscy od owego bohatera odsunęli się... zmarł w zapomnieniu...
ludzie się od niego odsunęli, a aniołowie Boży o nim kompletnie zapomnieli...
nie miał nawet teokratycznego pogrzebu... pochowany przez Opiekę Społeczną...
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 01 Listopad, 2021, 10:45
w roczniku fajnie brzmią opowiadania o tym, jak Jehowa opiekuje się swoim ludem... niestety, rzeczywistość jest szara i przykra...

bohater który za wierność Organizacji poszedł do więzienia, odsiedział w _stalinowskim_ więzieniu trzy lata i był tam bity i głodzony i gwałcony butelką, a także m.in. wielokrotnie rażono jego jądra prądem elektrycznym, ale nie wydał absolutnie nikogo, pełna wierność...

po wyjściu z więzienia zauważył, że bracia odsuwają się od niego i nikt nie chce z nim współpracować

wyjaśnienie jest przerażające: oficer SB, który przeniknął do Organizacji, naopowiadał braciom że ów bohater jest kapusiem i że trzeba na niego uważać, itd. itp.


wszyscy od owego bohatera odsunęli się... zmarł w zapomnieniu...
ludzie się od niego odsunęli, a aniołowie Boży o nim kompletnie zapomnieli...
nie miał nawet teokratycznego pogrzebu... pochowany przez Opiekę Społeczną...
[/b][/size]
Sebastianie to autentyczne wydarzenie?
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 01 Listopad, 2021, 11:01
Sebastianie to autentyczne wydarzenie?
niestety tak
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Gostek w 01 Listopad, 2021, 13:01
Mną wstrząsnęła kiedyś wiadomość, jak doszła do mnie wiadomość, o tym jak to w salę kongresową(chyba gdzieś k. Malborka) uderzył piorun i część sali się spaliła.
Drugim takim tragicznym wydarzeniem, to była informacja o zatonięciu kilku braci na Mazurach podczas nagłej zmianie pogody.
Nigdzie bracia, tej informacji oficjalnie nie zamieścili.
Ja, z uwagi na fakt, że mieszkam za granicą, to dowiedziałem się dłuuuugo po fakcie.


Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 01 Listopad, 2021, 13:12
Mną wstrząsnęła kiedyś wiadomość, jak doszła do mnie wiadomość, o tym jak to w salę kongresową(chyba gdzieś k. Malborka) uderzył piorun i część sali się spaliła.
Drugim takim tragicznym wydarzeniem, to była informacja o zatonięciu kilku braci na Mazurach podczas nagłej zmianie pogody.
Nigdzie bracia, tej informacji oficjalnie nie zamieścili.
Ja, z uwagi na fakt, że mieszkam za granicą, to dowiedziałem się dłuuuugo po fakcie.
[/b][/size]

Jeżeli chodzi o tych zatopionych na kajakach, to było głośno we wszystkich zborach ŚJ. Jeżeli to te wydarzenie, o którym piszesz, to tam zginęło kilku młodych Świadków :(
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Gostek w 01 Listopad, 2021, 13:40
Tak, to o te wydarzenie mi chodziło.😩
O porażkach braci, a tym bardziej organizacji mówi się, albo wcale albo nie za wiele. No, bo u nas to wszystko jest, a raczej powinno być wzorowe.! 👍😲
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 01 Listopad, 2021, 14:04
to zatonięcie kilku braci na jeziorze to niestety jedna z wielu ofiar złożonych Molochowi, (bożkowi jakim jest "wizerunek Organizacji", ważniejszy od ludzkiego życia i zdrowia).

wg mojej wiedzy, owi bracia wykazali się brakiem rozsądku i spożyli nieco alkoholu. Gdy pogoda zmieniła się, posiadali co najmniej jeden telefon komórkowy, a więc mieli techniczną możliwość wezwać od razu służby ratunkowe (i ocalić życie) ale niestety, obawiali się "sciągnąć hańbę na imie Jehowy", gdyż "co to będzie, jak ludzie ze świata dowiedzą się że świadkowie Jehowy wypili alkohol", itd. itp.

wg mojej wiedzy, owi bracia później jednak wezwali pomoc, ale pomoc przyszła zbyt późno i kilka osób poniosło śmierć
Tytuł: Odp: Antyrocznik - czyli historie braci co poszli na kompromis
Wiadomość wysłana przez: lukier w 03 Listopad, 2021, 12:52
Jeśli chodzi o grzeszki pójścia na kompromis, to rodzina mojej dawnej przyjaciółki i ona sama też, cichaczem, dla podratowania zdrowia stosowały terapię pijawkami. Nie chwaliły się tym oczywiście szeroko.

W ogóle muszę przyznać, że ciężko mi znaleźć więcej przypadków, podejrzewam, że się działo, ale skrzętnie zamiatane pod dywan takie "wyskoki".

Z drugiej strony trzeba im oddać, że są tak zindoktrynowani, że większość jednak nie idzie na żadne kompromisy, w stylu krew dla ratowania życia, tak mi się wydaje, a  przynajmniej tak było za moich czasów.

Teraz rzadko stawiani są w ekstremalnych sytuacjach, jak prześladowania, obozy, przymusowa współpraca z Państwem, a coś mi się wydaje że to nowe pokolenie łamało by się pod presja bardziej.